‣ Rozdział 6 ‣ Złość trucizną bywa ‣
Kalea naprawdę nie chciała źle, to los skazał ją na taką ścieżkę.
Nigdy nie chciała być ani księżniczką, ani żoną przyszłego króla Terry. Zawsze chciała walczyć, chronić swojego kraju w inny sposób, a teraz jej los miał zostać przypieczętowany tym małżeństwem. W tamtym momencie jednak nie chodziło tylko o to, czego chciała ona. Doskonale widziała, że jej niechęć do tego małżeństwa nie była jednostronna.
W końcu nie była głupia i ślepa. Miała serce.
Jej rodzina zawitała w Arhe chwilę po braciach Lyn, lecz ich przejazd nie był aż tak podziwiany. Byli w końcu tylko rodziną królewską innego królestwa, nie legendarnym zakonem, który był podziwiany przez wszystkich. Jednak tłumy Ahryjczyków, które jeszcze pół godziny temu przyszły podziwiać Lynów, nadal spacerowały po wąskich uliczkach Arhe. A wśród nich była w końcu ta dwójka chłopców, która od razu zwróciła jej uwagę.
Wystarczyła jej chwila, by wiedzieć, że coś jest na rzeczy. Kalea znała prawdę jeszcze przed nimi i właśnie to sprawiło, że nie mogła poślubić Jisunga. Znała wartość miłości i wiedziała, że dla niej ludzie są w stanie poświęcić nawet władzę.
Wtedy, kiedy razem z całą rodziną, rycerzami i orszakiem przejeżdżała przez Arhe, jej wzrok padł na tą dwójkę, która wracała właśnie z przemarszu. Wystarczył ten jeden, szczery uśmiech Hyunjina i te jego pełne nadal nieogarnionej miłości spojrzenie, by poznała prawdę. Widziała, jak delikatny i czuły był dotyk wyższego, gdy ten kładł dłoń na ramieniu Terranina, by pomóc mu przepchać się przez natrętny tłum.
Kalea jako jedyna potrafiła dostrzec tak oczywiste znaki, sygnały — prawdę, a upewniła się w tym na uczcie.
Musiała przyznać, że Jisung był ślicznym chłopcem. Ślicznym, bowiem Ahryjczyk był bardziej ładny, niż przystojny. Jego pyzate, okrąglutkie policzki nadawały mu dziecięcego wyglądu, a dużo, czarne jak najgłębsza noc oczy zdawały się krzyczeć o jego niewinności. Bo właśnie taki na pierwszy rzut oka zdał się Kalei — niewinny, delikatny i do tego drobny. Gdy stał koło księcia Oceanum, sięgając mu ledwo nosa, wyglądał jakby stał koło swojego stróża, osobistego ochroniarza. Ale tak właśnie patrzył na niego Hwang — jak na swój największy skarb, jak na kogoś, kogo musiał bronić cokolwiek by się działo.
I pokazał to, gdy podczas uczty pobiegł za nim. To właśnie wtedy upewniła się w prawdzie widząc to, jak natychmiastowo poderwał się z krzesła, ruszając za nim. Ten moment sprawił, że uwierzyła w prawdę — nawet nie rumieńce Jisunga, gdy Hyunjin położył dłoń na jego udzie. Prawdę potwierdzała ich więź, którą dostrzec potrafiła tylko Kalea.
Wtedy, widząc to, co było między nimi, postanowiła, że nie może dopuścić do ślubu. Miała uratować miłość i poprzysięgła sobie, że zrobi to za każdą cenę.
CZYTASZ
once upon a time || hyunsung
Fanfic⌜ᴀ ʟᴏɴɢ, ʟᴏɴɢ ᴛɪᴍᴇ ᴀɢᴏ⌟ Tysiąclecie zjednoczenia królestw miano obchodzić z hukiem, wieloma bankietami i niepojętą ilością jedzenia. Do stolicy Krainy Sześciu - Arhe - miały zjechać głowy pozostałych królestw, by razem z królem Terry świętować roczn...