Dzień, którym był czwartek, siedemnasty listopada bierzącego roku, od świtu przedstawiał się wszystkim, jako ten, który wszystko zmieni. Przynajmniej tak planowali. Rychła przyszłość miała jedynie za zadanie ich w tym upewnić.
Zbliżała się godzina ósma, a słońce powoli zaczynało wyłaniać się zza ciemnych chmur. Listopadowa pogoda na Wyspach dawała o sobie znać, w postaci silnego wiatru i pojedyńczych kropel deszczu spadających na chodniki. Centrum było puste. Mało kto o tej godzinie włóczył się bezcelowo po mieście, nawet turyści, których nigdy tu nie brakowało, nagle zniknęli. Felix, opierający się o murek nad Tamizą i wpatrujący w poruszającą się niespokojnie wodę, prowadził właśnie wewnętrzny monolog na jakiś niesprecyzowany temat. Był cholernie zmęczony i zestresowany, a cała jego heroiczna odwaga momentalnie gdzieś uleciała.
Chłopak właściwie był potwornym tchórzem. Od zawsze. Nigdy nie się nie zakochał — bo się bał, nigdy nie zapalił papierosa — bo się bał, nigdy nie napił się alkoholu — bo się bał, nigdy nie wrócił do domu po północy — bo się bał. Przykładów było dużo więcej, chodzi tylko o to, jak w młodzieńczym wieku odstawał od standardowego nastolatka. Może to kwestia tego, że rodzice zawsze trzymali go blisko siebie, czasem nawet zamykając na klucz w domu, byle kilkunastoletni skrzypek nie spotkał się z rówieśnikami.
Potem jego rodzice odeszli, a on razem z Nicolé zostali zmuszeni, aby przenieść się z Croydon do centralnego Londynu. Wiązało się to ze zmianą szkoły i całego otoczenia. Rok po przeprowadzce zmarła ciotka, z którą mieszkali, a Felix zmuszony był wyprawić jej pogrzeb w dzień swoich osiemnastych urodzin. Prawdopobnie wtedy w jego głowie pojawiła się myśl, że cały ten jego dystans do egzystencji, oczekiwanie na szczęście i miłość nie ma najmniejszego sensu. Rzucił szkołę, nie poszedł na studia, a za pieniądze z wygranych konkursów i koncertów utrzymywał siebie i siostrę. Kiedy ta dorosła, sama zdecydowała się na powrót do rodzinnego domu i kontynuowanie tam nauki. Od tamtego dnia starszy Evendeen pozostał sam ze swoimi myślami.
Pochylał się teraz nad Tamizą, z papiesosem między wargami, czując jak po raz kolejny ma ochotę zwymiotować po wczorajszym alkoholowym zapijaniu smutków i karcił się za to, że po pijaku zadzwonił do Nicolé z informacją, że bardzo chętnie zgodzi się na randkę z bratem jej przełożonego. Humor naprawdę mu nie dopisywał, wręcz z sekundy na sekundę chłopak markotniał jeszcze bardziej. Spojrzał oscentacyjnie na tarczę zegarową Elizabeth Tower i westchnął przeciągle.
— Za pięć ósma — pomyślał.
Przeciągnął się leniwie i upuścił papierosa na chodnik, następnie dokładnie przydeptując go podeszwą buta.
༻᯽༺
Gabinet lekarski doktor Gunner mieścił się na tyle blisko pokoju jej znienawidzonego pacjenta, że tamten z lenistwa przyjeżdzał na wymuszone konsultacje wózkiem inwalidzkim. Gdyby ktoś zapytał o owego delikwenta, z pewnością w głosie odpowiedziałaby: Sherlock Holmes. I to wcale nie dlatego, że jego ,,schorzenie" było tak uciążliwe, że dla lekarza wiodącego stanowiło nie lada wyzwanie. Obserwowała detektywa od tygodnii i oprócz osobliwego charakteru nie zauważyła nic, co spowodowałoby zamknięcie go na oddziale psychiatrycznym. Jednak zostało tak powiedziane, a on samodzielnie utworzył nielegalny sklep z papierosami, które sprzedawał innym pacjentom. Gunner udawała, że nie widzi. Prawdopodobnie zwracając mu uwagę, zwróciła by ją również starszemu Holmesowi. Męczyły ją takie sprawy.Była ósma. W gabinecie panowała cisza, co nudziło pacjenta do reszty. Po dziesięciu minutach milczenia, zaczął kręcić się swoim wózkiem inwalidzkim, ze spojrzeniem wbitym w sufit. Doktor z zawzięciem wstukiwała coraz to dłuższe wyrazy w klawiaturę komputera, ignorując całkowicie Holmesa.

CZYTASZ
delirium ༄ sherlock bbc
Fanfiction❝𝐼𝑡 𝑟𝑎𝑡𝑡𝑙𝑒𝑠 𝑚𝑦 𝑙𝑢𝑛𝑔𝑠, 𝑏𝑢𝑡 𝑚𝑦 𝑚𝑖𝑛𝑑 𝑖𝑠 𝑇𝑎𝑛𝑔𝑙𝑒𝑑 𝑏𝑒𝑡𝑤𝑒𝑒𝑛 𝑦𝑜𝑢𝑟 𝑙𝑖𝑡𝑡𝑙𝑒 𝑓𝑙𝑎𝑤𝑠. ❞ Londyn działał poniekąd jak magnes na przestępców, lub inne postacie ściśle związane z branżą kryminalną. Jednak mimo...