Jeon siedział skulony pod jedną ze ścian, ciemność jaka panowała w pokoju przerażała go z sekundy na sekundę coraz bardziej. Ogromna, jasna pełnia przebijała się przez konary nagich drzew, rzucając światło na pokrytą płytkami podłogę. Tae wyjechał dwie godziny temu, ponieważ jego urlop się zakończył, dlatego dwudziestolatek na nowo został sam. Zupełnie samotny pośród nagich, zimnych ścian oraz rozszczelnionej podłogi. Wiatr wdzierający się przez szczeliny w oknie wydawał upiorny dźwięk, a natarczywe tykanie zegara przyprawiało chłopaka o coraz większe nerwy. Przez chwilę patrzył na przeciwległą ścianę, przygryzając przy tym mocno swoją dolną wargę nie bacząc na to, że już spływała po niej mała stróżka krwi. Zacisnął dłonie w pięści i wstał gwałtownie jego poważny wzrok utkwiony był w zakratkowanym oknie, a twarz oświetlona przez pełnię. Oddychał szybko, a adrenalina jaka w nim buzowała sprawiała, że zaczął mieć zawroty głowy. Pragnął Kima pod każdym możliwym względem i to dla niego podjął się takiej, a nie innej decyzji. W momencie, gdy zobaczył jego odjeżdżający samochód ze szpitalnego parkingu zdał sobie sprawę, jak bardzo się od niego uzależnił. Jak bardzo potrzebował jego dotyku, głosu, pocałunków i miłości, by móc w spokoju przetrwać kolejne godziny z dala od ciemnego pokoju, w którym każdej nocy na nowo był zamykany. Był pewny, że znalazł klucz do swojej wolności, klucz do wiecznie zamkniętych drzwi, klucz do normalnego życia. Może i miał dwadzieścia lat, ale myślał o sobie już jak o mężczyźnie, który pragnie mieć rodzinę. Sporą, szczęśliwą rodzinę, która dałaby mu poczucie miłości i bezpieczeństwa. Dlatego podszedł do okna szybkim krokiem, przez kilka pierwszych sekund mocował się z klamką, lecz ta jak na złość się zacięła. Szarpał i ciągnął za nią na każdą możliwą stronę przez co ostatecznie uchwyt został mu w ręce, lecz okno wciąż pozostało zamknięte. Warknął nisko pod nosem, by zaraz owinąć wokół prawej ręki bluzkę. Uderzył nią gwałtownie o szybę, słysząc i czując jak ostre szkło spadło szybko i głośno na płytki. Ogromny powiew wiatru targał jego przydługawymi włosami i za dużą koszulą, lecz to mu kompletnie nie przeszkadzało. Ostatnia, najtrudniejsza przeszkoda była dopiero przed nim, ponieważ musiał jakoś pozbyć się krat, które były przymocowane były do elewacji budynku. Chwycił za dwie pierwsze poręcze i mocno nimi szarpał, lecz nie mógł nic z nimi zdziałać, ponieważ były dla niego zbyt ciężkie. Zacisnął mocno szczękę czując powoli wzrastające ściany, które na nowo chciały mu odebrać normalne życie, dlatego stanął nieco chwiejnie na parapecie i dzięki światłu od księżyca, nieco odkręcił dwie, grube śruby, którymi przymocowane kratki. Nie wiedział skąd znalazł w sobie takie zacięcie i siłę, by wyprawiać takie rzeczy, lecz chęć bycia u boku Kima oraz świadomość bycia kochanym popychała go naprzód. Nie bacząc na konsekwencje.
Podszedł do ściany i na nowo obrócił się przodem do okna. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że to była jego jedyna szansa na ratunek, że ten otwór okienny był jego kluczem do szczęśliwego życia. Dlatego mocno zacisnął pięści i nie bacząc na to, że był boso, a jego pokój był na trzecim piętrze, ruszył biegiem w stronę okna. Skoczył szybko i zwinnie tym samym uderzając mocno całym swoim ciałem o kraty, które pod wpływem siły i pędu chłopaka, odczepiły się od zawiasów i wraz z nim runęły prosto na ziemię. Jasna pełnia oraz okropnie przeszywający chłód niemal momentalnie owładnęły drobnym ciałkiem dwudziestolatka. Krata upadła z hukiem na schody, łamiąc się niemalże na kawałki, a tuż obok niej brunet, który pragnął miłości i szczęścia bardziej niż życia. Dlatego niemal po chwili z jego ust wydobył się niemy krzyk, a ciemne tęczówki spowiła mgła.
Tuż przy białym, wygodnym łóżku siedział zapłakany Kim, który przykładał bladą, zimną dłoń Gguka do swojego policzka. Jak na sygnale pędził prawie sto czterdzieści kilometrów na godzinę, by jak najszybciej znaleźć się przy swoim malutkim Króliczku, który według lekarzy, chciał popełnić samobójstwo. Już nie pierwszy raz ktoś źle zinterpretował jego zachowanie, dlatego sam zainteresowany nie był tym zaskoczony. Jednak głośny szloch i cichy szept przy jego uchu uświadamiał mu, że to co zrobił nie do końca było przemyślane. Może faktycznie działał pod wpływem chwili, lecz nie żałował tego, ponieważ wreszcie uwolnił się z ciemnego pokoju gotów na miłość i życie u boku swojego Tae.
Liczne siniaki, zadrapania, guzy i bandaże - to nie wyglądało pod żadnym względem dobrze, ani nie dawało nadziei iż stan pacjenta mógł być lepszy. Obrażenia jakich doznał były bardzo silne, można powiedzieć, że zagrażające życiu, a fakt, iż jeszcze okazywał funkcje życiowe był czystym cudem. Jednak miłość i pragnienie szczęśliwego życia pomagały mu nawet i w tamtym momencie, sprawiając, że Kookie odbywał okropnie długą podróż w swoim umyśle, by za jakiś czas dostać się na metę.
— Dlaczego to zrobiłeś? Myślałem, że mnie kochasz — wyszeptał Kim, który kompletnie załamany wpatrywał się w ciąż śpiącego ukochanego. — Jakim prawem podjąłeś taką decyzję? — Żal, złość jaka była słyszalna w głosie starszego była nie do opisania. Jeon naprawdę obawiał się, że zawiódł swojego mężczyznę, lecz jak mógł mu udowodnić, że zrobił to dla ich wspólnego szczęścia? Czy jego Tae mu wybaczy ten czyn po tym jak się wybudzi? Czy zostawi go ponownie samego pośród swoich wspomnień, które wtedy również będą obejmowały postać aktora o subtelnym uśmiechu i niskim głosie?
Zegar wciąż uparcie tykał, aparatury buczały cicho dając znać pacjentowi, że cały czas był do nich podpięty. A deszcz już od kilku godzin lub nawet dni stukał o okna, nieco zagłuszając szloch wiernie czuwającego Stróża, którym był nie kto inny jak Kim.
— Ggukie, walcz. Błagam, walcz do ostatnich sił o to, by ponownie być u mego boku. Proszę cię na wszystko, nie zostawiaj mnie, inaczej to ja zajmę twoje miejsce w czarnym pokoju — stęknął zapłakany i wraz z wypowiedzeniem tych słów aparatura zaczęła niepokojąco piszczeć. Tętno Jeona znacznie wzrosło co już zagrażało jego życiu, dlatego aktor został siłą wyprowadzony z sali swego ukochanego.
Ggukie naprawdę nie chciał ranić swojego hyunga, nie chciał go zamykać w tym samym pokoju, w którym on cierpiał przez dwa lata. Dlatego wyrzuty sumienia jakie nim targały sprawiły, że nawet Kookie w jego umyśle zaczął się źle czuć, a meta znacznie się od niego oddalała. Mimo iż wygrana w postaci uśmiechniętego Kima była ponownie niemalże na wyciągnięcie ręki.
— Hyung! — Wrzasnął, otwierając swoje nieco przekrwione oczy i wyciągając dłoń na przód jakby chcąc coś, a raczej kogoś złapać za dłoń.
~***~
CZYTASZ
Primula✿KthxJjg✿
FanfictionBo wystarczy jeden uśmiech, jeden dotyk oraz jedno słowo, by nasze życie legło w gruzach bądź odzyskało sens. Lecz co zrobić w przypadku, gdy dostaje się i jedno, i drugie? zmieniony wiek;wulgaryzmy;top!kth;depresja;szpital;krótka historia