2. You know more than you say

476 29 0
                                    


Znaleźli się w jakiejś podrzędnej knajpie, której neonowy szyld głosił, że była otwarta przez dwadzieścia cztery godziny. Cały budynek stał niedaleko dzielnicy przemysłowej, ale w zdecydowanie lepiej sytuowanej i co najważniejsze, zamieszkanej części miasta.

We dwójkę weszli do lokalu, i Stiles od razu wiedział, że wolałby tu nie przychodzić. Nie było tu wielu gości. Wystrój przypominał lata osiemdziesiąte. Winylowe, czerwone krzesła dosunięte do klejących się stolików były w niewiele lepszym stanie niż boksy pod jedną ze ścian.

Jane wsunęła się do jednego z boksów i od razu sięgnęła po laminowane menu. Stiles zrobił to samo, choć od spisu tutejszych specjałów wolałby poznać dziewczynę, przez którą musiał tłuc się taki kawał z Derekiem i bliźniakami.

Kelnerka, raczej młoda dziewczyna z tatuażem na szyi podeszła do nich, a w ręce trzymała niewielki notatnik i długopis.

- Co podać?

- Cheeseburgera, frytki i kubek gorącej kawy. – powiedziała Jane. – A dla ciebie...

- Stiles. – Stiles z opóźnieniem rozumiał, że dziewczyna zwraca się do niego. – Tylko kawę.

Kelnerka odeszła szybko nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem i zniknęła za czerwoną ladą. Stiles przyjrzał się Jane. Miała krótkie, jasnobrązowe włosy i niebieskie, przenikliwe oczy. Skóra raczej jasna, nos drobny, usta niezbyt wielkie. Kilka pasemek na jej włosach błyszczało srebrem, ale o to wolał nie pytać. Kobiet raczej nie pyta się o takie rzeczy, jak przypominała mu Melissa McCall.

- Czy to czas na rozmowę? – spytał w końcu, kiedy kelnerka przyniosła im dwa kubki kawy. Jane swój natychmiast objęła dwoma dłońmi, jakby chciała je zagrzać.

- Jeśli masz jakieś pytania, to pytaj. – powiedziała pełna przekonania i zanurzyła różowe usta w ciemnym, i gorzkim naparze. Widząc jego pytający wzrok, uśmiechnęła się pospiesznie. – Kawa ma być czarna, mocna i niesłodzona. Inaczej to po prostu mleko kawowe.

- Okej. – Stiles położył obie dłonie na stole. – Nie tłukłem się tutaj tyle, żeby pić kawę w tym... Lokalu. – w ostatniej chwili powściągnął język. – Deaton to przyjaciel twojej matki i jest... Nie wiem jak ci to powiedzieć... Druidem.

Jane spojrzała na niego tak, jakby miała zaraz wybuchnąć śmiechem. Zmarszczyła jednak po chwili brwi i przekrzywiła głowę w prawo.

- Druidem? – powtórzyła. – Takim jak leśny skrzat... Doobrze... Stiles, tak? Słuchaj, nie wiem po co się tu tłukłeś, ale mam za sobą ciężką noc, a twoi kumple gonili mnie po ciemnych alejkach i... Nie wiem czemu ich oczy tak błyszczały i w ogóle...

- To wilkołaki. – wypalił nagle, choć zorientował się, że nie powinien.

Jane prychnęła i spojrzała na niego spode łba, pytająco, jakby właśnie jej powiedział, że jest Kapitanem Ameryką.

- Myślałaś, że tylko zmiennokształtni są odejściem od normy?

- Ja... Co?

- Słuchaj. Jesteś ostatnią zmiennokształtną i ktoś bardzo, ale to bardzo, chce cię dorwać. – Stiles zniżył głos i pochylił się nad stołem. – I wiem, że to może brzmieć abstrakcyjnie, ale błagam cię, wysłuchaj mnie do końca. Tych ktosiów może być dużo. Deaton chce...

- Ten druid? – przerwała mu Jane.

- Tak. Ten druid. Ratowaliśmy tyłki, głównie własne, ale też innych. Po prostu musisz mi zaufać.

Kelnerka postawiła zamówienie Jane przed nią i oddaliła się. Stiles zaczynał rozumieć chyba, czemu Jane wybrała właśnie to miejsce. Nikt tu nie podsłuchiwał, nikt nie zadawał pytań.

- Muszę tobie zaufać, kiedy ja nic o tobie nie wiem. – Jane zajęła się swoimi frytkami i już na niego nie patrzyła. – To jakim niesamowitym stworzeniem jesteś? Wampirem? Wilkołakiem?

- Człowiekiem. I należę do bardzo osobliwego stada.

- Stada? I jesteś człowiekiem. – Jane wydęła usta i pokiwała głową. – Okej, to ma sens.

- Nie potrzebuję takiego cynizmu!

- Słuchaj. Twój koleś zaskoczył mnie zmiennokształtną. Wydawało mi się, że mogę normalnie żyć i do tej pory mogłam, więc nie sądzę żeby ktokolwiek... Moja matka to o wiele lepsza zmiennokształtna. Na serio. Ona zawsze to ogarniała, nie ja ale...

Stiles patrzył jak Jane stara się dobrać słowa, ale najwidoczniej nie była w stanie tego zrobić. Zjadła jeszcze dwie frytki nim zaczęła mówić.

- Czego ode mnie oczkujesz, Stiles? – wymówiła jego imię miękko, jakby z pewną czułością, choć wiedział, że to nie jest możliwe. – Co mam zrobić?

- Po pierwsze, to wiem, że wilkołaki i tym podobne nie są ci obce. – stwierdził Stiles mało pogodnie. – Po drugie, wiem, że możesz nie chcieć mi zaufać, ale chociaż spróbuj. To stado Prawdziwego Alfy i...

- Prawdziwy Alfa? Więc to prawda? – Jane podsunęła się bliżej niego i pochyliła nisko nad stołem. – To się stało? On istnieje?

Stiles zmarszczył brwi i zrobił minę, którą Lydia zwykła nazywać „klasyczna mina zirytowanego Stilesa".

- Naprawdę nie mogłaś wcześniej wykazać inicjatywy... Wiesz co, nieważne. – szybko przywołał się do porządku, upił łyk kawy. – Tak. Czy teraz jesteś w stanie mi zaufać? Musisz tylko pojechać ze mną do Beacon Hills i...

- Zwolnij! Co to Beacon Hills? To jakaś szkoła? Chodziłam do szkoły z internatem i wcale mi się tam nie podobało!

- Beacon Hills to dom. – w jego oczach pojawiła się pewnego rodzaju nostalgia. – Tam jest Stado. – spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku. – No, niedługo będzie. Jak tylko samolot Lydii wyląduje na LAX i Scott po nią pojedzie i...

- Dobra. Masz jakieś ADHD? – Jane uniosła dłoń chcąc go uciszyć. – Słuchaj, nie wiem jak w waszym stadzie, ale ja mam tu zobowiązania. Dom, ojca i życie. Nie mogę od tak wyjechać do jakiegoś miasteczka, Bóg wie gdzie...

- W Kalifornii.

- Na drugim końcu kraju. – Jane już wyglądała, jakby przekonanie jej graniczyło z cudem. – To wszystko to jakieś wariactwo. – sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej banknot pięciodolarowy. Rzuciła go na stół i wysunęła się z boksu. – Zjedz tego burgera. Ja muszę znikać.

Ruszyła do drzwi i opuściła lokal, zanim Stiles zdążył wygramolić się za nią. Powietrze było rześkie i niemal natychmiast uderzyło go w twarz. Wypatrzył Jane po drugiej stronie ulicy, idącą do metra. Popędził za nią ile sił w nogach.

- Musisz mnie wysłuchać. – poprosił, łapiąc ją za nadgarstek. Kiedy się odwróciła, jej twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko jego twarzy. – Proszę. Grozi ci potworne niebezpieczeństwo. Dzięki temu, że Deaton nam o tym powiedział jesteśmy w stanie ci pomóc. Ochronić cię. Polubiłabyś stado.

Jane spojrzała na niego swoimi niesamowicie niebieskimi oczami i wyszarpnęła nadgarstek z jego uścisku. Czerwone pręgi zostały na jej skórze w miejscu, w którym palce Stilesa były zaciśnięte.

- Wiesz, że wilkołaki są prawdziwe. Wiesz, że świat nadnaturalny istnieje, tylko nie chcesz tego do siebie dopuścić. Jane Potter, jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Kiedy to wreszcie do ciebie dotrze?

Wsunął karteczkę z numerem do kieszeni jej kurtki. Jane patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, a potem odwróciła się i weszła do metra. 


Rozkręca się powoli, ale jak już się rozkręci, to obiecuję, że będzie niesamowite!!! Nowy rozdział na dobry początek nowego roku! ENJOY KOCHANI!!!  Początkowe rozdziały wprowadzą was w klimat, a taką mam przynajmniej nadzieję! 

Shapeshifter - teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz