Rozdział 1 "To nie byłem ja!"

491 32 50
                                    

(Perspektywa Louisa)

(31 sierpnia 2018r.)

Nasze osiedle zawsze jest tak nieludzko spokojne. Nic się na nim nie dzieje. Wszędzie pełno idealnych domów w których podobno mieszkają nieszczęśliwsi ludzie w całym Seattle. Szczerze w to wątpię. Kiedy przejeżdża się przez ulicę, nie widać ani jednej osoby. Wszyscy są albo w pracy, albo na jakimś ważnym służbowym wyjeździe. Czasami wygląda to tak, jakby te piękne domy były tylko po to, by pokazać się innym.

Zjeżdżając do trochę innej okolicy, było widać znaczącą różnicę. Domy były średniej wielkości, jednak były lepsze od tych z mojego otoczenia. Wszędzie można było zauważyć bawiące się dzieci. Ogólnie, całe to otoczenie było po prostu lepsze. Tętniło życiem.

Udałem się w stronę niedużego, błękitnego domu. Na wjeździe do garażu stał już dobrze mi znany pickup. Zauważyłem jak majstruje przy nim mój najlepszy przyjaciel, Marlon.

Zszedłem z deskorolki i podszedłem do niego. Kiedy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się do mnie, po czym przybyliśmy piątkę na powitanie.

-Siema, Lou. - odezwał się pierwszy - Co cię do mnie sprowadza?

-Wiesz co.- odparłem od razu

-Co tym razem odjebał?- zapytał wzdychając

-Ciągle nie chce ze mną rozmawiać na temat mojej przyszłości. Mam wrażenie jakby zaplanował za mnie całe moje życie. - wyjaśniłem rozdrażniony

-Olej go.- odparł - Kiedy będziesz już pełnoletni to będzie musiał się pogodzić z twoim wyborem.

-Tak, ale do tego jeszcze sporo czasu.- odrzekłem - Mam urodziny dopiero w marcu.

-Wiem, jednak wtedy nie zakończymy jeszcze nauki. Nie bój się tak.- powiedział wracając do roboty przy aucie -Musisz jakoś odreagować to co się dzieje u ciebie w domu.

-Kiedy ostatnio mi to radziłeś to o mało nie pocałowałem się z Vicky.- odparłem przewracając oczami

-Nie moja wina, że laska ewidentnie na ciebie leci.- odrzekł śmiejąc się -Byliście oboje pijani, to i tak nie było nic tak wielkiego. Chociaż się wtedy trochę wyluzowałeś.

-Przecież zawsze jestem wyluzowany.- broniłem się

-Wiesz, że znam cię zbyt dobrze, by w to uwierzyć.

Po tych słowach spojrzał na mnie z politowaniem w oczach.

Wiem dobrze, że on zdaje sobie sprawę z tego że jest jedynym, który wie o mojej sytuacji w domu. Cóż, prawdopodobnie...

-Twój tata jest w domu?- zapytałem, by zmienić temat

-Nie, poszedł do Everett'a. Podobno zepsuło mu się auto.- odparł Marlon

No tak. Przecież ojciec Marlona jest mechanikiem, więc pewnie ma jakieś zlecenie. To w sumie bardzo przydatna umiejętność. Pan Everett wydaje się być miłym człowiekiem. Widziałem go jedynie parę razy, jednak można stwierdzić, że jest w porządku.

-Auto dzisiaj odmówiło mu posłuszeństwa.- kontynuował blondwłosy - A teraz pewnie im się przyda bardziej, niż zwykle.

-"Im"? Myślałem, że mieszka sam.- rzekłem z zaciekawieniem

-Od tygodnia mieszka u niego jakaś jego daleka krewna.- wyjaśnił -Jest w naszym wieku. Widziałem ją, niezła z niej laska.

-Założę się, że pewnie nawet nie pamiętasz jej imienia.- odparłem krzyżując ręce na klatce piersiowej

Jesteś moim powodem | TWDG AU | CLOUIS FF | 1 CZĘŚĆ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz