Grudzień - mroźny miesiąc. Jednak mi i mojemu przyjacielowi oraz liderowi w jednym to nie przeszkadzało. Ubrani w ciepłe kurtki i szaliki, przechadzaliśmy się po mieście po zwycięskiej walce z Rojem i omawialiśmy ich i nasze wyczyny śmiejąc się w głos.
- Wtedy jak Mamut uderzył na Cyborga to ja tak: "Oooo nie, mój drogi! Tak się nie bawimy!" i rzuciłem mu się na szyję. Omało się nie wywalił! - chwalił się Robin.
- No! A jak Jinx na mnie ruszyła to ja tak: "No i już po tobie!". Trafiłam ją w żebra i się zgięła - zaśmiałam się.
- A potem zaatakował cię Cyklop to ja do niego podbiegłem i podhaczyłem mu nogi tak, że runął na glebę - dopowiedział.
- Wtedy Gizmo próbował dopaść cię od tyłu, ale ja rzuciłam kijem w jego szklaną kopułę tak, że się zbiła i on stracił panowanie i też upadł. To była akcja! - chwaliłam się.
- To było super - pochwalił z uśmiechem.
- Dzięki! Niedawno otworzyli fajną knajpkę w pobliżu. Idziemy ją odwiedzić? - zapytałam z uśmiechem.
- Pewnie - uśmiechnął się i poszliśmy w tamtą stronę.
W środku było całkiem przyjemnie. Nie było tam aż tylu ludzi, meble wykonane z ciemnego drewna, a na ścianach wisiały obrazy w jasnej kolorystyce. Zajęliśmy pierwszy lepszy stolik dwuosobowy, ale postawiłam krzesło obok niego jak robiłam to zawsze. Wolałam być obok niż na przeciwko niego. Tak czułam się bezpieczniej i przy okazji potrzebowaliśmy tylko jedno menu. Robin otworzył kartę i oboje siedzieliśmy gapiąc się na zdjęcia dań przez 5 minut. Jednak byliśmy po obiedzie, więc zależało nam na zjedzeniu deseru.
Zobaczyłam ciasto lawa, z którego po ukrojeniu wypływa czekolada i zapragnęłam go spróbować. Robin też się nim zainteresował i postanowił wziąć jeden kawałek na nas dwoje w razie gdyby było niedobre. Do tego zamówił jeszcze dwie szklanki wody. Rozmawialiśmy dopóki nie przyszło nasze zamówienie. Przypomniałam sobie w trakcie o tym, że Jinx zawsze wypomina mi podczas walki, że jestem gorsza od Robina. Wiem, że działa na moją psychikę i próbuje mnie złamać. Może na polu walki mam to gdzieś, ale w samotności o tym myślę.
- Co ty tak posmutniałaś? - zapytał nagle Robin, czym zwrócił moją uwagę.
- A nic... Tak sobie tylko myślałam... - powiedziałam przygnębiona.
- O czym? - przysunął się do mnie.
- Uważasz, że bez ciebie jestem niczym? - spytałam cicho i spojrzałam na niego.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - zapytał zmartwony.
- Jinx mi to cały czas powtarza. Powoli zaczynam jej wierzyć... - spuściłam głowę, a w międzyczasie przyszło nasze ciasto.
- Wiesz, to trochę jak puzzle. Każde z nas jest osobną częścią, która sama też ma duże znaczenie jednak, gdy ta część złączy się z drugą, razem są silniejsze i trwalsze niż samotnie. Ty sama masz ogromną siłę, ale we dwójkę jesteśmy dla nich nie do pokonania - wytłumaczył i się uśmiechnął. - Zagrywka Jinx jest bardzo słaba pod tym względem, że wie, że nie wygra z nami dwoma, ale z nami osobno już tak i próbuje cię ode mnie odciągnąć takimi docinkami. Nie daj się jej i pamiętaj, że razem nic nam nie straszne - złapał mnie za ramię.
Patrzyłam mu w oczy, gdy się wypowiadał i słuchałam go uważnie. To co mówił było bardzo mądre i podnoszące na duchu. Z resztą, co w tym dziwnego? Robin to jedyna osoba, która potrafi pocieszyć mnie w ten sposób. Jego słowa zawsze były tak łagodne i przemyślane. Kochałam to w nim. Podziękowałam za wsparcie z uśmiechem. Robin podał mi widelec i oboje zaczęliśmy pałaszować ciasto. On był bardzo wrażliwy na słodkie. Nie lubił jeść go dużo, a ja miałam truskawkę, która mogła łatwo przełamać tą ilość słodyczy, więc nabiłam ją na widelec i podsunęłam mu.
Był nieco zdziwiony, ale podziękował z uroczym uśmiechem i zjadł owoc z mojego widelca. Wiedział, że ja zawsze bym się z nim podzieliła, a on zrobiłby to samo. Po chwili miał już dosyć słodkiego, więc ja dokończyłam za niego kawałek, a on z uśmiechem patrzył jak go pochłaniam, a potem cicho chichotał widząc, że się trochę ubrudziłam. Oczywiście pomógł mi to zmyć. Po zapłaceniu za jedzenie zdecydowaliśmy się wrócić do domu, gdy zaczęło się ściemniać. Byliśmy już senni od tego cukru.
- Ja cię wciąż podziwiam, że zjadłaś ten kawałek - podśmiechiwał się.
- Ty mi zjadłeś truskawkę i jakoś się z ciebie nie śmieję - lekko szturchnęłam go w ramię.
- Wybacz - uśmiechnął się i od tamtej pory nie pisnął o tym słówkiem.
Po wejściu do domu poinformowaliśmy resztę, że jesteśmy spowrotem. Nie byli zaskoczeni. Wracaliśmy o różnych porach, praktycznie wtedy, gdy tylko mieliśmy ochotę. Jedynie Bestia miał pretensje, że nic mu nie kupiliśmy. Cicho się zaśmialiśmy i powiedziałam, że może następnym razem. Przystał na tą propozycję. Poszłam z liderem do jego pokoju i usiadłam przy biurku na krześle, które zawsze stało obok tego należącego do chłopca. Miał do zrobienia trochę papierkowej roboty i musiał przejrzeć kamery miejskie. Chciałam mu w tym pomóc skoro już tu jestem.
Nie lubił obarczać mnie robotą, ale doceniał chęci, a ja nalegałam. Dał mi kilka kartek i powiedział co mam zrobić. Głównie miałam je przeczytać. Jakieś wykazy przestępczości, raporty policji o groźniejszych przestępcach, nad którymi nie zastanawiałam się zbyt długo. Przekazałam mu informację o tym, co tam było.
- Jacy przestępcy konkretnie? - spytał, przeglądając swoje dokumenty.
- Doktor Błysk, Czerwony X i Slade - odpowiedziałam z lekkością.
- Slade? - spojrzał na mnie bardzo zaskoczony.
- Co Slade? - spytałam i spojrzałam na niego przeciągając się na krześle.
- On wrócił? - chwycił dokument i przyjrzał mu się uważnie.
Zmarszczył brwi, gdy zobaczył jego imię i trzasnął papierami o biurko z frustracją. Westchnął i przetarł ręką twarz.
- Co znaczy jego powrót? - spytałam zaciekawiona i zmartwiona jego postawą.
- Nowe kłopoty - mruknął.
Już widziałam, że się stresuje. Robi się wtedy nerwowy i wierci się, gdy siedzi. Podparł żuchwę jedną ręką, a drugą stukał palcami po biurku obmyślając plan.
- Robin... przecież pogoniliśmy go tyle razy. Teraz też damy radę - dotknęłam jego ramienia.
- Nie wiemy co ma w zanadrzu - przypomniał.
- I nie musimy. Czegokolwiek nie wymyśli, będziemy gotowi - uśmiechnęłam się do niego z nadzieją.
- Myślisz? - zerknął na mnie nieco spokojniejszy.
- Ja to wiem - poklepałam go po ramieniu.
Ziewnęłam i spojrzałam na zegar w jego pokoju. Godzina 20, pora na mnie.
- Będę już zmykać, ale ty się nie przejmuj. Jestem z tobą. Razem nas nie- *ziew* dopadnie - powiedziałam zmęczona.
Lider lekko zachichotał. Uścisnęłam go, on poklepał mnie po plecach i puścił. Zawsze robił to delikatnie.
- Dobranoc - cmoknęłam go w skroń prawie dryfując.
- Dobranoc - uśmiechnął się uroczo.
Po tym od razu poszłam do swojego pokoju i wtuliłam się w miękką pościel, a Robin został sam w swoim pokoju i ponownie pogrążył się w myślach, które nie dały mu zasnąć przez długi czas.
CZYTASZ
Przyjaciółka wrogiem [Zakończono]
FanficMyth i Robin to dwaj najbliźsi przyjaciele z całej drużyny Młodych Tytanów. Ilość czasu jaką poświęcali sobie nawzajem była wręcz nieograniczona. Dzień, czy noc - nie odmawiali swojego towarzystwa. Jednak co się stanie, gdy Robin przestanie mieć dla...