Obudziłem się nagle i zerwałem do siadu. Mój oddech był szybki i niespokojny, bo śnił mi się koszmar, którego już po obudzeniu nie pamiętałem.Rozejrzałem się szybko i spostrzegłem Beaumont'a, który do mnie podchodził. Chwilę później kucnął naprzeciwko mnie.
- Wszystko w porządku? – zapytał, patrząc mi w oczy, jednak szybko odwróciłem wzrok.
- Tak – wyszeptałem, próbując wstać.
Podniosłem się lekko, jednak poczułem ogłuszający wręcz ból głowy. Już prawie runąłem na ziemię, kiedy poczułem jak ktoś mnie łapie.
- Puść mnie – wydukałem cicho, gdy chłopak pomagał mi wstać i oprzeć się o ścianę.
- Chcę ci tylko pomóc – odparł, odsuwając się ode mnie na niewielką odległość.
- Nie potrzebuję twojej pomocy... - Spojrzałem na niego spode łba – Nie musisz się nade mną litować.
- Litować? – Zmarszczył zdziwiony brwi, na co prychnąłem.
- Rye, Rye, Rye... - Pokręciłem głową.
Co czułem? Nie wiem.
Chciałbym powiedzieć, że byłem zły na niego za to, że mnie dotykał. Za to, że mnie tak skrzywdził. Albo smutny, rozżalony... W końcu niedawno moje serce zostało złamane w tak paskudny sposób.
Ale nie czułem tego. A więc co czułem?
Pustkę. Tak naprawdę było mi już wszystko jedno.
Alan mnie kocha? Super. Nie kocha? Trudno. W tamtym momencie mnie to nie interesowało. Chciałem jedynie zniknąć.
- Wiem, że chcesz teraz zgrywać bohatera po tym, jak twój niezrównoważony psychicznie wróg chciał się zabić, ale daruj sobie – powiedziałem spokojnie – Twoje mniemanie o sobie już i tak jest wystarczająco zawyżone.
- Czemu ty mnie tak nienawidzisz? – zapytał nagle.
Zaśmiałem się, a przynajmniej to chciałem zrobić. Dźwięk, który wydałem nie przypominał śmiechu, a bardziej skrzek. Ponury i zachrypnięty.
- Już ci to mówiłem – Skrzyżowałem ręce na piersi – Podle wykorzystałeś moją przyjaciółkę. Złamałeś jej serce, ale... - Ponownie zaśmiałem się ponuro – Najwyraźniej uwielbiasz to robić.
- Nie chciałem złamać ci serca – Spojrzał mi w oczy, ale tym razem nie odwróciłem wzroku – Poza tym nienawidziłeś mnie już wcześniej.
- Nieprawda – Zacisnąłem lekko dłonie w pięści.
- Nie? – Pokręcił z niedowierzaniem głową – Przypomnij sobie nasze pierwsze spotkanie.
Zmrużyłem lekko oczy.
- Nie zamierzam z tobą rozmawiać, Beaumont – odparłem sucho, zsuwając się po ścianie i siadając.
- Kiedyś będziesz musiał – Odszedł i usiadł na podłodze po drugiej stronie kantorka.
Zacisnąłem lekko usta, patrząc na niego. On sam nie odrywał ode mnie wzroku.
Mimowolnie powróciłem myślami do naszego spotkania i zdałem sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę o nim nie myślałem. Tak jak nie myślałem o tym, odkąd się nienawidzimy.
***
- Andyś no – Poczułem jak chłopak dźga mnie lekko w policzek, na co przewróciłem jedynie oczami – No weź.
- Alan, nie – Spojrzałem na niego spode łba – On pali, ćpa i kto wie co jeszcze? Ty sam nie powinieneś się z nim zadawać.
- Rye to mój przyjaciel – powiedział, wzdychając cicho – Chociaż spróbuj go polubić.
CZYTASZ
12 godzin | RANDY | bxb ✅
RomantikPomyślcie o osobie, której nienawidzicie z całego serca. Wyobraźcie sobie, że osoba ta skrzywdziła kogoś bardzo wam bliskiego i to w takim stopniu, że o mało co jej nie straciliście przez próbę samobójczą. Umielibyście jej wybaczyć? Myślę, że większ...