Wszyscy siedzieli, rozmawiając o urodzinach syna Williama. Były już jutro, więc trzeba było się przygotować i kupić prezenty. Burza się uspokoiła, a Henry zaproponował pojechanie po różne rzeczy. Michael został z Mark'iem, ponieważ mieli pilnować Kenny'ego. Obaj mężczyźni pojechali, a rodzeństwo z kolegą Mike'a siedzieli.
- Mały, a dokładnie to dlaczego tak bardzo boisz się tych animatroników? - Zapytał zaciekawiony Mark. Wtedy nastała cisza, a jedynie co było, to zszokowanie i strach na twarzy Kenny'ego. Wiedział doskonale dlaczego, ale nie chciał o tym mówić
- Czy muszę wam o tym powiedzieć? Nie chcę tego robić - Powiedział z powagą, myśląc że to go wywinie z obecnej sytuacji. Chłopacy tylko się na siebie spojrzeli i kiwnęli głową, a mały chłopiec się uśmiechnął.
Nagle zadzwonił telefon, tym razem to Mark poszedł sprawdzić kto to. Okazało się że to Carl, który powiadomił ich że wszystko dobrze i że będzie wracał do domu. Mark bardzo się ucieszył i natychmiast powiedział o tym chłopakom. Oni również się cieszyli, że nie stało się nic poważnego. Carl wspomniał o tym, co mają zrobić w urodziny Kenny'ego. Wszyscy o tym wiedzieli a żart był nadal w planach.William i Henry chodzili po sklepie i rozglądali się po różnych rzeczach, aż w końcu coś wybrali. Kiedy wracali postanowili zjeść coś na mieście, więc tak zrobili. Pojechali więc do jakiejś restauracji i kupili jedzenie w tym samym czasie rozmawiając
- Myślisz że prezent mu się spodoba? - Zapytał William.
- Oczywiście że tak! Nie ważne od kogo, każdemu zawsze prezent się spodoba - uśmiechnął się Henry, a Will odwzajemnił uśmiech. Mężczyzna znów pomyślał o swojej żonie, którą kochał. Więc wpadł na pomysł, żeby zaprowadzić tam Kenny'ego ze względu na to że będą jego urodziny. Więc gdy już zjedli postanowili wrócić do domu. Gdy już w nim byli, William oznajmił synom że jadą spotkać się z matką. Chłopacy byli przerażeni ale w tym samym czasie szczęśliwi. Mark'a już nie było, ponieważ pojechał zobaczyć się z przyjacielem. Henry pożegnał się z kolegą, a reszta poszła po Elizabeth. Powiedzieli o wszystkim dziewczynce. Jakoś nie była ona zaskoczona tym faktem, była przecież jeszcze mała tak samo jak Kenny, więc reakcja była obojętna, ale również się cieszyła. Wszyscy wsiedli do auta i pojechali do matki która była w psychiatryku. Droga tam wydawała się być długa, ale tak naprawdę była krótka. Wszyscy obserwowali otoczenie, bo było inne, było po prostu puste. Wpatrywanie przerwał im ojciec, który powiedział żeby już wychodzili bo są na miejscu. Wszyscy wysiedli z auta i zobaczyli przed sobą dosyć duży budynek. Nie powiedzieli by że wygląda jak szpital psychiatryczny, ale to nie było najważniejsze. W końcu weszli do tego budynku, a w środku było również - pusto. Głębokie i szerokie korytarze, a i tak nic tam nie było po za drzwiami które otaczały ściany i środek. Tata powiedział żeby dzieci szły za nim, i tak postąpiły. Ojciec prowadził resztę również się rozglądając. Zapewnie szukał pokoju, bo tak było. W końcu trafił. Powiedział żeby najpierw zaczekali, a tata wejdzie i porozmawia z mamą. Wszyscy kiwnęli głową i zaczekali tak jak powiedział im tato.William otworzył drzwi i je za sobą zamknął. Zauważył swoją żonę, która siedziała na krześle i wpatrywała się w okno. Nie wyglądała źle ani nie miała na sobie szpitalnych ciuchów jak to za takimi miejscami pogania. Miała na sobie założony zwykły jasno-brązowy sweter i luźne spodnie. Włosy miała koloru blond i rozpuszczone. W końcu się odwróciła i zauważyła swojego męża. Spotykali się ze sobą, ale to nie było to samo co kiedyś.
- Cześć - powiedział niepewnie William. Był zmieszany całą sytuacją, ponieważ nie wiedział jak się zachować żeby nie było wyglądać jakby był zestresowany.
- Witaj - powiedziała kobieta, po czym wstanęła i przytuliła męża. Will to odwzajemnił i lekko się uśmiechnął. Tak dawno jej nie przytulał, a to było bardzo przyjemne kiedy tulił osobę którą mocno kocha.
- Muszę Ci coś powiedzieć - Nagle William wziął się za powagę i oznajmił
- Przyprowadziłem tu nasze dzieci - powiedział trochę ze stresującym głosem.
- Dzieci? - Zapytała zdziwiona.
- Tak, zrobiłem to ponieważ chciałem żeby cię zobaczyli. Jutro są urodziny Kenny'ego, a chciałem żeby ciebie zobaczył tak samo jak reszta - Powiedział i wypuścił oddech, który mocno wstrzymywał. Bał się reakcji żony, była chora więc nie wiadomo co mogłoby i kiedy jej odwalić.
- To wspaniale! - Krzyknęła wesoło
- Mogę w końcu zobaczyć swoje dzieci i z nimi porozmawiać, nie martw się będzie wszystko dobrze - uśmiechnęła się, a William widząc reakcje żony również odwzajemnił uśmiech.
- Dobrze, więc ich wpuszczę.
William więc wrócił do dzieci i powiedział im, że mogą się widzieć z mamą.
Wszyscy byli zestresowani i przestraszeni, ale byli w stanie się z nią zobaczyć. W końcu wszyscy weszli do środka i ją zobaczyli.
- Mama? - Zapytał Kenny który najbardziej wydawał się być zszokowany.
- Tak kochanie, to ja, mama - Powiedziała kobieta, która podeszła do najmłodszego syna i go przytuliła. Elizabeth również się dołączyła do przytulasa. Mike stał i się tylko patrzył. Nie wiedział co powiedzieć, był najstarszy ale nie wiedział od czego ma zacząć. W końcu kobieta odeszła od dzieci i podeszła do Michael'a, który bacznie wszystko obserwował.
- Miło mi ciebie widzieć, mamo - Uśmiechał się Mike i mocno objął mame. Ona to odwzajemniła. Była to najcudowniejsza chwila w jego życiu, chyba wszystkich. Było niesamowicie znów czuć rodzinną atmosferę i być ze sobą razem.
- Ah, jak wam mija życie, kochani? - Zapytała, zaciekawiona najbardziej dziećmi w tym momencie. Wszyscy wdali się w rozmowę. Było szczęśliwie i fajnie, tak jak mogli to sobie wyobrażać. Najchętniej wrócili by z mamą do domu, ale nie mogli. Była chora, a to by nie zagrażało nie tylko otoczeniu ale i samej jej. Było im z tego powodu szkoda, ale przecież zawsze mogli ją odwiedzić od tego momentu. Michael znowuż pomyślał o urodzinach swojego brata i o żarcie, o którym planowali. Nie zamierzał go odwoływać, bo to tylko zwykła zabawa. Jednak miał do tego trochę złe przeczucia, ale i tak wiedział że nic się nie stanie i wszystko będzie dobrze. Miał nadzieję, że ojciec się do tego nie przyczepi, on zawsze się przyczepiał do każdej rzeczy. Ale to było mniej ważne w tym momencie. Michael wrócił z swoich myśli do teraźniejszości i rozmawiał ze swoją rodziną. Tak bardzo się cieszył, że znów byli razem. Gdyby tak było zawsze, napewno byłoby jeszcze lepiej.
CZYTASZ
,,Koszmarny Powrót" FNAF 4
Short StoryMały chłopiec, jeden miś, zero przyjaciół, ciągły strach, i nienawiść do brata. Życie samemu i bycie wyśmiewanym przez innych... Przez co? Przez zwykły strach przed animatronikami. Tylko sam na sam z zwykłym pluszakiem. Chowanie się pod stoły i sied...