‣ Rozdział 12 ‣ Miłość tli się w sercach ‣
Szczerze, nie wiedział, co działo się z nim od momentu, gdy utonął w ramionach starszego księcia. Od chwili, gdy osoba, której bał się, że już nigdy nie ujrzy, objęła go ciasno, cały strach zniknął. Bo chociaż wiedział, że nadal byli na terytorium wroga, gdzie czekało na nich wiele niebezpieczeństw, to dopóki był przy nim Hyunjin, nic mu nie groziło.
Był pewny, że znów stracił przytomność, gdy tylko ogarnęła go bliskość wyższego, której to pragnął od momentu, gdy tylko obudził się w tym przeraźliwym lochu. I faktycznie, był na tyle słaby, by znów odpłynąć i dlatego też nie miał pojęcia, co działo się dalej.
A działo się naprawdę wiele.
Bowiem w momencie, gdy Hyunjin złapał w swoje ramiona osłabione ciało młodszego księcia, nieogarniona euforia objęła go całego. Nie liczyło się już to, że musiał jeszcze raz pokonać straże, tym razem niosąc na rękach niemalże bezwładne ciało, że musieli wydostać się ze stolicy Harenae i uciec z powrotem do obozu, bowiem najważniejsze było, że nareszcie miał go przy sobie. Jisung żył, trzymał jego ciało w ramionach i wiedział, że chociaż mieli do pokonania jeszcze dużo przeszkód, to nie pozwoli jeszcze raz go skrzywdzić.
Książę Oceanum faktycznie miał rację — bowiem przejście obok straży okazało się jeszcze cięższe, niż wcześniej. Gdy tylko opuścił lochy, które niemalże przebiegł, trzymając nieprzytomnego Terranina na swoich ramionach, zauważył, że u stóp sir Raejina leżały kolejne dwa trupy, a to oznaczało, że kolejna pary straży znalazła się na zamkowym korytarzu.
Nie mieli pojęcia, ile czasu zostało im na ucieczkę, a nieprzytomny Jisung jedynie ich spowalniał i uniemożliwiał Hyunjinowi walkę. Dlatego też rzucili się w stronę wyjścia z pałacu jak najszybciej potrafili, wiedząc, że nie mogli już marnować ani chwili.
Wraz z wydostaniem się się z miasta, natrafili na pozostałych członków ich małego batalionu, którzy czekali w miejscu, gdzie pozostawili wielbłądy. Niemalże w panice zaczęli wskakiwać z powrotem na wierzchowców i szykować się do drogi powrotnej. Ciało Jisunga, który nadal nie wybudził się, osuwało się cały czas z dromadera, co znacznie utrudniało wyruszenie w drogę i właśnie to był jeden z powodów, dla których prawie, że wpadli w porządne problemy.
Bowiem w momecnie, gdy mieli już wyruszyć w zwycięskich humorach w kierunku ziem silvańskich, od strony wrót do stolicy pustynnego kraju zaczęli biec harenaejscy strażnicy. Był to jedynie mały batalion, nawet mniejszy od nich, jednak jego rycerze również dosiadali dromaderów, co oznaczało, że byli gotowi udać się w pościg.
Hyunjin wiedział, że to właśnie na jego ramionach spoczywało dowództwo, bo w końcu samemu błagał króla Terry o prawo do tego, dlatego gdy tylko otrząsnął się z pierwszego szoku, szybko nakazał ucieczkę. Wiedział, że nie powinni walczyć, bo to dawało jedynie czas na przybycie kolejnym oddziałom i zmniejszało ich szanse. Do tego w końcu na plecach jednego z ich wielbłądów wciąż znajdowało się ciało księcia Arhe i wiedział, że nie mógł dopuścić żadnego z Ohryjczyków do Hana, gdyż skończyłoby się to jednoznacznie — kolejną jego utratą. Właśnie z tego powodu wszyscy wskoczyli czym prędzej na dromadery i chociaż wiedzieli, że nie były one prawidłowo osiodłane, bronie niegotowe, łuki nadal zawieszone na plecach, a bezwładne ciało Jisunga jedynie kiepsko zabezpieczone, to rzucili się w szaloną ucieczkę.
CZYTASZ
once upon a time || hyunsung
Fanfic⌜ᴀ ʟᴏɴɢ, ʟᴏɴɢ ᴛɪᴍᴇ ᴀɢᴏ⌟ Tysiąclecie zjednoczenia królestw miano obchodzić z hukiem, wieloma bankietami i niepojętą ilością jedzenia. Do stolicy Krainy Sześciu - Arhe - miały zjechać głowy pozostałych królestw, by razem z królem Terry świętować roczn...