Mark spoglądał na braci kątem oka.
- Carl trafił do szpitala - Wymamrotał cicho, ale zrozumiale.
- Co? - Zapytał zaskoczony Mike, w końcu jego przyjacielowi coś się stało. Znają się od lat a nie chciał żeby komuś coś się stało.
- Trafił do szpitala, miał wypadek - powtórzył jeszcze raz Mark. Jego twarz wyrażała różne emocje. I smutek, zażenowanie oraz złość, ale po prostu wolał unikać pochopnych komentarzy.
- A wszystko jest z nim dobrze? - Dodał Kenny który praktycznie się nie odzywał, ale z ciekawości zadał pytanie.
- Narazie tak, ale nie wiadomo czy jego stan może się zmienić. Wszyscy siedzieli w milczeniu nie odzywając się do siebie. W końcu Mike znalazł temat, żeby nie przejmować się tylko tą jedną rzeczą. Zaczęli rozmawiać, ale nadal sytuacja wydawała się być niezręczna. W końcu chłopakom wrócił humor i swobodnie prowadzili rozmowę.
- A jak tam u ciebie, Mike?
Mark patrzył się na Kolegę, zaciekawiony odpowiedzą. Jednak w jego głowie nadal była myśl o Carl'u, który był obecnie w szpitalu. Spędzał z nim jak najwięcej czasu z grupy i bardzo się przyjaźnili. Trudno jest mieć przyjaciela któremu coś zagraża.
- Dobrze, praktycznie jak zawsze, siedzę z bratem ponieważ ojciec musiał gdzieś pojechać - Odparł obojętnie Mike, któremu nie zależało o opinii innych na ten temat.
- Po prostu wkurza mnie to kiedy tata zawsze nas zostawia, a ja muszę lecieć pod opiekuna. W końcu ja jestem jego synem, a nie żoną która ma się opiekować dziećmi - Trochę był oburzony sytuacją, ale nadal mógł mówić.
- Twój ojciec zapewnie również przeżywa zniknięcie matki, w końcu nie wiecie co się z nią stało.
Wtedy nastała cisza. Mike i Kenny doskonale o tym wiedzieli, ale nie mogli się zdecydować czy mają to powiedzieć czy nie. W końcu Mike odparł :
- Tak dokładnie wiemy co się z nią stało.
Mark zaskoczony popatrzył się na znajomego.
- Tak? A co, jeżeli mogę wiedzieć? - Zapytał z zaciekawieniem.
- Jest w szpitalu psychiatrycznym - Powiedział cicho, ale Mark usłyszał co powiedział - Tato ostatnio nam o tym powiedział. Nie spodziewałem się że będzie w psychiatryku. Mogło coś jej się stać, ale nie wyobrażam sobie mojej matki chorej psychicznie, nawet nie wiem jak wygląda. Widziałem ją jak byłem mały, ale moja pamięć tak zawala...
Wtedy wszyscy się na siebie patrzeli. Wiedzieli o co chodzi, ale wyglądało to jakby było na odwrót.
- To musi być ciężkie. Też myślałem że to co innego, a nie psychiatryk?
Chłopacy nadal dyskutowali, i zmieniali tematy. Był to jedyny moment w którym mogli spokojnie porozmawiać.- I jak myślisz, czy twoja córka mogłaby się zapoznać z moim synem? - Zapytał William.
- Myślę że się dogadają, w końcu to dzieci, zawsze znajdą temat. Dokładnie mam dwie córki, jedna ma 15 a druga właśnie 7. Są w podobnym wieku.
Obaj mężczyźni uśmiechnęli się
- Dziękuję, Henry. Pewnie sam wiesz że mój syn nie ma przyjaciół, a chciałbym mu w tym pomóc. Nie chciałbym żeby miał złe dzieciństwo.
Henry pomachał głową w znaczeniu zrozumienia.
Zaczęli dalej rozmawiać, ale dalej krążył się temat o reszcie. Mężczyźni postąpili pojechać do pizzerii i sprawdzić nowe animatrony czy działają. Musieli wiedzieć, w końcu za niedługo urodziny Kenn'ego. William i Henry wsiadli do auta, jadąc do restauracji. Przejeżdżali przez bloki, drzewa i ulice które były przylegające do siebie. Były mokre, bo padał deszcz, ale spokojnie mogli jechać tą drogą. Była również burza, ale wydawała się być kilka kilometrów stąd, więc było bezpiecznie. William się zatrzymał i wraz z przyjacielem wyszli z auta kierując się do pizzerii. Otworzył drzwi i obojga weszli, zamykając je za sobą. Podeszli na scenę, gdzie stały animatroniki które były przygotowywane do występów. Obaj wpadli na pomysł stworzenia ich, żeby sprawić dzieciom lepszą frajdę. Oczywiście kosztowało to, nawet dużo. Ale co nie robi się dla dobrej zabawy? Lepiej wykorzystać niż potem żałować. Gdy sprawdzali czy wszystko działa dobrze, tak było. Nic zepsutego ani nic nie ruszane. Mieli nadzieję że nic nie zawali kiedy będą urodziny syna William'a. Zeszli więc ze sceny i kierowali się w kierunku drzwi wyjściowych. Zamknęli za sobą drzwi i zmierzali razem do domu Willa. Był obok pizzerii więc nie mieli problemu, a burza była coraz bliżej. Henry nie chciał ryzykować i wolał zostać na jakiś czas. Gdy weszli do domu zauważyli trzech chłopaków którzy rozmawiali, to był Mike, Kenny i kolega Michael'a. Chłopak zaczął tłumaczyć że Mark przyszedł tylko na jakiś czas, póki tata był w pracy. Rozumiał to więc pozwolił zostać Mark'owi dłużej, ponieważ była potężna wichura na dworze. William poszedł zaparzyć herbatę, a jego przyjaciel dosiadł się do chłopaków i wspólnie rozmawiali.Will ciągle myślał o swojej żonie, która była w psychiatryku. Tak bardzo chciał ją zobaczyć, spędzać z nią czas razem z rodziną. To było dla niego trudne stracić tak wspaniałą osobę. Kiedy się kogoś kocha wie się, że naprawdę dla kogoś ten ktoś bardzo dużo znaczy. Myślał o tym czy nie spotkać się z nią, ale nie wiedział czy wszystko będzie dobrze. Z resztą gdyby z nią porozmawiał, zabrałby synów żeby również mogli ją zobaczyć. Jednak było to trochę ryzykujące, a nie chciał żeby te spotkanie było niezręczne i... puste. Chciał żeby wszyscy byli szczęśliwi, a nie smutni z tego powodu. Miał nadzieję że tak będzie, ale to tylko jego myśli i opinie, nie wiadomo jak może być naprawdę. William zalał herbatę do kubków i przyniósł do salonu. Usiadł jedyny i się nie odzywał. Mike wydawał się to zauważyć, ale tak naprawdę nie było to wiadome. Henry zadawał pytania braciom, Mark słuchał a on siedział i patrzył się w jeden punkt.
- Hej, wszystko dobrze? - Zapytał się Michael zmartwiony o tatę. Widział że jest coś z nim nie tak i się ciekawił.
- Tak, a dlaczego pytasz? - Również zadał pytanie synowi, udawał że jest dobrze, ale było źle. Nie chodzi o to, że tak się czuł, ale o to że cały czas się zastanawia nad tym. Jeszcze powiedzieć to swojej córce, będzie to trudne.
- A tak z ciekawości, ponieważ wydajesz się taki obojętny w temacie - Odparł Mike.
- Wszystko dobrze, nie martw się.
Popatrzył się na syna i uśmiechnął. Postanowił dołączyć do rozmowy, i słuchać o urodzinach najmłodszego. Nie wiedział czemu ale Kenny przy tym temacie wydawał się być przestraszony. Ciekawiło go to, bardzo.
CZYTASZ
,,Koszmarny Powrót" FNAF 4
Short StoryMały chłopiec, jeden miś, zero przyjaciół, ciągły strach, i nienawiść do brata. Życie samemu i bycie wyśmiewanym przez innych... Przez co? Przez zwykły strach przed animatronikami. Tylko sam na sam z zwykłym pluszakiem. Chowanie się pod stoły i sied...