| Za sześć narodów. |

441 38 29
                                    

Rozdział 7 ‣ Za sześć narodów

Następnego dnia rano nie mogli sobie poświęcić tyle czasu, do ilu przywykli

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Następnego dnia rano nie mogli sobie poświęcić tyle czasu, do ilu przywykli. Ostatnie przygotowania do wielkiej rocznicy trwały odkąd wzeszło słońce, bo w końcu wszystko musiało być dociągnięte do końca, dopięte na ostatni guzik. Tego dnia nie miało być chwil wytchnienia, odpoczynku, czasu dla siebie. Wszystko musiało być idealnie — iść zgodnie z planem.

Tej nocy, zgodnie ze słowami starszego, liczyli się tylko oni. Zdanie to nie opuszczało głowy Terranina, aż do momentu, gdy zasnął, jak gdyby było obietnicą przyszłych, lepszych dni. Spali spokojnie, obok siebie — tak, jak miało być.

Rano, choć naprawdę nie chciał, Hwang musiał wstać i wrócić do swojego pokoju. Tego dnia nie mogli pozwolić sobie na naginanie zasad, zmienianie planu, dlatego też gdy tylko dzwony rozbrzmiały w całym Arhe, budząc miasto do życia, wraz z bolącym serce, czarnowłosy wydostał się spod kołdry i wyszedł z pokoju, zostawiając w nim nadal śpiącego Jisunga. Tak przynajmniej też myślał i nie zdawał sobie sprawy z tego, że było wręcz odwrotnie — że Terranin nie spał i był świadomy w momencie, gdy Hwang, prowadzony niejasnymi sygnałami jego serca, znów złożył pocałunek na jego czole.

Tego dnia nie było czasu na oficjalne śniadania, dlatego też po posiłku zjedzonym w swoim pokoju, zaczęły się przygotowania do wieczornej ceremonii oraz balu. Znał na pamięć plan tego dnia — wszystko zacząć się miało o godzinie dwudziestej, dokładnie tysiąc lat po zawarciu sojuszu. Początkowym punktem planu był wielki przemarsz — od samego pałacu królewskiego, aż do rozległych polan, które rozciągały się za bramami Arhe. Udział w marszu mieli brać wszyscy mieszkańcy miasta, rodzina królewska, przybyli na Święto oraz władcy z całego świata. Bramy miasta wraz z nadejściem przemarszu i w akompaniamencie śpiewów, i muzyki miały zostać otwarte na znak panującego pokoju. Całość zakończyć się miała na łąkach, na których rozpalone miało zostać wielkie ognisko — również na znak pokoju. Po raz kolejny wszystkie narody odmówić miały uroczystą przysięgę przymierza, a całość zwieńczona miała zostać wielkim balem, który miał ogarnąć wszystkie ulicy Arhe.

Mimo, że do godziny dwudziestej pozostawało jeszcze sporo czasu, oficjalny strój otulał już jego ciało. Wszystkie narody tego dnia ubrać się miały w stroje narodowe, które przypisywały ich krajom. Westchnął ciężko, po raz ostatni poprawiając mankiety czarnej jak jego oczy koszuli. Właśnie w takich barwach utrzymane były stroje Terran — krucza czerń, przeplatana złotymi zdobieniami. Koszula, której rękawy były wyszywane złotą nicią, ciasno opinała pierś Jisunga, będąc wpuszczoną za gruby pas, który okalał szczupłą talię chłopaka. Również ciemne spodnie kończyły się w masywnych butach, które też należały do tradycyjnego stroju Terran. Miał on symbolizować ich przywiązanie ziemi rodzinnej, trwałość i stabilność, i poniekąd przypomniał on stroje braci Lyn. Był on jedynie cięższy, potężniejszy i drożej zdobiony. Jedynym, czego mu brakowało, był potężny płaszcz, który nadal wisiał w jego szafie. Spuściwszy wzrok ze swojej sylwetki, która odbijała się w połaci lustra, skierował się w stronę szafy. Ściągnął z wieszaka płaszcz, po czym zarzucił go na ramiona. Gruby kołnierz okolił jego szyję, a czarne nakrycie resztę jego ciała, aż do połowy łydek. Zapiął guzik na szyi, przez co z każdym oddech zaczął odczuwać, jak kołnierz opina się na jego szyi. Resztę guzików pozostawił odpiętych, przez co koszula zaczęła mieszać się z wielkimi, złotymi guzikami, które zdobiły płaszcz.

once upon a time || hyunsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz