Wreszcie wolny

186 14 8
                                    

   Nikt nie był w stanie opisać tego jak bardzo zmienił się Jeongguk w momencie, gdy opuścił tak wiele murów. Ten w swojej głowie, ten w dawnym szpitalu i ten z miejsca, w którym wygrał swoją największą walkę. Uśmiech wręcz nie schodził z jego przystojnej twarzy, zawsze, gdy w jego pobliżu pojawiał się aktor. Jego ciało znacznie się zmieniło, wyglądał na znacznie zdrowszego, można by rzec, że równie dobrze jak nie lepiej niż zaledwie trzy lata temu. Wystarczyła jedna osoba i jej upartość, by dawny Ggukie wrócił do świata żywych odmieniony pod każdym względem. Wszyscy byli wdzięczny Kimowi, że ten wybawił dwudziestojednolatka z czeluści piekła i zaprowadził go niemalże do bram nieba, dlatego nikt nie zdziwił się, gdy zaledwie po roku znajomości doszła ich wiadomość, iż ta dwójka miała niebawem wziąć ślub. Jeon był szalenie i szczerze zakochany w starszym, ufał mu bezgranicznie, i obdarował go najważniejszym uczuciem w swoim życiu. Dlatego, gdy tylko zobaczył jak szatyn klęknął przed nim nieco blady ze strachu i z trzęsącą się dłonią wyjął małe, białe pudełeczko.

   — Oczywiście, że chcę być twoim panem Kimem — zaśmiał się rozczulony i szczęśliwy zarazem, by zaraz ucałować rozchylone usta swojego hyunga. Ich pocałunek był długi, czuły i pełen szczerej miłości, a w dodatku w oddali mogli dostrzec piękną wieżę Eiffla, która dopełniała tę scenę. 

   — Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mnie uszczęśliwiasz — wyszeptał, wtulając mocno w siebie swojego już narzeczonego. Ten ponownie się zaśmiał i oparł podbródek na jego ramieniu, mówiąc spokojnie do jego ucha.

   — To ja jestem dzięki tobie najszczęśliwszym facetem na ziemi hyung i nie mów nawet, że jest inaczej.

   W tamtym momencie można było powiedzieć i w sumie nawet sam Jeon mówił, że był wreszcie wolny. Pokój już dawno zamknął na klucz, ziemia była już mocno zasklepiona, więc nie musiał się obawiać ponownych demonów. Zresztą miał u swego boku Stróża, który chronił go swoimi potężnymi skrzydłami. Jego świat nabrał niesamowicie intensywnych kolorów, każdą cudowną chwilę przeżywał dwa razy mocniej, a gdy dopadał go smutek niemal momentalnie pojawiał się Kim i rozwiewał jego wszelkie wątpliwości oraz ciemne wspomnienia. 

   — Myślę, że dobrym pomysłem było kupienie tego domu — Usłyszał nieco zachrypnięty głos swego przyszłego męża, który wszedł na werandę mając w dłoniach dwa kubki z ciepłą herbatą.

   — Ach, tak. Widok tych lasów i gór w oddali potrafi uspokoić, a jedyny hałas jaki do nas dociera to rankiem, gdy ptaki zaczynają śpiewać — Delikatny uśmiech przyozdobił twarz bruneta, który niemal od razu wtulił się w tors swojego hyunga.

   — I nie zapominaj o równie głośnych nocach — parsknął cicho, przypominając sobie ich niegrzeczne zabawy, które mimo wszystko wciąż były przepełnione delikatnością i miłością.

   — Dlatego ciesze się, że nie mamy sąsiadów — Zerknął na dwudziestopięciolatka, widząc jego uroczy, kwadratowy uśmiech. Czy w tamtej chwili Jeon mógłby być szczęśliwszy? Miał dwa domy, jeden w sercu starszego, a drugi ten bardziej materialny. Był szczęśliwy pod każdym względem i nie wahał się tego okazywać, nie skrywał uczuć, nie walczył sam ze swoimi myślami. W końcu miał u swego boku cudownego Stróża, który niczym dzielny rycerz walczył tuż obok niego, chroniąc go własnym ciałem przed każdym złem.

   Dzień ich ślubu nadszedł naprawdę szybko, tamtego dnia była piękna, słoneczna pogoda, niebo tak błękitne jak jeszcze nigdy w życiu, a uśmiechy na twarzach gości równie promieniste jak ten Gguka. W altanie ozdobionej kolorowymi kwiatami stało dwóch zakochanych w sobie mężczyzn, którzy trzymali się za ręce i z prawdziwą czułością wpatrywali się w swoje nieco zaszklone oczy. Scena wyjęta niczym z bajki lub filmu, przepełniona szczęściem, miłością i wszystkimi innymi pozytywnymi uczuciami.

   — Możecie się pocałować — Usłyszeli nagle, by zaraz zbliżyć się do siebie szybko. Tae ujął czule twarz swojego męża w dłonie i złożył delikatny, wręcz motyli pocałunek na jego ciepłych wargach. Głośne oklaski, wiwaty oraz setki płatków kwiatów, które zostały rzucone w ich stronę. 

   — Kocham cię, mój panie Kimie — wychrypiał do ucha młodszego i ponownie złączył ich usta. I ta chwila trwałaby zapewne dłużej, gdyby nie nagle trzęsienie ziemi. Oderwali się od siebie, widząc pękającą ziemię, a z nieba mocno spadający grad, który niszczył dosłownie wszystko na swojej drodze. — Chodź, Ggukie — szepnął przestraszony aktor, przyciągając mocno do swego torsu świeżo poślubionego chłopaka, chcąc go uchronić przed tym wszystkim. 

   — Uciekajmy! — pisnął niemęsko, łapiąc starszego za rękę, by zaraz pociągnąć go w rzekomo bezpiecznym kierunku. Ziemia tuż za nimi pękała coraz szybciej, a przez ogromną szczelinę wpadały pięknie przyozdobione stoły, krzesła, a nawet altana, w której kilka sekund temu stali. Obrywali sporym gradem, odłamkami mebli, które roztrzaskiwały się drzewa przez świeżo powstały wiatr, lecz mimo wszystko wiernie trzymali się za dłonie chcąc się wzajemnie uchronić. Jednak ich bieg nie trwał długo, ponieważ Jeon z przerażeniem zauważył, że na jego nogach oraz dłoniach ponownie zapięły się dobrze znane mu kajdany, a w oddali pojawiło się to samo, przerażające pomieszczenie. 

   — Ggukie, pamiętaj, że cię kocham! Musisz dla mnie walczyć! — Głos Kima docierał do niego niemal w strzępkach przez co tylko słyszał wyrywkowe słowa. Odwrócił głowę do tyłu, lecz za nim już nie było jego hyunga, był sam na nowo. Próżnia, do której trafił sprawiła, że stanął jak wryty w miejscu, wiatr dalej szalał a gdzieś w oddali słyszał zapłakany głos Taehyunga.

   — Hyung? Hyung, nie zostawiaj mnie! — Krzyczał, rozglądając się w panice dookoła, lecz nim zdążył się zorientować, ciepłe i długie szpony pociągnęły go za biały garnitur w tył. Chłopak niemal od razu upadł mocno na tyłek w ogromnym, zaciemnionym pomieszczeniu, a drzwi przez które go wciągnięto zamknęły się z hukiem. Podbiegł do nich i z całej siły uderzał w nie pięściami, wrzeszcząc oraz płacząc jednocześnie, lecz nie słysząc ani nie widząc żadnego rezultatu, osunął się po podartych drzwiach. Jego weselne ubranie na nowo zamieniło się w zieloną piżamę, a przez zakratkowane okno wpadało delikatne światło. Głucha cisza wypalała dziurę w jego głowie, złamane serce chciało przestać pracować, a magicznie przybliżony do niego jego stary szkicownik nakazał mu ponownie zając się tym, co go relaksowało. Bo jaki miał inny wybór?

 Bo jaki miał inny wybór?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Primula✿KthxJjg✿Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz