Rozdział 10

1.5K 71 4
                                    

- Maria?- szepnęłam.
- Jesteś taka naiwna Alex- zaśmiała się dziewczyna.
- Czy ty... Służysz Czarnemu Panu?
- Wiele słyszałaś dziewczynko, powinnaś się domyślić.
- A ja darowałam ci życie...
- Sama dałabym sobie radę- Upadła podeszła do mnie bliżej.
Automatycznie wyciągnęłam broń. Rzuciłam nią w dziewczynę. Sztylet rozpadł się na miliony kawałeczków.
- Jedno moje pstryknięcie palcem, a będziesz wić się z bólu. Nawet nie próbuj mnie zabić- rzekła Maria dotykając moich włosów.
- Zostaw- warknęłam odsuwając się krok do tyłu.
- No cóż...- anioł obrócił się plecami.- Nie powinnaś widzieć i słyszeć tamtej rozmowy.

Maria pstryknęła palcami. Przez każdy centymetr mojego ciała przeszedł ostry ból, jakby ktoś potraktował mnie Cruciatusem. Upadłam na ziemię. Zaczęłam krzyczeć.
- Nikt cię nie usłyszy- schyliła się nade mną Maria.
Dobrze, że jednak jestem tą uczennicą Hogwartu. Wyjęłam różdżkę.
- Drętwota- powiedziałam ostatnimi resztkami sił.
Dziewczyna poleciała na ścianę i znieruchomiała. Ale zaklęcie nie będzie trwało wiecznie. Powoli wstałam i trzymając się ściany szybko zaczęłam wychodzić z lochów. W połowie drogi znów poczułam ostry ból w całym ciele. Osunęłam się po ścianie. Zza zakrętu, który minęłam, usłyszałam głos:
- Myślisz, że twoje zaklęcia mnie pokonają? Jestem zbyt silna, żeby trwały więcej niż minuta.

Maria znów pstryknęła palcami. Nowa dawka bólu przybyła z podwójną siłą. To było zbyt bolesne, ale wstałam. Trzymając się ściany powoli zaczęłam wchodzić po schodach. Maria się zaśmiała. Pstryk i znowu przybyło bólu. Płakałam. Upadła zaczęła za mną iść. Powoli, tak jak ja. Trzymała konkretny dystans.  Gdy wreszcie doszłam do szczytu schodów miałam nadzieję ujrzeć Lily. Obsunęłam się na ziemię. Leżałam na niej i wbijałam w nią paznokcie. Wrzeszczałam w niebo głosy. Czekałam chwili, aż umrę. Ona jednak nie nadeszła, bo usłyszałam za sobą głos Dumbledore'a:
- Expeliarmus.
Maria runęła obok mnie. Potem straciłam przytomność.

POV Lily

Alex długo nie wracała. Nie wiem ile może trwać łapanie demonów, ale na pewno nie aż tyle czasu. Pobiegłam po Dumbledore'a. Jeżeli Alex coś się stało to tylko on może pomóc. Gdy poinformowałam dyrektora o sprawie  on od razu poszedł ze mną pod lochy. Tam dostrzegłam drobną postać leżącą na ziemi. Krzyczała jak oszalała. Za nią stała dziewczyna z czarnymi skrzydłami. To był demon? Miałam wrażenie, że to coś innego. Skrzydlata kobieta śmiała się i co jakiś czas pstrykała palcami. Dumbledore niewiele myśląc  rzucił zaklęcie w skrzydlatą istotę, a ona po chwili zniknęła. W tym samym momencie krzyki Alex ustały. Podeszłam do przyjaciołki i mocno przytuliłam jej bezwładne ciało. Williams była nieprzytomna. Nie wiedziałam co robić. Dumbledore sprowadził panią Pomfrey.

Alex leżała nieprzytomna przez wiele dni. Dni zaczęły zamieniać się w tygodnie. Zawsze ktoś przy niej był. Ja, Dorcas, Huncwoci, a nawet nauczyciele. Najczęściej to Black. Jestem ciekawa jaka więź łączy tych dwoje. Williams jest ważna w naszym życiu. Dużo wnosi i robi wiele ważnych rzeczy. Teraz nikt nie mógł jej zastąpić. Jednakże Alex też ma swoje wady. Często ukrywa wiele rzeczy, nie ufa ludziom, jest sarkastyczna i ignorancka.  Czasem mam wrażenie, że jest bardzo samotna. Nie chce się przed nikim otworzyć i chyba cierpi z tego powodu.

W czasie trwania transmutacji, dwa tygodnie po tajemniczym zajściu w lochach, do sali weszła pani Pomfrey. Szczerze, to byłam bardzo zaskoczona jej przyjściem.
- Przepraszam Minerwo- zaczęła kobieta- ale czy mogę na dłuższą chwilę zabrać pannę Evans?
- Nie mam nic przeciwko- rzekła McGonagall.
Szybko schowałam swoje rzeczy i wybiegłam z klasy za Pomfrey.
- Coś się stało z Alex?- spytałam.
- Tak moje dziecko. Obudziła się i chciała się z tobą koniecznie zobaczyć- powiedziała pielęgniarka przyspieszając kroku.
Niemal podskoczyłam z radości. Na moje usta wpłynął wielki uśmiech. Obudziła się!

Weszłam do sali. Alex leżała w łóżku cała blada i patrzyła przez okno. Usiadłam na krześle obok łóżka.
- Alex?- spytałam niepewnie.
- Lily! Jak dobrze, że nic ci nie jest- odpowiedziała z poważną miną.- Muszę z tobą prędko pogadać, a potem wyjść z tego szpitala.
- Jeju! Alex! Zadbaj chodź raz o siebie, a nie o resztę świata.
- Evans, nie przeginaj- zaśmiała się Williams.- Ale nie o tym miałyśmy rozmawiać. Posłuchaj... Voldemort zbiera armię demonów i Upadłych Aniołów...
- To była ta dziewczyna, która tak cię torturowała?- przerwałam dziewczynie, która przewróciła oczami.
- Tak, ale nie przerywaj mi. Cała armia ma się spotkać za trzy pełnie w domu Malfoy'ów. Jeżeli dobrze pamiętam z astronomii to będzie to za trzy miesiące. Wiem też, że demony szukają dziewczyny, która uczy się w Hogwarcie. No i krótko mówiąc, chcą ją zabić. Trzeba szybko działać, informować dyra, zabezpieczyć szkołę, poinformować uczniów o ataku, który może nastąpić w każdej chwili, zebrać Nocnych Łowców. Aaaa! Jest tyle rzeczy do zrobienia! Jak ja mam to zrobić?- Alex zaczęła płakać.
- Pomogę ci- szepnęłam niepewnie.- Ja, James, Syriusz, Remi, Peter. Damy radę.
- Ale jak macie pomóc w powstrzymaniu czegoś czego nie widzicie?
- Możemy robić rzeczy, które możemy zobaczyć.
- Uhh... Muszę biec do Dumbledore'a.
- Nie, Alex. Ty masz odpocząć. Ile można tak ciągnąć?
- Lily... Jestem maszyną do zabijania, zwykłym żołnierzem. Muszę robić wszystko dla dobra ogółu.
- Przede wszystkim jesteś moją przyjaciółką i nastolatką. Musisz się zabawić, odpocząć.
- Odpoczywam!- oburzyła się Alex na moje słowa.
- Jak?
- Emmm... Byłam w Hogsmeade.
- Kiedy? Miesiąc temu?
Williams odwróciła głowę. Znów patrzyła w okno.
- To prawda Lily. Nie mam czasu dla siebie, dla przyjaciół. Ale taki mój los...- westchnęła cicho.
Wstałam z krzesła. Miałam zamiar wyjść. Jednak powstrzymał mnie głos Alex:
- Czekaj, muszę ci coś wyznać...

POV Alex

Nie wiem czemu mi się zebrało na zwierzenia, ale teraz wiem, że Lily mogę ufać. Przez ten czas, gdy byłam nieprzytomna leżałam w otchłani. W niczym dosłownie. Była tylko ciemność. Nie było ucieczki. Słyszałam głosy, gdy ludzie siedząc przy nieprzytomnej mnie chcieli ze mną rozmawiać. Lily często płakała. Często opowiadała mi co się wydarzyło na lekcjach. Co odwalili Huncwoci. Gdy siedział ze mną James, mówił o Quidditchu i wygranych rozgrywkach lub narzekał na nauczycieli. Często był z Syriuszem lub Remusem. Remus siedział cicho. Syriusz za to przychodził jeszcze częściej. Gadał, że był w Hogsmeade i znów startowały do niego te szostoroczne Krukonki. Narzekał, że go opuściłam. Chciałam odpowiedź, żeby spadał na drzewo, ale jak miałam to zrobić? W głowie miałam wiele czasu na myślenie o sytuacji w lochach. Odpoczywałam. Pomimo, że chciałam unieść powieki to nie mogłam. Gdy pewnego dnia wreszcie mi się to udało od razu uparłam się, aby Lily przyszła do Skrzydła Szpitalnego.
- Muszę ci coś wyznać...- powiedziałam, gdy Ruda chciała iść.
Dziewczyna od razu się cofnęła. Była zainteresowana. To fakt... Jakoś nie za często komukolwiek się zwierzam.
- Jeżeli i tak większość moich tajemnic wyszło na jaw to ta wkrótce też wyjdzie...- wzięłam głęboki wdech.- Gdy byłam młodsza, zrobiłam straszną rzecz... Miałam dziesięć lat. Razem z moim starszym i młodszym bratem byliśmy na treningu. Rozumiesz, Nocni Łowcy muszą mieć kondycję. Ten trening miał nas nauczyć skoków. To nie trudne pod warunkiem, że liny są zabezpieczone. A więc nałożyłam liny zabezpieczające na młodszego brata. W tym dniu byłam na niego bardzo zła. Pokłóciliśmy się o jakąś głupotę. Nie sprawdziłam czy liny są dobrze zaciśnięte. Nawet nie wiedziałam, czy dobrze je nałożyłam. Mój brat skoczył. Sznur źle go trzymał. Upadł na ziemię i upadł tak niefortunnie, że złamał sobie kręgosłup.

Zobaczyłam przerażenie w oczach Lily.
- Wiem co teraz o mnie myślisz... John nie odezwał się do mnie już nigdy przez te pięć lat. Gdy przyjeżdżam na wakacje unika mnie. Zasłużyłam na to. Chłopak jeździ teraz na wózku. A wszystko przeze mnie. Zniszczyłam mu życie. Znienawidziłam siebie. Od pięciu lat robię wszystko dla dobra ogółu, a nie dla własnego. Po prostu nie mogę się pogodzić z tym co zrobiłam. Tylko błagam Lily, nie mów o tym nikomu. Rozumiesz? Nikomu.

Trochę zszokowana Lily tylko przytaknęła. Nic więcej nie powiedziała. Wyszła i zostawiła po sobie smutną aurę. Rozumiałam, że musiała sobie wszystko przetworzyć, przemyśleć. Odwróciłam twarz w stronę okna. Jedyna nadzieja, jaka mi została jest w tym spokojnym jasnym, trochę chmurnym niebie.

***
1275 słów ❤️

Łowczyni || HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz