Rozdział 18

1.1K 55 6
                                    

Święta minęły szybko, za szybko. Nim się obejrzałam nastąpił drugi styczeń, a do Hogwartu zaczęli wracać uczniowie, w tym Huncwoci i Lily. Bałam się, czy ludzie odkryli kim była osoba na zdjęciu, czy Rada przeczytała tą gazetę i o co będą mnie pytać na przesłuchaniu. Nie było ratunku.
Siedziałam w Pokoju Życzeń. Odkryłam to pomieszczenie, gdy miałam jeden z patroli. Uwielbiałam do niego przychodzić. Zawsze myślałam o tym samym. O normalności... Oglądałam swoje życie, tylko, że inne. Byłam zwykłą czarownicą, a jedynym moim problemem było nieodrobione zadanie domowe. Teraz też patrzyłam na to idealne życie, gdy nagle ktoś mi przerwał kładąc dłoń na ramieniu. Obejrzałam się za siebie, ale nikogo nie zobaczyłam. Wróciłam do poprzedniego zajęcia. Usłyszałam śmiech dziecka. To nie było zbyt ciekawe... Wstałam i przebiegłam wzrokiem przez Pokój Życzeń. Lekko przestraszona zaczęłam kierować się do wyjścia. Nie chciałam spotkać tego czegoś. Gdy już miałam naciskać na klamkę drzwi, wpadłam na kogoś za sobą. Niekontrolowanie uderzyłam tą osobę z pięści w twarz.
- Au- syknął znany mi głos.- Zawsze musisz tak atakować?
Obróciłam się twarzą do osobnika. Stał przede mną... Azazel? Co on tu robił?
- Czego ty chcesz? Nikt cię nie wzywał- spytałam mierząc go wzrokiem.
- Chciałem cię poinformować, że twoi przyjaciele szukają cię po całym zamku.
- Skąd ty to niby wiesz?- skrzyżowałam ręce.
- Pomyślmy...
- Czy ty mnie obserwujesz?
- Emm... Nie dokońca, co nie znaczy, że tak nie jest, ale też nie znaczy to, że tak jest...
Demon nie skończył, bo mu przerwałam.
- Wracaj do piekieł Azazel. Poradzę sobie bez twojego niańczenia.
Wyszłam z sali i udałam się do Wieży Gryfonów. Nieźle mnie nastraszył ten "przyjaciel". Gdy tylko przekroczyłam próg Pokoju Wspólnego od razu zaatakowali mnie Huncwoci i Lily. Poleciałam na podłogę. Czy chodź raz mogą przywitać mnie z normalnością?
- Cześć- przywitałam się.- Każdy zadaje pytania po kolei. Pierwszeństwo mają dziewczyny, więc Lilka zaczynaj.
- Co się wydarzyło, gdy nas nie było?- spytała Evans ciągnąc mnie na fotel.
- Maria znalazła swoją ofiarę, Anioła, i chciała go zabić. Zawezwała mojego starego kumpla i nawiązała się walka. W końcu Maria stchórzyła i uciekła, a anielica wróciła do nieba. Koniec- brzmiało jak głupia bajeczka, ale taka była prawda.
- Anioł? Tu?- spytał Lupin.
- Tak. Krukonka, miała na imię Natasha. Nudziło jej się w niebie- wzruszyłam ramionami.- A jutro idę na przesłuchanie w sprawie tego wydarzenia.
- Powiesz im prawdę?- tym razem pytała Lily.
- Nie. Nie mogę. Zobaczę co zrobię. Będę działać na spontanie.
- Mała, tylko tam nie utknij w tym Ministerstwie- burknął Black.
- Nie jestem mała- prychnęłam.- Sam jesteś mały.
- Ah ta miłość...- usłyszałam głos za sobą.
- Azazel?- zapytałam zdziwiona patrząc na demona.
- Kto?- powiedzieli równocześnie moi przyjaciele.
Nie widzieli go.
- Taki jeden- mruknęłam.- Miałeś chyba się odwalić- zwróciłam się do Azazela.- Jesteś drugą Marią czy co?
- Przybyłem popatrzeć na twoje cierpienie. Nasyca mnie to.
- Jakie cierpienie? Ktoś tu cierpi?- spytałam.
Spojrzałam na przyjaciół. Nie rozumieli o co chodzi.
- Cierpisz mała. Znam cię bardzo dobrze. Cierpisz, bo go kochasz- demon wskazał na Blacka.
- Zwariowałeś- warknęłam.- Spadaj stąd. Mam cię już dosyć.
Azazel zniknął w płomieniach, tym razem na dobre.
Oparłam się o oparcie fotela. Ja nie kocham Blacka. Nie kocham Syriusza Blacka. To jest tylko mój przyjaciel. Ah! Kogo ty oszukujesz Alexandro Williams?!
- Z kim gadałaś?- zapytał James.
- Z nikim ważnym- burknęłam wpatrując się w ogień w kominku.

Następnego dnia wstałam wcześnie rano. Było to koło piątej. Stresowałam się tym przesłuchaniem. A co jeśli podadzą mi Veritaserum? Nie będzie co zbierać z podłogi. Ubrałam się w czarny golf zasłaniający każdą najmniejszą runę. Do tego czarne rurki i tak samo czarne buty. Strój idealny.
Na śniadaniu nic nie zjadłam pomimo otwartych nalegań Evans. Chciałam by było już po wszystkim. O 9.30 teleportowałam się z Dumbledorem do Ministerstwa Magii. Dyrektor miał być moim opiekunem na przesłuchaniu. Gdy tylko udałam się na recepcję, odebrano mi różdżkę i ją prześwietlono. Po całym tym dziwnym zajściu ruszyłam spokojnym krokiem za Dumbledorem, który dobrze wiedział gdzie idzie. Ministerstwo było w ciepłych kolorach i posiadało piękne ornamenty na ścianach. W końcu doszliśmy do windy, która nie wyglądała zbyt stabilnie, ale zaufałam profesorowi i weszłam za nim do urządzenia. Winda wściekle zaczęła zjeżdżać w dół. Przy końcu miałam odruchy wymiotne. Wychodząc z windy zatoczyłam się do przodu i do tyłu. Gdy moja głowa wróciła do poprzedniego stanu rozejrzałam się po korytarzu. Ten nie był już taki ciepły jak pomieszczenia na górze. Było szaro, a kamienne cegły dawały uczucia pobycia w więzieniu. Trzymałam się blisko Dumbledore'a. Nie chciałam zostać sama. Z wielu drzwi wybraliśmy te z numerem 314.
- Wejdź pierwsza- zachęcił mnie profesor, a ja lekko zapukałam i niepewnie weszłam do pomieszczenia.
Nie było, aż tak przerażające jak korytarz. Pokój był utrzymany w odcieniach beżu. Przy jednej ze ścian stało biurko, a na środku stół, prawdopodobnie do przesłuchań. Za stołem stała biblioteczka z wieloma książkami. W pomieszczeniu nikogo nie było. Jednakże te chwile nie trwały długo, bo przez drzwi wpadł mężczyzna z jasnymi włosami i zielonymi oczami. Za sobą prowadził samego Ministra Magii, a za Ministrem szła chuda, niska kobieta ze stosem notatek. Jak obstawiam blondyn był aurorem, a kobieta sekretarką.
- Dzień dobry- przywitałam się uśmiechając cwanie.
Przybrałam jedną z bardzo znanych mi masek.
- Witaj, ty pewnie jesteś Alexandra Williams- odpowiedział Minister, a ja uścisnęłam mu dłoń.
- We własnej osobie- przeszłam wzrokiem mężczyznę.
- Może zacznijmy- mruknął Barty Crouch siadając na miejscu przy stole.
Usiadłam na przeciwko mężczyzny i zaczęłam jeździć palcami po stole.
- Przedstaw się i powiedz podstawowe informacje o sobie- powiedziała sekretarka.
- A więc- oparłam się o krzesło.- Nazywam się Alexandra Williams, mam 15 lat, jestem mugolaczką, chodzę na piąty rok w Hogwarcie, mieszkam w Londynie. Coś jeszcze?
- Tak, kim są z zawodu twoi rodzice?- zapytała sekretarka notując coś na kartce.
- Hm... Prowadzą firmę- zaczęłam kłamać.- Zajmują się produkcją wyrobem słodyczy.
Crouch zmierzył mnie wzrokiem.
- Dobrze panno Williams... Powiedz mi, co się wydarzyło dnia 24 grudnia, gdy zostało zrobione to zdjęcie?- pokazał mi stronę z Proroka Codziennego, na której poznałam siebie walczącą z Azazelem.
Wzięłam kartkę do ręki.
- Panie Ministrze znalazłam się w złej chwili o złym czasie. Nie wiem kim jest reszta z tych osób. Wracałam ze spaceru nad jeziorem, gdy zaatakowało mnie to coś. Byłam przerażona. Kazali mi walczyć bez użycia magii. Wtedy nie wiadomo skąd spadła ta istota- pokazałam na Natashe.- Uratowała mnie przed śmiercią. Pokonała te dwa inne stworzenia...
- Czy słyszałaś co planowali?
Spojrzałam na Dumbledore'a. Kazałam mu wzrokiem mówić.
- To są słudzy Voldemorta- rzekł profesor, a wzrok Ministra odwrócił się od mojej twarzy.- Zbierają armię wielu takich istot. Zaatakują w niespodziewanym momencie.
- Doprawdy?- zmarszczył czoło Crouch, a ja zaczęłam się pocić.
Nie specjalnie chciałam jeszcze coś mówić, a szczególnie spowiadać się z tego co przeżyłam.
- Alexandro? Czy taka jest prawda?- zapytał Minister Magii.
- Tak- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem psychopaty.
Alex! Nie pogrążaj się!
- Dumbledore, Hogwart może być w wielkim niebezpieczeństwie. Czy jesteś świadomy, że musisz utrzymać uczniów w bezpieczeństwie?
- Zawsze byłem tego świadomy.
- Świetnie. Alexandro, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie... Wytłumacz mi co to jest- mężczyzna dotknął zdjęcia z Proroka, które się powiększyło, a na mojej szyi można było dostrzec runy.
- Wypadek z dzieciństwa- mruknęłam z głęboką depresją w głosie, aby troje słuchaczy przekonało się o mojej racji.
- Czy moglibyśmy zobaczyć te znaki?- spytała sekretarka.
Spojrzałam na Dumbledore'a. Ten kiwnął głową, że mam to zrobić. Powoli odsłoniłam runy na szyi. Minister, auror i sekretarka wpatrywali się w to jak w transie. Po kilku sekundach zasłoniłam szyję.
- Czy to wszystko?- zapytałam podirytowana.
- Tak, droga Alexandro. Możesz iść- rzekł Crouch dalej w tajemniczym transie.
Wstałam od stołu i wyszłam za Dumbledorem z sali przesłuchań.

***
1244 słowa

Łowczyni || HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz