| Szum dawnych słów. |

469 46 74
                                    

Rozdział 4 ‣ Szum dawnych słów

Poranek dnia następnego nadszedł szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Poranek dnia następnego nadszedł szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Miasto nadal było senne, słońce ledwo muskało jedwabnej pościeli, w której to zagrzebane były nadal dwa splątane ze sobą ciała, gdy oczy Hyunjina rozchyliły się, pod wpływem wesołych ogników igrających na jego powiekach. Oczy nastolatka z dokładnością skandowały pojedyncze centymetry twarzy Jisunga, która pogrążona nadal była w głębokim śnie. Teraz ciało młodszego nie było już przyciśnięte tyłem do torsu Hwanga, lecz wręcz odwrotnie, zwrócony był w jego stronę, głowa spoczywała na umięśnionym ramieniu czarnowłosego, a ręce obejmowały go ciasno przez sen. Dla starszego był w tamtym momencie jak niewinne dziecko — nieskażony, niemal idealny. Zdawał się być pozbawiony stresu czy strachu, niepokoju, podczas gdy jego usta stykały się delikatnie, a chłodne wydechy opadały na odkryte ramię Ihryjczyka. Ciemnobrązowe włosy Jisunga zaburzały ład jego twarzy, zakrywając jego przymknięte oczy. I choć wtedy wszystko zdawało się być idealne, niezaburzone, Hyunjin miał jakieś dziwne wrażenie, że w każdym momencie może się to zmienić. Noc bowiem dobiegła już końca, a to podczas niej wszystko zdawało się prostsze — dotyk nie wywoływał pytań, wewnętrzny głos i wyrzuty sumienia wyciszały się w jego głowie. W nocy wszystko zdawało się łatwiejsze, wytłumaczalne, bez powodów racjonalne. Dlatego gdy z ust młodszego, w którego przecież tak długo się wpatrywał, uleciał cichy pomruk, jego serce zabiło mocniej jakby ze stresu, nagłego strachu. Zagryzł mocno wargę, a jego spojrzenie stało się jeszcze intensywniejsze. I mogło się zdawać, że to właśnie przez jego wzrok powieki Jisunga się rozchyliły. Dwójka ciemnobrązowych oczu zaczęła wpatrywać się w twarz Hwanga. Błyszczały one w świetle porannego słońca, nadając młodszemu jeszcze więcej uroku.

— Zostałeś — te słowa były pierwszymi, jakie następnie uciekły z ust niższego, odbijając się w głowie Hwanga. Zamrugał, skanując wyraz twarzy Jisunga. Jego usta wywinięte były w nikłym uśmiechu, oczy pokryte jeszcze senną mgłą, a mimo to wyglądał na szczęśliwego.

— A gdzie miałem iść? — zapytał, unosząc delikatnie głowę. Jego dłoń, dotąd spoczywająca na talii mniejszego, przesunęła się wzdłuż jego kręgosłupa, ostatecznie lądując na policzku Jisunga. Ruch ten wywołał u niego dziwne dreszcze. Rozniosły one ciepło po całym jego ciele, które wtulone było w to Hyunjina.

— Nie wiem — mruknął cicho, czując ciepłą dłoń starszego na swoim policzku. Jego zmysły znowu zaczynały szaleć, wysyłać mu sprzeczne ze sobą sygnały. I może nie zdawał sobie sprawy z tego, czemu tak było, ale jego policzki piekły pod wpływem subtelnego dotyku Hwanga.

Mogło się zdawać, że połączyła ich dziwna więź, gdy tak patrzyli głęboko w swoje oczy. Nie liczył się wtedy cały świat, który również budził się do życia. Ale zarazem, choć mimo wszystko była to dla nich niecodzienna sytuacja, to ich ruchy były płynne, naturalne, idące prosto z serca. Gdy Hyunjin ułożył dłoń na policzku Jisunga, zrobił to instynktownie, jakby coś w środku kazało mu to zrobić. Kochał Jisunga od wielu lat, ale wtedy nie wiedział jeszcze, w jaki sposób. Potrzebował jeszcze trochę czasu, by zrozumieć sygnały, jakie wysyłało mu serce i ciało. Wtedy ich więź mogła się zdawać jeszcze zagadką, a mimo to i tak łaknęli swojej bliskości czy dotyku. I Hyunjin nie wiedział, co tak właściwie chciał osiągnąć, gdy zaczął głaskać ciepły od rumieńców policzek Hana. Młodszy odruchowo położył dłoń na tej większej, Hwanga, splatając ze sobą ich palce. A wtedy starszy w końcu przerwał więź, która łączyła ich oczy, spoglądając na ich złączone dłonie. 

once upon a time || hyunsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz