XII

23 6 10
                                    

Życie na dworze państwa Verdis toczyło się dalej. Zawsze toczyło się dalej, takie było życie. Choćby największą wojna niszczyłaby świat, życie toczyłoby się dalej.

Toczutoczu.

Tak więc Itan musiał przyzwyczaić się do nowej formy pracy, nawet jeśli mu się to nie podobało. Zajęło mu to całe trzy lata, jeśli przełożyć na ludzkie. Bo sto pięć, jeśli patrzeć na to oczami elfa. Córka pięknie dorastała.
Itan przysiągłby, że niedawno nie dosięgała mu do kolan, teraz gdy wyciągnęła swoje białe rączęta, mogła pacnąć go zuchwale w biodro.
Nauczyła się bić ojca przez Arkadię.
Obie śmiały się przy tym tak słodko, radośnie. Śmiały się z wielu innych rzeczy, gdy tylko mała Elene nauczyła się biegać, nie było końca radosnym chichotom uciekającego dziecka i matki.
Ciągle bawiły się w coś razem, aż zmęczony swoim krótkim życiem Itan uśmiechał się delikatnie. Czasami.

Jednak była jedna osoba, która ścierała mu ten uśmiech z twarzy, zwłaszcza po nocach.

Aerk, który był jak cieniste wspomnienie, jak ktoś kto dręczy go od dziecka, choć sam jest dzieckiem. Im był starszy i wyższy, tym gorszy. Wcześniej może niszczył kwiaty i posyłał nienawistne spojrzenia służbie. Miarka się przebrała, gdy próbował zabić psa dzieci Legolasa. Gdyby ciężarna Gwen nie zabrała mu kamienia z ręki, niewiadomo co by się stało.
A raczej wiadomo. Aerk, elf, zabiłby niewinne stworzenie bez powodu.

Elfy powinny być czystym dobrem, może obarczone jakąś dumą, smutkiem i nienaturalnym spokojem były łatwym celem demonów przeszłości, ale z natury były po prostu dobre.
Dbały o naturę, drzewa, zwierzęta.

Aerk całymi dniami siedział na strychu, czytając jakieś książki, rysują dziwaczne znaki.

Jego zmartwieni rodzice cieszyli się, gdy wychodził z domu, do lasu.
Może pokocha naturę i nauczy się dbać o drzewa i jelenie?
Może nauczyć go władać mieczem, aby umiał wyładować na treningach swoją złość?
Może zabrać go do lekarza?
Może wyjechać na wakacje?
Może poznać z innymi dziećmi?

Nic to nie dawało.

Itanowi zdzierało to sen z powiek, a gdy udało mu się zasnąć... wtedy miał koszmary, jeszcze straszniejsze niż rzeczywistość.
Więc lepiej chorować na bezsenność i nie spać czy męczyć się w okropnych marach?
Arkadia pomagała jak mogła, ale... Ale ona tego nie rozumiała. Nie miała jak. Zaślepiona miłością do dzieci wojowniczka.
Nie ponury myśliciel.

Itan zauważył jak bardzo stary i spróchniały się stał. Nie fizycznie, a psychicznie. Choć jego choroby nie postępowały, kaszel w zasadzie ustał, nie słabł... jego umysł cierpiał.
Wszyscy czuli się dobrze. Uciekli od problemów, więc ich nie ma. Elfy, które nigdy nie odeszły przyjęły ich dobrze, więc czym się martwić?
Jedzenia, picia, klejnotów, przyjaciół, lasów... wszystkiego pod dostatkiem.

Więc elfy jak krowy, jak głupie krowy dały się spaść. Thranduil, ten demoniczny wręcz, straszny król odzyskał sens życia, wraz z kobietami swojego życia. W zdrowym lesie mógł odetchnąć.

Legolas szczęśliwy wraz z wybranką serca i gromadką dzieci, mieszkał w pałacu godnym króla.

Więc w czym tkwił problem?

Itan powinien być szczęśliwy.

Nie słyszał już tego głosu w głowie, nikt go nie torturował, nie był częścią misternego planu.

I może to nie tak dobrze? Być może to stanowiło przyczynę tej paranoi? Opadał z sił, bez niczyjej pomocy. Był pusty, zło wyparowało z niego, wraz z przekroczeniem wyspy.

A nadal był inny od wszystkich.
Nadal był słabszy.
Nadal był dla nich wariatem.
Nic nie było dobrze.

Poświęcał tak wiele czasu na rozmyślanie o tym, że zaniedbywał to o co powinien dbać.

A odpowiedzi nie widział, choć miał ją w garści.
A w zasadzie na posesji.




limonka- dedykowane dla Ciebie, jak za starych czasów, dupo.



Nie pamiętam już co miałam dalej w planach w fabule, dokształcę się pod względem elfów które nigdy nie wyjechały. Ktoś może mi s tym pomóc jak chce.
A. Nikogo tu nie ma.

Nieważne, piszę dalej i się nie poddaję, tak?

Itan - Książę Mrocznej Puszczy. Bitwa o ValinorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz