30.

515 17 9
                                    

Angela:

Każdy w swoim życiu ma moment, w którym zaczyna wątpić w swoją egzystencję. Ja miałam właśnie swój w tej chwili. Wstrzymałam oddech, przestałam mrugać gapiąc się jedynie w punkt przed sobą nieobecnym wzrokiem. Bo to się właśnie działo.

Cholera, to się naprawdę działo.

Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa, nie potrafiłam się ruszyć, a od długiego niedoboru tlenu płuca zaczęły palić mnie żywym ogniem. Oczy już dawno zaszły łzami, ale ja dalej czułam się jakby czas się dla mnie zatrzymał.

Bolało? Nie, to wręcz mnie zabijało. Bo najzwyczajniej w świecie pogodziłam się już z myślą, że brunet nie chce ze mną kontaktu, a teraz posiadałam jego adres i ogromną ochotę by go zobaczyć.

Wzięłam głęboki wdech dając  płucom dostęp do tlenu, o który tak bardzo prosiły. Zamknęłam powoli powieki pozwalając by kilka łez wydostało się mocząc policzki.

-Angela jesteś tam?

Usłyszałam przejęty głos Ethana, jednak nie miałam ani siły ani ochoty by odpowiedzieć.

W mojej głowie cały czas obijał się adres Nadera uświadamiając mnie, że jego mieszkanie znajduje się piętnaście minut od mojego.

Piętnaście cholernych minut!

Ogromny ból przepełnił moje ciało, ale również żal. Mieszkał tak blisko, a nigdy nawet nie spróbował się ze mną spotkać. Wiedział gdzie mieszkam bo przecież odwiedziła mnie Cynthia, a mimo wszystko tego nie zrobił.

Dzieliło nas piętnaście minut.

I teraz wszystko zależało ode mnie. To czy wrócę do restauracji w której czeka na mnie Tom gotowy by spędzić u mego boku resztę życia. To czy wezmę taksówkę i pojadę do Nadera, który całkowicie się mnie nie spodziewa, ale cóż, on to on.

To zawsze był on.

Mogłam również jechać do domu, zamknąć się w pokoju z butelką wina i użalać się nad sobą.

I przysięgam, że ta opcja najbardziej do mnie przemawiała.

Czas, który dla mnie się zatrzymał, dla innych pędził z zawrotną prędkością, bo Tom nadal na mnie czekał.  Tylko co ja miałam mu powiedzieć?

-Angela do cholery!

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, zdając sobie sprawę, że połączenie z moim bratem dalej trwało.

Nie myśląc zakończyłam połączenie, chowając urządzenie do kopertówki.
Mój wzrok padł na zdeptanego papierosa i gdyby tak...

Nie, to głupi pomysł.

Bardzo głupi pomysł.

Wiedziałam, że to co robię jest głupie i kompletnie do mnie niepodobne, ale w tym momencie nawet ja nie przypominałam samej siebie. Jakbym była zupełnie kimś innym.

Szybko wstałam z ławki łapiąc kopertówkę w dłoń i wręcz biegiem ruszyłam w znanym mi kierunku. Po trzech minutach byłam już na miejscu uśmiechając się delikatnie do kobiety za ladą.

-paczkę czerwonych marlboro poproszę.

Młoda dziewczyna uśmiechnęła się ciepło nabijając na kasę papierosy, podczas gdy ja stukałam nerwowo paznokciami o blat.

- coś jeszcze? - zapytała.

- zapalniczkę i butelkę wody- odpowiedziałam grzecznie nadal wystukując nieznany mi rytm o ladę.

Zapłaciłam CiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz