Rozdział 19

1.1K 62 4
                                    

Stukot butów słyszałam już z dalekiej odległość, ale gdy były naprawdę blisko to nikogo nie dostrzegłam. To nie było zbyt ciekawe. Korytarze Hogwartu wydawały się być puste. Cichość była tak przenikliwa, że jakiekolwiek odgłosy wydawały się bardzo głośne. Naprawdę się bałam. Wycofałam się pod ścianę i schowałam w cieniu. Czekałam na rozwój wypadków...

Od przesłuchania minął miesiąc. Sprawa została zamknięta, a ludziom ogłoszono, że ktoś coś sobie uroił. Ministerstwo, jak zwykle chce zatuszować sprawę.

W moim życiu za wiele się nie zmieniło. Starałam bardziej przykładać się do nauki i więcej uczyć do SUMów. Maria dała mi spokój na jakiś czas, ale nadal uporczywie czułam jej obecność w swojej głowie. Za miesiąc armia demonów na czele z Marią, miała pojawić się w domu Malfoy'ów. Ten dzień zbliżał się wielkimi krokami, a mnie zaczynał od tego boleć brzuch. Dumbledore miał już niby przygotowany plan, więc się nie martwiłam o strategię. Chciałam jedynie, aby moi bliscy byli bezpieczni.

Stojąc w cieniu ściany czekałam, aż kroki oddalą się jak najdalej. Po kilku minutach zupełnej ciszy wróciłam do patrolu korytarzy. Wiele razy słyszałam taki stukot butów i za każdym razem byłam ciekawa do kogo należy. Raz nawet udałam się za tym tajemniczym osobnikiem, ale zgubiłam go na pewnym etapie trasy. Gdy wreszcie skończyłam patrol, pobiegłam od razu do Wieży Gryfonów. W Pokoju Wspólnym, w fotelach siedzieli prawie wszyscy Huncwoci, oprócz Remusa. Oglądali jakiś pergamin. Podeszłam do nich.
- Cześć- przywitałam się.
James od razu schował pergamin do kieszeni. Muszę kiedyś się dowiedzieć co to jest.
- Hej- odpowiedział jako jedyny Peter.
- Gdzie Remi?- spytałam.
- Jutro pełnia, śpi- powiedział cicho Potter, tak aby nikt nie usłyszał.
Po chwili analizacji ich twarzy, usiadłam w fotelu.
- Co masz za plecami?- wskazałam brodą na Rogacza.
Chciałam się dowiedzieć co ukrywają.
- Nic takiego, zwykły pergamin- podał mi czysty papier.
Wzięłam go do ręki. Taki zwykły to on nie jest... Niby pusty, ale napewno coś tam jest. Oddałam tajemniczą rzecz Jamesowi.
- Macie jakiś plan na następny kawał?
- No oczywiście! Nawet poszliśmy go już zrealizować! Zobaczysz efekt jutro przy śniadaniu- z entuzjazmem odpowiedział Black.
I chyba kogoś zobaczył, bo po chwili wstał bez słowa i zniknął za portretem Grubej Damy.
- A gdzie właściwie jest Lily?- zapytałam Pottera.
Byłam dzisiaj bardzo niedoinformowana.
- Chyba siedzi z Dorcas w dormitorium.
- Chyba? To nie wiesz, gdzie jest twoja ukochana Evans?
- Eee... No pokłóciliśmy się ostatnio.
- No to ekstra- burknęłam i wstałam z fotela.
Szybko weszłam po schodach i wbiegłam do pokoju. Byłam dobrym psychologiem. Spojrzałam na Lily. Rzeczywiście była trochę przybita. Dorcas zaś siedziałam obok niej mocno ją przytulając.
- Liluś- szepnęłam pokrzepiająco.- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się.
Przytuliłam ją mocno.
- Niepotrzebnie z nim zaczęłam się zadawać... On wogóle się nie zmienił...
- Ty go kochasz Evans. To widać. Nie możesz się poddawać.
Ruda się cicho zaśmiała. Ale nie płakała. Była w rozterce.

Następnego dnia Lily nie była w dobrym humorze. Siedziała trochę przygnębiona. James starał się przeprosić dziewczynę, ale ona wciąż miała focha. Na śniadaniu było całkiem ciekawie, gdyż Huncwoci mieli przygotowany kawał. W czasie, gdy jadłam chłopcy zaczęli machać pod stołami różdżkami. Nagle światła zgasły. Automatycznie póściłam kanapkę i wyostrzyłam zmysły.
- Wyluzuj- usłyszałam szept Syriusza tuż przy moim uchu.
Po chwili usłyszałam wylewanie się gęstej cieczy, ale nic nie poczułam. Gdy światło z powrotem się zapaliło, rozejrzałam się po Wielkiej Sali. Mój wzrok spoczął na stole Slitherinu. Ślizgoni i cały stół byli oblani jaskrawą różowiótką farbą. Wybuchłam nieopanowanym śmiechem tak jak połowa sali. Miny Ślizgonów były wściekłe lub zdezorientowane.
- Zwariowaliście- powiedziałam Huncwotą przez śmiech.
- Potter, Black, Lupin, Pettegrew, szlaban u mnie, dziś o 18- usłyszałam za sobą zimny głos McGonagall.
- Pani profesor, to tylko niewinny żarcik- próbował przekonać profesorkę Black.
- Nie mam już do was siły- mruknęła McGonagall idąc w stronę stołu nauczycieli.
Parsknęłam cicho.
- W piąteczek szlaban, no to się urządziliscie- zaśmiałam się.
- Ale było warto- stwierdził Potter zarzucając rękę na ramię Lily.
- Muszę iść- burknęła dziewczyna lekko zirytowana.
- Pójdę z tobą- Potter wstał za Rudą.
Sama chciałam iść, ale ktoś szarpnął mnie za rękę powodując, że siadłam na miejsce.
- Co ty?- spytałam zdezorientowana Blacka, który właśnie sprowadził mnie na siedzenie.
- Nie przeszkadzaj im.
- A kto mówił, że chce im przeszkadzać?
Uniosłam brew do góry.
- Znam cię. Chciałaś podsłuchać- mówił dalej Łapa.
- Oj cicho bądź psie. Nie znasz mnie- zaczęłam się przekomarzać.
- Psie? Psie? Jak już to piesku.
- Dobrze piesku. A teraz to serio powinniśmy iść, bo spóźnimy się na zielarstwo.

Razem z Lupinem, Pettegrew i Blackiem szłam błoniami do szklarni. Minęliśmy Lily i Jamesa, którzy nie mogli się od siebie oderwać, a konkretniej swoich ust. Wiedziałam, że się pogodzą. Potem Syriusz odłączył się od nas, bo spotkał chyba swoją obecną dziewczynę. Jakaś piątoroczna. Razem z Remim doszłam do szklarni. Weszłam i zajęłam swoje zwyczajne miejsce. Znów zaczęło śmierdzieć ziemią. Znów kolejny nudny dzień...

Dni mijały... Minął styczeń, zaczął mijać luty. Miłość Lily i Jamesa była coraz głębsza. Remus ciągle siedział nad książkami. Syriusz nadal zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, a Peter jadł bez przerwy. Powoli nadchodził dzień wielkiej bitwy. Wielkiej pełni. Chodziłam jak na szpilkach, wszystko mnie irytowało. Każdy niedokładny ruch doprowadzał mnie do szału. Zaczęłam oddalać się od przyjaciół. Często siedziałam sama w Pokoju Życzeń. Nie patrzyłam już na idealne życie. Po prostu siedziałam w ciemnym pustym pomieszczeniu, tylko z jednym krzesłem. Obawiałam się Marii. Podpadłam jej. Nie wiem jaką zemstę może na mnie wymyślić, ale wiem, że nie mogę czuć się bezpiecznie. Do tego ciągłe nasilające się ataki na mugoli. To jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szału. Wreszcie nadszedł ten okropny dzień. Od samego rana czekałam na wezwanie Dumbledore'a. Miałam być, jakby to ująć... przynętą. Musiałam być dobrze zabezpieczona. Koło 18 do okna dormitorium zapukała dziobem sowa. Otworzyłam okno i wpóściłam ptaka. Ten podał mi karteczkę i wyleciał.

Przyjdź.

Takie słowa widniały na karteczce. Dobrze wiedziałam do kogo należy to pismo. Wybiegłam z dormitorium wprost do gabinetu dyrektora. Już zza drzwi słyszałam głos Konsula i kłócącego się z nim Dumbledore'a. Cicho zapukałam i weszłam do środka. Rozmowy ucichły, a każdy z obecnych spojrzał na mnie. Przejechałam wzrokiem po każdej twarzy. Byli tam Konsul, mama, tata, Camil, wielu innych Nocnych Łowców, których nie znałam. Z boku trzymała się spora grupa czarodziejów szepczących ze sobą. Zapowiadało się ciekawie...

- Dam radę- stwierdziłam, gdy poraz kolejny zostały nałożone na mnie zaklęcia i sprawdzona broń.
- To dla bezpieczeństwa- odparł Dumbledore patrząc w nieokreślony punkt za mną.- Już czas.
Każdy Nocny Łowca teleportował się razem z jednym z czarodziejów. Ustalono, że każdy czarodziej bierze do pary Nocnego Łowcę. Jakie było moje zdziwienie, gdy miałam iść z Dumbledorem. Chociaż z drugiej strony to było logiczne...

Stanęłam w dworze Malfoy'ów. Byłam sama w środku pustego salonu, ale widziałam, że gdzieś za mną stoją moi sojusznicy. Czekałam na rozwój wypadków. Długo czekać nie musiałam... Usłyszałam szept przy uchu.
- Jesteś...- Maria.- Nie sądziłam, że jesteś na tyle głupia, by tu przyjść.
- No cóż... Jestem o wiele bardziej głupsza niż myślisz.
- Mam całą armię demonów. Nie ma szans, żebyś ją pokonała.
- Ty masz?- zaśmiałam się.- Chyba twój kochany Lordek Beznosek.
- Nie wasz się tak mówić o Czarnym Panu!
UPS... Chyba wkurzyłam aniołka.
- Przepraszam, nie chciałam urazić niczyjej dumy- rzuciłam sarkastycznie.- Ale przyznaj, no nie ma jednak tego nosa. Czasem się zastanawiam jak on oddycha...
- Zamknij się!- wrzasnęła dziewczyna.- Nie powinnaś tu być! On zaraz przyjdzie i nie będzie zadowolony, że ktoś mu przeszkadza.
- A skąd wiesz, że nie będzie zadowolony? Poczekajmy na niego i się o tym przekonajmy.
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, usłyszałam lodowaty głos:
- Kto raczył mnie obrazić?!
Zobaczyłam Voldemorta.
- Wow... Ty rzeczywiście nie masz nosa- powiedziałam tępo patrząc na czarnoksiężnika.

***
1248 słów

Łowczyni || HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz