Część pierwsza i ostatnia

302 54 34
                                    

Bądźcie ze mną...

Palpatine był martwy. Wreszcie. Ben Solo czuł to w Mocy. Rey zdołała go pokonać, poświęcając przy tym samą siebie. Jej obecność w Mocy gasła coraz szybciej. Serce Bena zamarło. Nie, to nie mogło się tak skończyć... Rey... Miał już tylko ją... Z całych sił trzymał się niewielkiego występu skalnego, którego zdołał się uchwycić, gdy Imperator strącił go w otchłań. Rey jednak pozostała na górze. Mocno zaciskając zęby, powoli zaczął wspinać się po ostrych skałach. Potrafił myśleć już tylko o jednym. Musi ocalić Rey... Snoke powiedział kiedyś, że to on połączył ze sobą ich umysły. Palpatine oznajmił natomiast, że Snoke był jego dziełem, a prawda była taka, że Ben i Rey stanowili diadę w Mocy. Byli jednością, połączeni ze sobą już na zawsze. Benowi było to jednak zupełnie obojętne. Od lat karmiono go kłamstwami na różnorakie tematy. Wiedział jedynie, że ta dziewczyna z Jakku znaczyła dla niego więcej, niż byłyby to w stanie wyrazić jakiekolwiek słowa. W jego sercu i pamięci na zawsze już wyrył się obraz twarzy Rey, jej ciepłych oczu pełnych łez, gdy w ruinach Gwiazdy Śmierci mówiła, że rękę Bena przyjęłaby bez wahania. Ben Solo wrócił. Jak mogłaby teraz odejść?

Mężczyzna zdołał wreszcie wczołgać się na górę, gdzie stał tron Sithów. Całe jego ciało przenikał palący ból. Ledwo był w stanie oprzeć ciężar ciała na prawej nodze. Może była złamana? Potknął się i runął na ostre skały, ale wiedział, że musi się podnieść i iść. Tam, kilka metrów przed nim, leżała Rey. Nie ruszała się. Zacisnął zęby, ignorując ból. Podparł się na obu dłoniach i wstał. Powoli pełznął przed siebie. Oddychał z trudem. Najprawdopodobniej podczas upadku złamał kilka żeber. Bezustannie szedł naprzód, przyciskając obie dłonie do zranionego boku. Nie widział już niczego, tylko Rey. Tylko ją...

Upadł na kolana przy ciele dziewczyny. Jej oczy pozostały otwarte, ale nie oddychała. Chwycił jej rękę. Była zimna niczym lód. Serce mężczyzny niczym lodowate ostrze przeszyła rozpacz. Objął Rey, unosząc lekko jej ciało. W panice rozpaczliwie rozejrzał się dookoła. Na co liczył? Czego poszukiwał? Wokół nie było nikogo, kto zdołałby ocalić Rey – jedyny promień słońca w jego całym, przepełnionym ciemnością, życiu. Nikogo, kto zdołałby mu pomóc. Popatrzył na śmiertelnie bladą twarz dziewczyny i jej ciepłe, brązowe oczy, teraz rozwarte szeroko, pozbawione życia... Przytulił ją do piersi, jakby pragnął oddać jej resztki swego własnego ciepła, przelać w nią swoje życie. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie na Takodanie, moment, gdy ją ujrzał, wrażenie, że zna ją niemal od zawsze... Wspomniał ich wspólną walkę przeciwko strażnikom Snoke'a na meganiszczycielu „Supremacy". To ona sprawiła, że zdobył się na odwagę zadecydować o swym przeznaczeniu, zamiast kierować się tym, co mówili mu Luke, a później Snoke... To ona, jako jedyna, wierzyła, że warto jeszcze wyciągnąć do niego dłoń, warto dać mu szansę na powrót na Jasną Stronę Mocy. To ona wierzyła, że Ben Solo wciąż żyje, choć pogrzebany głęboko pod skorupą Kylo Rena. To wreszcie ona ocaliła mu życie w ruinach Gwiazdy Śmierci. Wtedy Kylo Ren poległ, ale Ben Solo narodził się na nowo. Rey użyła Mocy, aby zaleczyć śmiertelną ranę, którą mu zadała. Czy dałby radę uczynić to samo? Według Palpatine'a on także posiadał dar uleczania Mocą. Czy zatem Moc zdołałaby przywrócić Rey do życia?

Ben wiedział już, co musi zrobić, choć jemu samemu nie pozostało już wiele energii Mocy. Rey musiała jednak żyć. To ona była bohaterką, której potrzebowała galaktyka, jej ostatnią nadzieją, ostatnią Jedi. Ben nie miał już do czego wracać. Nie był Jedi, nie był Sithem. Stał się zwykłym potworem, który nigdy nie zdołałby zmyć z siebie piętna wszystkich zbrodni, których się dopuścił. Nie zniszczył wprawdzie Akademii Jedi, o co go oskarżano, ale nie powstrzymał Najwyższego Porządku przed unicestwieniem całego układu Hosnian. Jego droga do władzy wybrukowana została trupami. Na rękach miał krew tysięcy niewinnych. A Rey... Była czysta niczym kryształ. Stały za nią tysiące pokoleń Jedi, sprawiając, że stała się wcieleniem snu o Jedi...

Ben odsunął od siebie ciało Rey na kilka centymetrów. Wciąż obejmował ją jednym ramieniem. Prawą dłoń przyłożył do piersi dziewczyny w miejscu, gdzie powinno bić jej serce. Tym razem nie wyczuł niczego. Moc! – podpowiedział jakiś cichy głos w jego głowie. Dla niej nie istniało nic niemożliwego...

Młody Solo wyprostował się, przymykając oczy. Uspokoił rozszalałe serce i skupił się na Mocy, przepływającej przez niego i przez wszystko, co go otacza. Zebrał całą życiodajną energię, która jeszcze w nim pozostała i przekazał ją Rey. Wróć do mnie, pomyślał. Bądź ze mną... Czuł, że z każdą sekundą słabnie, lecz nie przestawał przelewać w ciało dziewczyny swojej Mocy, dopóki nie poczuł, że Rey... Poruszyła się! Przyłożyła dłoń do jego dłoni, ściskając ją leciutko. Ben gwałtownie otworzył oczy, wyczuwając, że obecność Rey znów rozbłysła w Mocy gwałtownym płomieniem. Solo spojrzał na jej twarz. Policzki wojowniczki zaróżowiły się, a oczy znów lśniły życiem. Ich spojrzenia spotkały się. Rey podniosła się, spoglądając na niego z radosnym zdumieniem. Ben nadal obejmował ją, gdy nagle jej usta rozciągnęły się w ciepłym, czułym uśmiechu.

— Ben... — wyszeptała.

Mężczyzna poczuł, że po raz pierwszy w życiu zrobił coś naprawdę dobrego – zdołał ocalić tę, którą tak bardzo... Kochał. Tak, teraz był już pewien swych uczuć do tej dziewczyny. Kochał ją. Kochał Rey. Jego oczy wypełniły się łzami. Dziewczyna przyłożyła dłoń do jego policzka, a Ben nieśmiało odwzajemnił jej uśmiech. Radość w jego sercu mieszała się z ogromnym, gorzkim żalem – wiedział bowiem, że nie pozostało mu już wiele czasu. Oddając Rey własną Moc, doszczętnie wyczerpał swe siły. On nie był jednak ważny. Najważniejsze było, że Rey żyła. Ben pomyślał, że udało mu się dokończyć dzieło dziadka, choć do tej pory nie spodziewał się, że uczyni to właśnie w ten sposób – ratując od śmierci kobietę, którą kochał. I wtedy nagle Rey ujęła jego twarz w obie dłonie, a w następnej sekundzie ich usta zetknęły się w czułym pocałunku. Gdy odsunęli się od siebie, dziewczyna wplotła dłonie w jego włosy. Spoglądając głęboko w oczy Rey, Ben uśmiechnął się. Po raz pierwszy szczerze i prawdziwie. Mógłby bez końca wpatrywać się w jej piękną twarz, jednak nagle poczuł, że brak mu tchu. Uśmiech powoli znikł z jego twarzy. Serce Bena na zawsze przestało bić. Dla niektórych warto jednak poświęcić siebie. Mając świadomość, że postąpił słusznie, umierał szczęśliwy. Ben Solo nareszcie zaznał spokoju.

Koniec

Star Wars - Amor omnia vincitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz