druga godzina

588 93 25
                                    

Moje myśli ciągle krążyły wokół Rye'a.

Chciałem, aby było inaczej, ale nie udało mi się tego zmienić.

W czym tkwił problem?

Otóż w tym, że czułem się cholernie winny.

Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego jaką sytuację rodzinną ma Beaumont, czego mu nie zazdrościłem, a mimo to użyłem tego przeciwko niemu.

Nie powiem, z początku poczułem lekką satysfakcję, ale trwała ona zaledwie ułamek sekundy. Jak mogłem się cieszyć, gdy spojrzałem mu w oczy, w których zobaczyłem ogromny ból, jaki mu sprawiłem?

Przyznaję, nienawidzę go z całego serca, ale nie jestem osobą, która potrafi bezuczuciowo kogoś zniszczyć.

Nie jestem Beaumont'em.

Chłopak zawsze szuka okazji, żeby mi dopiec. Za każdym razem wypowiada się w taki sposób, aby słowa rzucane w moim kierunku zabolały mnie jak najbardziej. Niestety, wychodzi mu to cholernie dobrze.

On doskonale wie, jak mnie zranić i za każdym razem wykorzystuje to przy pierwszej nadarzającej się sytuacji.

Wie także, że ja znam jego słabe punkty, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że mimo wszystko nie użyję ich w celu zranienia go.

Nie jestem taki.

A jednak wspomniałem jego ojca.

Poruszyłem temat, o którym zdarzyło nam się raz porozmawiać, mimo że Beaumont tego nie chciał.

Chociaż tak naprawdę nie można tego nazwać rozmową.

*

Wyszedłem ze szkoły, po czym skierowałem się do spożywczaka położonego niecałe osiemset metrów dalej. Po kilku minutach byłem już na miejscu, więc otworzyłem ciężkie drzwi i wszedłem do środka.

Uderzył we mnie zapach cytryn i miodu, co było bardzo charakterystyczne dla tego miejsca. Co dziwne, nigdy nie mają cytryn i miodu. Twierdzą, że nie posiadają tych produktów w sprzedaży, więc zapach jest odwieczną tajemnicą, nad którą główkują znudzeni licealiści, którzy nie mają nic lepszego do roboty.

Podążyłem w głąb sklepu.

Krążyłem między regałami poszukując mleka w proszku, o które poprosił mnie mój tata.

Przeklinałem go w myślach, bo nie umiałem znaleźć tej jednej jedynej rzeczy, a on akurat tego dnia wymyślił sobie, że zrobi jakieś ciasto, do którego mleko w proszku jest niezbędne.

Gdy chciałem wyjść i poszukać produktu na innych półkach, usłyszałem Rye'a, jednak nie byłem w stanie nic zrozumieć.

- ... - prychnął, a ja przybliżyłem się – Nigdy.

- To twoja wina – Usłyszałem drugi, starszy głos – Niczyja inna.

Przybliżyłem się do regału, po czym rozsunąłem butelki oranżady stojące na nim, aby zobaczyć co dzieje się po drugiej stronie. Musiałem stanąć na palcach, gdyż nie byłem w stanie wszystkiego zobaczyć.

Rye rozmawiał z mężczyzną niewiele od niego wyższym. Miał brązowe włosy, które zaczęły już powoli siwieć. Do tego ciemne oczy i opalona karnacja.

Od razu domyśliłem się, że to jego ojciec.

- Nie wmawiaj mi tego – powiedział Rye przez zaciśnięte zęby – Ty to zrobiłeś.

- Przez ciebie – Spojrzał na niego groźnie – Sprowokowałeś mnie.

- Nic nie zrobiłem i doskonale to wiesz! – wysyczał chłopak, starając się nie krzyczeć – I albo ty powiesz wszystkim, co się stało, albo ja to zrobię.

12 godzin | RANDY | bxb ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz