Rozdział 13

1.1K 58 2
                                    

Do Hogsmeade poszliśmy wszyscy razem. Wszyscy razem, mam na myśli ja, Lily, James, Remus, Syriusz i Peter. W wiosce wszyscy się porozłazili załatwiać swoje sprawy. Zostałam z Peterem i Blackiem.
- To gdzie idziemy? Miodowe Królestwo? Do Zonka? Trzy Miotły?- spytałam chłopaków.
- Ja muszę iść do Zonka. Mam całą listę zakupów od Jamesa- odpowiedział Black wyciągając zwinięty pergamin.
- A ty Peter?- zapytałam blondyna.
- Chciałem iść do Miodowego Królestwa...
- Ok, to pójdę z tobą. Spotkajmy się za pół godziny pod Trzema Miotłami- rzuciłam jeszcze do Syriusza i ruszyłam za Pettegrew do krainy słodyczy.
- Jakie słodycze najbardziej preferujesz?- spytałam, gdy weszliśmy do sklepu.
- Eee... W sumie sam nie wiem. Każde są na swój sposób dobre.
- Dużo tu do wyboru, ale ja i tak najbardziej uwielbiam żelki.

Chwyciłam z półki dwie paczki żelków. Miałam wrażenie, że Glizdogon bierze co popadnie. Co chwila wyciągał po coś rękę. I tak w ten oto sposób on wyszedł z całą torbą słodyczy, a ja z dwoma paczkami żelków. Ruszyliśmy w stronę Trzech Mioteł. Droga była śliska. Było trzeba uważa. Przy pubie dostrzegłam Syriusza, który gadał z jakimiś dziewczynami i uśmiechał się głupio.
- Peter, powiedz mi z kim my się zadajemy?- spytałam retorycznie blondyna wskazując na Blacka.
Peter zaśmiał się pod nosem.
- Będziemy czekać w środku- powiedziałam czarnowłosemu mijając go.
Chyba nawet nie usłyszał, bo nic nie odpowiedział i nadal rozmawiał z Krukonkami. Chwila... To nie były te z Miodowego Królestwa? Ehh... Nie ważne. Usiadłam przy jednym z wolnych stolików. Mój towarzysz poszedł zamówić coś do picia. Czas mijał. Peter wrócił po chwili, a za nim szedł Syriusz obejmując jakąś dziewczynę.
- Alex to jest Sophie. Sophie to jest Alex, moja przyjaciółka- powiedział Black na przywitanie przedstawiając nas sobie.
- Hej, miło cię poznać- odpowiedziałam w stronę dziewczyny.
- O, to ty byłaś tą z Miodowego Królestwa, kilka tygodni temu- uśmiechnęła się sztucznie Krukonka.
- Naprawdę? Szybko jarzysz- rzuciłam sarkastycznie.
Krukonka zamknęła się na chwilę, ale zaraz potem uśmiechnęła.
- Co tam kupiłaś?- spytał Black.
- Emm... Żelki- burknęłm cicho.
- Widzę, że gustujesz w jedzeniu żelków- rzuciła dziewczyna z sarkazmem i przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem.
Uśmiechnęłam się normalnie i odpowiedziałam:
- Żelki odstresowują. Ale nie każde. Najbardziej preferuję te w kształcie potworków. Je najlepiej się zjada. Można w spokoju je przebijać wykałaczką i mieć czyste sumienie, że to nie misiek tylko mała szkarada, którą po prostu trzeba pożreć.

Sophie się zaśmiała:
- Masz bardzo specyficzne poczucie humoru.
- Taaak- przedłużyłam samogłoskę uśmiechając się słodko.- Ja już będę szła. Umówiłam się z Lily- skłamałam wstając z krzesła.
Wyszłam z Trzech Mioteł i poszłam w stronę Wrzeszczącej Chaty. Oparłam się o barierkę i pozwoliłam myślą odpłynąć.

Do końca dnia siedziałam sama. Potrzebowałam samotności. Trochę się pouczyłam i poczytałam. Spać poszłam o 22. Gdy tylko zamknęłam oczy znów pojawiły się koszmary.

Czarna otchłań była przerażająca. Pusta. Dopiero po chwili pojawiła się w niej Maria w krwistoczerwonej sukience.
- Gotowa?- spytała z uśmiechem dziewczyna.
- Odejdź! Proszę nie rób tego!- zaczęłam się cofać.
Nic to nie dało. Pojawił się przede mną obraz. Byłam w domu na kładce mając dziesięć lat. Obok mnie stał mój młodszy brat. Tym razem nie patrzyłam z boku. Tym razem to ja wszystko robiłam. Zrzuciłam John z deski. Wylądował na ziemi trzaskając kręgosłup. Potem obrażałam i poniżałam Lily będąc w skórze jej siostry. Przyszła kolej na Severusa, którym też byłam ja. Zraniłam Evans. Obraz przekształcił się. Teraz byłam w głowie Remusa. Byłam wilkołakiem, który atakuje wszystkich na około. Następnie kolej przyszła na Syriusza. Byłam pod postacią jego matki. Zawołałam go, a potem torturowałam. W koszmarze Jamesa byłam Lily, która uderza go w twarz i osobą, która zabiła jego przyjaciół. U Petera najpierw byłam ojcem blondyna, a potem zamieniłam się w Voldemorta, który zabija Huncwotów. Na koniec znalazłam się w myślach Camila. Rzuciłam w chłopaka sztyletem. Padł martwy. Po wszystkim usiadłam w kącie uliczki, w której byłam zabijając brata, i zaczęłam płakać. Już nie mogłam. Druga noc koszmarów.
- Masz dość?- spytała z kpiącym uśmiechem Maria.
- Nikt normalny nie wytrzymał by takich rzeczy- szepnęłam chowając twarz w dłoniach.

Obudziłam się. Leżałam w łóżku. Moja poduszka była cała mokra. Spojrzałam na zegarek. Znów 4.00. Czemu ona nie da mi spokoju? Walnęłam twarzą w poduszkę. Chwyciłam obojętną książkę i zaczęłam czytać. Musiałam czymś się zająć, aby odreagować...

Koszmary powtarzały się lub były modyfikowane. Maria znajdowała straszniejsze. Przez kilka nocy dawałam jej niszczyć mój umysł. Jednakże w końcu powiedziałam stop i od dwóch nocy wogóle nie śpię. Wiem, że to nieodpowiedzialne, ale nie mam innego wyjścia. Przez noc siedzę w Pokoju Wspólnym ucząc się lub czytając. Na razie bardzo odpowiada mi ten tryb życia pomimo, że zaczynam chodzić senna i czasem przysypiam na lekcjach.  Dzisiejszej nocy, trzeciej, gdy już nie śpię usiadłam wygodnie w fotelu przed kominkiem. Siedziałam trzymając w ręku list od Camila. Byłam zestresowana otwierając go. Przejechałam wzrokiem po kartce.

Droga Alex,
U mnie wszystko dobrze, zresztą tak samo jak u rodziców. John ciągle narzeka, ale tak poza tym nic mu nie jest. Pytał się ostatnio o ciebie co mnie naprawdę zaskoczyło. Zapytał czy będziesz w święta w domu, bo ma coś dla ciebie. Obstawiam, że chce cię zamordować czy coś. A jak u ciebie? Masz przyjaciół? Może chłopaka? Napisz szybko,
Camil.

Gdy przeczytałam list zaśmiałam się pod nosem. Postanowiłam odpisać Camilowi, ale nie w nocy... Włożyłam papier do kieszeni bluzy i wtuliłam się w fotel. Czekała mnie kolejna długa, nieprzespana, noc...

Koło 8.00 zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Byłam bardzo zmęczona, ale nie przejmując się ruszyłam z uśmiechem na moje stałe miejsce. Usiadłam na przeciwko Lily i Dorcas. Obie spojrzały na mnie jak na straszydło.
- Aż tak źle?- spytałam załamującym się głosem.
- Alex, musisz spać. Czemu całe noce przesiadujesz w Pokoju Wspólnym?- zapytała Evans.
- Mam koszmary- burknęłam przeżuwając kawałek kanapki.
- Każdej nocy?- dopytała Dorcas.
- Tak.

Rozmowa się skończyła. Dziewczyny wymieniły się wzrokiem i zachowywały się jakby nic się nie działo. Oparłam głowę na dłoni i spojrzałam na samotną łyżeczkę leżącą obok kubka. Zaczęłam obracać nią w palcach.
- Pójdę już- mruknęłam.- Co dziś mamy pierwsze?
- Jest piątek, więc chyba zielarstwo- odparła z uśmiechem Ruda.
- Uh... Zabijcie mnie...

Wyszłam z zamku wprost do szklarni. Usiadłam na krześle i położyłam głowę na ławce. Znów ten piątek. Jutro będzie sobota, potem niedziela, a ja bez snu tak długo nie pociągnę. Moje oczy zaczęły się niebezpiecznie zamykać. Przysnęłam. Sen był płytki, więc miałam nadzieję, że Maria nie zaatakuje mojego umysłu. Nie wiem ile spałam, ale nagle obudził mnie wstrząs. Otworzyłam oczy i skrzyżowałam wzrok ze zdziwionym spojrzeniem Remusa.
- Żyjesz?- spytał Lupin.
- Tak, tak. Musiałam przysnąć.

Teraz albo nigdy. Alex spytaj go.
Wzięłam chłopaka za rękę i zaprowadziłam w kąt szklarni.
- Remus...  Będę mówiła bez ogródek. Powiedz mi, tylko powiedz szczerze. Czy... Czy jesteś wilkołakiem?

***
1098 słów.

Łowczyni || HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz