piąta godzina

559 102 47
                                    


Obudziłem się nagle i zerwałem do siadu. Mój oddech był szybki i niespokojny, bo śnił mi się koszmar, którego już po obudzeniu nie pamiętałem.

Rozejrzałem się szybko i spostrzegłem Beaumont'a, który do mnie podchodził. Chwilę później kucnął naprzeciwko mnie.

- Wszystko w porządku? – zapytał, patrząc mi w oczy, jednak szybko odwróciłem wzrok.

- Tak – wyszeptałem, próbując wstać.

Podniosłem się lekko, jednak poczułem ogłuszający wręcz ból głowy. Już prawie runąłem na ziemię, kiedy poczułem jak ktoś mnie łapie.

- Puść mnie – wydukałem cicho, gdy chłopak pomagał mi wstać i oprzeć się o ścianę.

- Chcę ci tylko pomóc – odparł, odsuwając się ode mnie na niewielką odległość.

- Nie potrzebuję twojej pomocy... - Spojrzałem na niego spode łba – Nie musisz się nade mną litować.

- Litować? – Zmarszczył zdziwiony brwi, na co prychnąłem.

- Rye, Rye, Rye... - Pokręciłem głową.

Co czułem? Nie wiem.

Chciałbym powiedzieć, że byłem zły na niego za to, że mnie dotykał. Za to, że mnie tak skrzywdził. Albo smutny, rozżalony... W końcu niedawno moje serce zostało złamane w tak paskudny sposób.

Ale nie czułem tego. A więc co czułem?

Pustkę. Tak naprawdę było mi już wszystko jedno.

Alan mnie kocha? Super. Nie kocha? Trudno. W tamtym momencie mnie to nie interesowało. Chciałem jedynie zniknąć.

- Wiem, że chcesz teraz zgrywać bohatera po tym, jak twój niezrównoważony psychicznie wróg chciał się zabić, ale daruj sobie – powiedziałem spokojnie – Twoje mniemanie o sobie już i tak jest wystarczająco zawyżone.

- Czemu ty mnie tak nienawidzisz? – zapytał nagle.

Zaśmiałem się, a przynajmniej to chciałem zrobić. Dźwięk, który wydałem nie przypominał śmiechu, a bardziej skrzek. Ponury i zachrypnięty.

- Już ci to mówiłem – Skrzyżowałem ręce na piersi – Podle wykorzystałeś moją przyjaciółkę. Złamałeś jej serce, ale... - Ponownie zaśmiałem się ponuro – Najwyraźniej uwielbiasz to robić.

- Nie chciałem złamać ci serca – Spojrzał mi w oczy, ale tym razem nie odwróciłem wzroku – Poza tym nienawidziłeś mnie już wcześniej.

- Nieprawda – Zacisnąłem lekko dłonie w pięści.

- Nie? – Pokręcił z niedowierzaniem głową – Przypomnij sobie nasze pierwsze spotkanie.

Zmrużyłem lekko oczy.

- Nie zamierzam z tobą rozmawiać, Beaumont – odparłem sucho, zsuwając się po ścianie i siadając.

- Kiedyś będziesz musiał – Odszedł i usiadł na podłodze po drugiej stronie kantorka.

Zacisnąłem lekko usta, patrząc na niego. On sam nie odrywał ode mnie wzroku.

Mimowolnie powróciłem myślami do naszego spotkania i zdałem sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę o nim nie myślałem. Tak jak nie myślałem o tym, odkąd się nienawidzimy.

***

- Andyś no – Poczułem jak chłopak dźga mnie lekko w policzek, na co przewróciłem jedynie oczami – No weź.

- Alan, nie – Spojrzałem na niego spode łba – On pali, ćpa i kto wie co jeszcze? Ty sam nie powinieneś się z nim zadawać.

- Rye to mój przyjaciel – powiedział, wzdychając cicho – Chociaż spróbuj go polubić.

12 godzin | RANDY | bxb ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz