Jeongguk samotnie przemierzał równiny w poszukiwaniu jakiegoś schronienia, wiatr targał jego ubraniami i włosami, a błyskawice co chwila przecinały zachmurzone niebo. Chłopak był zdany sam na siebie i na potężny żywioł, który nie chciał dać za wygraną, bo z każdym jego krokiem nabierał na sile. Brunet przyodziany w luźną koszulę i cienkie spodenki szedł przed siebie mocno ocierając dłońmi swoje ramiona, by chociaż minimalnie ogrzać swoje wyziębione ciało. Gdzie się nie obrócił tam wszędzie widział równiny i kilka poszarzałych roślin, nic nie wskazywało na to, by jego położenie i stan mogły się zmienić. Dlatego poraniony, obolały i wyczerpany szedł mozolnie przed siebie chcąc móc wreszcie ogrzać swe ciało. Pragnął znaleźć na nowo schronienie w szerokich ramionach hyunga, czuć przyjemne dreszcze wywołane jego głosem oraz móc skradać małe, nieśmiałe pocałunki. Jednak był sam, zupełnie. Wyrwał się z pokoju, lecz zamiast trafić pod skrzydła swego Stróża, trafił na jakiś step, na którym panowała burza. Nie wiedział, czy pomylił drzwi, czy to był kolejny etap jego wędrówki by ostatecznie dotrzeć do jakiegoś końca.
— Hyung, gdzie jesteś? — Przystanął w miejscu rozglądając się dookoła. Rany, które odniósł podczas wypadku dawały coraz bardziej znać o sobie, bo z ran sączyła się krew, a guzy pulsowały pod wpływem wysiłku, który wkładał w każdy coraz to bardziej bolesny krok. Jednak nie poddawał się, mimo że cały we łzach i własnej krwi kroczył pod wiatr, starając się ignorować wszystkie bóle i przeszywający chłód. Przez który odnosił wrażenie iż jego mięśnie były żywcem rozdzielane od siebie. — Hyung! Błagam — jęknął, upadając na kolana. Schował twarz w swoje poranione dłonie, zanosząc się głośnym szlochem, który wiatr roznosił po całej okolicy. Podjął się walki o życie u boku Kima, o szczęście i wolność, lecz dlaczego nikt nie chciał mu w tym pomóc? Dlaczego go odcięto od jedynej osoby, której ufał i dla której robił to wszystko?
— Tae! Potrzebuję cię! — Jego przeraźliwy krzyk był zagłuszany przez mocne grzmoty oraz szalejący wiatr, dlatego odnosił wrażenie iż jedynie kto go słyszał, to on sam. — Znów sam — wyszeptał na koniec, kładąc się na mokrej ziemi. Skulił się mocno, by załagodzić ból w ciele, który zaczynał go wręcz paraliżować, roniąc przy tym słone łzy.
— Króliczku? Króliczku! — Potężny, niski głos rozniósł się po stepie, a w oddali leżące ciało uświadomiło starszemu, że było dla nich coraz mniej czasu. — Jeonggukie!
— H-hyung? — Brunet uniósł nieco głowę i przymrużył oczy widząc w oddali znajomą sylwetkę i niebieską czuprynę. Uśmiechnął się boleściwie, próbując wstać, lecz ciężar wspomnień i ran za bardzo przygniatał go do mokrego podłoża. — Idę do ciebie, czekaj na mnie, błagam! — Na nowo podjął się walki, dlatego przymuszony by się czołgać, zaczął to robić. Nie patrzył na błoto, deszcz, pioruny i szalejącą wichurę, jego jedynym celem była postać Kima, który nie mogąc się poruszyć, wyciągał w jego stronę smukłą dłoń.
— Jesteś już coraz bliżej Króliczku, chodź do mnie — Niebiesko-włosy kucnął wciąż wyciągając dłoń w stronę czołgającego się bruneta. Uśmiech pełen bólu, lecz i szczęścia na jego smukłej twarzy przyprawiał go o bolesny uścisk w sercu. Ten chłopiec tak bardzo cierpiał.
W oddali za Tae, Gguk zauważył spore tornado, które niebezpiecznie szybko zaczęło się zbliżać w kierunku jego mężczyzny. Lecz ten nie widząc zagrożenia, wciąż czekał wiernie na swojego chłopca, chcąc dać mu bezpieczeństwo i miłość, na które tak bardzo zasługiwał.
— Tae — stęknął przerażony, lecz jego głos uwiązł mu w gardle, więc starszy nie mógł go usłyszeć. Dlatego zacisnął mocno dłonie w pięści i chwiejnie wstał na równe nogi, nie bacząc na zerwane bandaże oraz na nowo otwarte rany. Musiał uratować swojego ukochanego tak, jak on ratował jego przez te długie miesiące. Otarł drżącą dłonią policzek i wolnym krokiem skierował się w stronę zszokowanego dwudziestoczterolatka. Jego nogi uginały się pod nim z bólu, głowa pulsowała, a niewidzialne kajdany opadły z jego nadgarstków. Chłopak czując przypływ adrenaliny zaczął powoli biec w stronę niebieskowłosego, lecz wciąż był wolniejszy od ogromnego tornada, które swoją siłą zaczęło przyciągać do siebie przerażonego Kima. — Hyung! — wrzasnął rozpaczliwie i będąc już blisko starszego, niemalże na wyciągnięcie dłoni, skoczył na niego, i wraz z nim wpadł do ogromnego leja. Wtulił się mocno w ciepłe ciało hyunga nie przejmując się tym, co się z nimi stanie, liczył się dla niego fakt, że wreszcie trafił do domu, którym były szerokie ramiona Taehyunga oraz jego ogromne serce.
— Odzyskał przytomność, jest z nami na nowo — Usłyszał zapłakany aktor, patrząc na spokojnie leżącego Jeona, który był reanimowany od dwudziestu minut.
— Bo jesteś wojownikiem Ggukie i musisz dla mnie oraz dla siebie walczyć jak najdłużej — wyszeptał, łapiąc dwudziestolatka za zimną dłoń, by zaraz ją czule ucałować. — Jesteś moim wojownikiem — Dodał, wtulając się w wątłe i poranione ciałko chłopca, który po ciężkiej walce wreszcie wygrał, mogąc już niebawem sięgnąć po swoją nagrodę w postaci zakochanego w nim do szaleństwa Kima Taehyunga.
~***~
Zastanawiam się, który koniec wybrać dla tego opowiadania.
Mam ich kilka, a do końca zostały dwa rozdziały.
Dlatego mam nadzieję, że uda mi się coś dobrego wymyślić.
CZYTASZ
Primula✿KthxJjg✿
FanfictionBo wystarczy jeden uśmiech, jeden dotyk oraz jedno słowo, by nasze życie legło w gruzach bądź odzyskało sens. Lecz co zrobić w przypadku, gdy dostaje się i jedno, i drugie? zmieniony wiek;wulgaryzmy;top!kth;depresja;szpital;krótka historia