Sherlock postawił przed skrzypkiem papierowy kubek z czymś co wyglądem i zapachem przypominać miało latte macchiato. Realnie smakowało jak tablica Mendelejewa zalana wrzątkiem, ale w ten właśnie sposób prezentował się cały asortyment automatu z gorącymi napojami w siedzibie New Scotland Yardu. Za dwoma oknami, przyozdobionymi wiktoriańskimi wykończeniami, malował się pochłonięty mrokiem nocy, widok na Tamizę. Woda odbijała kolorowe światła rzucane przez London Eye, które stało tuż nieopodal.
Pokój, w którym przesłuchiwany miał być dzwudziestopięciolatek nie należał do tych zimnych sal przesłuchań z amerykańskich filmów. Ściany pomalowane były beżową farbą, a nad dużym dembowym stołem jarzyła się pojedyńcza lampka, rzucająca ciepłe światło na mebel.
— Dziękuję — mruknął Felix, spoglądając krzywo na, jak się zdążył dowiedzieć, detektywa.
Mężczyzna właśnie wrócił z celi zamachowca, który podobno zaczynał odzyskiwać świadomość. Mimo, że jego postawa nie wskazywała na odczuwanie jakiegokolwiek strachu zaistniałą sytuacją, wewnątrz był przerażony. Całkowicie.
Chwilę później do pokoju wszedł siwiejący ispektor, który przetarł oczy i zamknął dokładnie drzwi. Kiedy ciemnowłosy zdejmował płaszcz i usadawiał się na krześle, policjant zapalił drugie światło i również pokierował się do stołu. Po zajęciu miejsca obok detektywa, otworzył przypominający formularz papier i przerwał ciszę kliknięciem niebieskiego długopisu z logiem Scotland Yardu.
— Jak ja tego nienawidzę — wymamrotał z przekąsem i podniósł wzrok na chłopca. — Zacznę, jeśli to nie problem.
Następnie wziął głęboki wdech i unosząc spojrzenie na Felixa, przybrał skrajnie wściekły wyraz twarzy.
— CZY PAN OSZALAŁ?! — prawie krzyczał, gestykukulując przy tym zawięcie. — Stał pan z lufą przy skroni, obok niezróważonego psychicznie mężczyzny, a mimo wszystko postanowiliście uciąć sobie pogawędkę? Wie pan, kto tak robi? PO-DEJ-RZA-NI! A teraz jest pan jednym z nich, gratuluję.
Detektyw siedzący obok, przewrócił teatralnie oczami.
— Nikt o zdrowych zmysłach nie rozmawia ze swoim oprawcą, tym bardziej w sytuacji zagrożenia życia. Ile pan może mieć lat? Dwadzieścia?
— Dwadzieścia pięć, sir.
— Dla Johna Watsona nadawałby się pan jak ulał, na swojego zbrodniarskiego pomocnika. Lub, jak większość z nas przypuszczała, śmiertelną ofiarę.
— Moment, Johna Watsona? Tego doktora? — skrzypek zmarszczył brwi.
— Masz co chciałeś, Lestrade —wtrącił półgłosem brunet.
Inspektor ukrył twarz w dłoniach i westchnął głośno. Wyglądał na wyczerpanego, a rozmowa o tej godzinie, w sprawie o wyjątkowej wadze, dobijała go całkowicie.
— Mogę wiedzieć o co chodzi? — ciągnął Felix, który nagle się ożywił. — Ja znałem go tylko z mediów, nie wiedziałem, że to był on.
— Skończmy, to. Przesłucham go kiedy indziej — wymamrotał Lestrade. — dziś już nie mam siły.
— Przepraszam, jeśli zrobiłem coś nie tak. On mnie okłamał...
— Okłamać cię, jest prościej niż kogolowiek innego na tym świecie, więc przestań zgrywać twardziela i zacznij używać swojego mózgu właściwie — przerwał mu detektyw, przeszywająco chłodnym tonem.
Dwudziestopięciolatek zamilkł. Jego klatka piersiowa unosiła się w przyspieszonym tempie, a brązowe tęczówki utwione były w błękitnych, należących do Holmesa. Czy Felix poczuł się urażony? Zdecydowanie tak, jednak nie na tyle, aby jego wścibski temperament pozwolił się poniżyć.
— Kim pan jest, żeby mnie obrażać, huh?
— Kimś kogo głos w tej sprawie jakkolwiek się liczy.
Pomiędzy nich wkroczył Lestrade, widzący malującą się w niedalekiej przyszłości kłótnię.
— Hej, dosyć — wstał z miejsca, zaznaczając tym swoją obecność. — Sherlock, mam wrażenie, że masz większe zmartwienia na głowie, niż zaczynanie nowych konfliktów. Panie Evendeen, niech pan wróci do domu. Odradzam wyjazdów z miasta i kraju, ponieważ będziemy się kontaktować w sprawie dokładniejszego przesłuchania.
— Mówiłem przecież, jestem niewinny!
— Słyszałem to już od niejednego seryjnego mordercy — policjant spojrzał na niego wrogo. — Proszę wyjść.
Felix emanujący złością wstał z miejsca i zaciskając usta w wąską linię zerknął po raz ostatni na swoich towarzyszy. Inspektor wrócił do zaznaczania poszczególnych punktów w formularzu, za to jego przyjaciel odwrócił wzrok w stronę okien.
— Jestem niewinny. — powtórzył na wychodnego skrzypek i zabierając swoją kurtkę, opuścił pokój.
♕
John Watson poczuł, że wraca do żywych, kiedy spadająca wciąż temperatura powierza, zaczęła wpływać na jego organizm. Zimne powietrze wpadało do jego dróg oddechowych z niemałym trudem, a przez ciało przeszedł pojedyńczy dreszcz. W uszach rozbrzmiewał mu jakiś dziwny świst, oczy wręcz nie pozwalały się otworzyć. Przez myśl przebiegło mu — “dlaczego nic nie pamiętał?”. Spiął się i zacisnął ciężko prawą dłoń, co jak się okazało, przezwyciężyło jego niemoc.
Powoli rozchylił powieki, które ponownie zamknął, porażony światłem LEDowej żarówki. Jego twarz wykrzywiła się w niezadowoleniu, a dłoń powędrowała nad łuk brwiowy, w celu ochronienia się przed bodźcem.
Dopiero kiedy jego wzrok przyzwykł do światła, a paraliż zaczął stopniowo odpuszczać, doktor rozejrzał się wokół siebie.
Leżał na betonie, podparty na lewym łokciu, gdzieś wewnątrz prawdopodobnie celi, o gołych ścianach, złączonych mosiężnymi drzwiami. Brak okien, ludzi, życia. Przekręcając głowę w bok, zobaczył więzienną pryczę, co wystarczająco potwierdziło jego obawy. Odetchnął z niechęcią.
Zamek w drzwiach nagle zaskrzypiał, wpuszczając do środka jedną postać. Mężczyzna wślizgnął się do pomieszczenia tak szybko i zwinnie, że Watson odruchowo cofnął się bliżej do ściany, którą miał za plecami. Zmrużył oczy i skupił wzrok na brunecie.
— Proszę, proszę — wychrypiał. — Kogo my tu mamy? Czy to przypadkiem nie mój wierny przyjaciel Sherlock Holmes?
Detektyw zrobił niepewny krok w przód. Spoglądał z góry na blondyna, zachowując beznamiętny wyraz twarzy.
— Możemy porozmawiać na spokojnie? — spytał wprost.
— Nie.
Sherlock przykucnął i zmierzył lekarza wzrokiem. Wydawało się, jakby nie miał złych zamiarów. Jednak John był nieugięty.
— Jeśli pragniesz odpowiedzi na swoje pytanie, ja chcę odpowiedzi na moje — zarządał osłabionym głosem. — Gdzie byłeś, kiedy cię szukałem? Bo o tym, zakładam, wiesz.
— Nie mogę...
Doktor prychnął z pogardą i pokręcił głową. Sherlock wyglądał na nieco zakłopotanego, ponieważ najwidoczniej skończyły mu się asy w rękawie.
— John, jeśli nie będziesz rozmawiał ze mną, to z kim? Z Lestrade'm? On nie będzie działał na twoją korzyść.
— Nie będę rozmawiał z Lestrade'm.
— To z kim, w takim razie? — młodszy zmarszczył brwi.
— Ze skrzypkiem — odparł Watson, zachowując całkowicie poważny i zdecydowany wyraz twarzy.
◈

CZYTASZ
delirium ༄ sherlock bbc
Fanfiction❝𝐼𝑡 𝑟𝑎𝑡𝑡𝑙𝑒𝑠 𝑚𝑦 𝑙𝑢𝑛𝑔𝑠, 𝑏𝑢𝑡 𝑚𝑦 𝑚𝑖𝑛𝑑 𝑖𝑠 𝑇𝑎𝑛𝑔𝑙𝑒𝑑 𝑏𝑒𝑡𝑤𝑒𝑒𝑛 𝑦𝑜𝑢𝑟 𝑙𝑖𝑡𝑡𝑙𝑒 𝑓𝑙𝑎𝑤𝑠. ❞ Londyn działał poniekąd jak magnes na przestępców, lub inne postacie ściśle związane z branżą kryminalną. Jednak mimo...