Wspomnienia z Dzieciństwa

260 22 12
                                    

Dlaczego wszyscy się znowu z niego śmieją? Przecież on się już nie boi, prawda? Nie boi się tych strasznie dziecinnych rzeczy? Dlaczego wszyscy znowu go okłamują? Nie chciał wrócić do tego, kiedy sam włąkał się mały po ciemnych uliczkach. Czy on znowu płacze? Jaką beksą musi być?

Czy on znowu zamierza być przegrywem?

Chłopak wstał spiesznie z przerażeniem, zanim zorientował się, że to był tylko zwykły sen. Popatrzył się na zegarek, a na nim była 3 nad ranem.

Żeś musiałem się o tej porze obudzić...

Pomyślał po czym niechętnie wstał z łóżka, i kierował się do łazienki. Zapalił światło, i przemył twarz zimną wodą. Zastanawiał się, dlaczego nadal myśli o tym, że nadal będą go wyśmiewać. Wpatrywał się w lustro, i myślał kim tak naprawdę jest. Czy tym, który w dzieciństwie był męczony przez kolegów, rodzeństwo, i depresję, lub tym który wszystko to pokonał. Jednak myślał o tym tak, że najlepiej zapomnieć o przeszłości i zająć się swoim teraźniejszym życiem. Nie miał wyboru, więc wrócił do łóżka i próbował zasnąć. Męczył się, ale jakoś po chwili udało mu się usnąć.

Kiedy był już ranek, znów wstał niechętnie i popatrzył się na zegarek. Teraz była 7 rano, co go zdziwiło, ponieważ zawsze wstawał trochę później. Nie był głodny, więc nie zrobił sobie śniadania. Wziął tylko sok i się go napił.

- Kenny, czy ty cały czas zamierzasz być taki zimny wobec mnie?

Chłopak spojrzał się lekko na ojca po czym trwała krótka cisza.

- Nie tato, nie chcę już taki być. Wybacz że taki byłem, ale sam wiesz co przeszedłem...

- Tak, wiem. Dlatego się o ciebie martwię, bo nie chce żeby odbiło się to na twoim zdrowiu psychicznym. - Oznajmił krótko mówiąc.

Ojciec chłopaka tylko się do niego uśmiechnął. Ten przypomniał sobie, że o 8 zaczynają się lekcje w szkole. Ubrał się, założył buty, plecak j wyszedł w pośpiechu. Biegł żeby zdążyć na autobus, ale na całe jego szczęście udało mu się. Przechadzał się po autobusie kasując bilety, aż zauważył swojego przyjaciela - Harrego.

- Cześć, Kenny. Jak minął ci wczorajszy dzień?

- Nie było źle. A ty?

- Cały dzień bawiłem się projektem z matematyki. Niepotrzebnie nam tak dużo zadają, w końcu jesteśmy dopiero w ósmej klasie.

- Tak, ale zaraz ją kończymy, i idziemy do liceum. Raczej to nie dziwne, że nauczyciele chcą od nas najwięcej, mimo że jest to już ostatni rok. - Powiedział wyrozumiale.

- Tak, masz rację.

Obydwaj wysiadli z autobusu i zmierzali stroną szkoły. Była ona dosyć duża, niedaleko niej było jeszcze większe liceum, do którego chcieli pójść po podstawówce.

Chłopcy szli wzdłuż korytarza kiedy nagle zza rogu wybiegła Caroline.

- Cześć, chłopaki!

- Cześć. - Powiedzieli dosyć obojętnie.

Wszyscy razem rozmawiali, ale od jakiegoś czasu widać było że Caroline przystawiała się Do Kenny'ego, pomimo tego że nie był nią zaciekawiony. Po chwili usłyszeli dzwonek na lekcje i weszli do sal. Kenny wraz z Harry'm mieli szczęście, ponieważ ostatnia ławka była wolna. Usiedli i rozpakowali się, po czym Harry robił coś na kartce a Kenny bawił się bryloczkiem. Myślał o tym co się stało z jego bratem. Nie wiedział nawet tego, czy w ogóle żyje. A może chciał zostawić swojego brata na pewną śmierć i uciec...? Tyle pytań krążyło mu po głowie, ale na żadne z tych nie umiał odpowiedzieć. Nagle te myśli przerwał mu nauczyciel, który machał jemu ręką przed twarzą.

- Kenny, jesteś tam?

- Uh, przepraszam proszę pana.

Nie chciał narobić sobie kłopotów, dlatego postanowił skupić się na lekcji.

Cały dzień w szkole minął mu dosyć szybko, może to dlatego że miał tylko 5 lekcji, ponieważ reszta była odwołana z niewiadomych powodów.

Wieczorem szedł drogą do domu, starając się odpocząć od całego dnia szkoły. Wszedł do domu, i zauważył znajomą twarz. Był to Henry który rozmawiał z William'em.

- Dobry wieczór, Kenny.

- Uh, dobry wieczór, panie Henry.

Chłopak postanowił po prostu to zignorować i poszedł do swojego pokoju.

- Jak tam mija ci życie, William?

- Dobrze, jednak cały czas martwię się o Kenny'ego. Wiem, że dał sobie spokój z przeszłością, ale ja wolałbym żeby popatrzył na świat kolorowo, a nie czarno-biało. Wszyscy wokół niego są szczęśliwi, a on sam jest ponurym człowiekiem. Wszystko w jego tle to deszcz, ponurość i brak uśmiechu na twarzy. A ja nie chce aby był taki do końca życia.

- Doskonale Cię rozumiem. Moja córka też inaczej patrzy na świat po tych wszystkich wydarzeniach, przecież to jest okropne. Zwłaszcza nie wiesz co się dzieje z twoim drugim synem. Wiem jak jest ci ciężko, i postaram się być przy tobie. - Mężczyzna uśmiechnął się do przyjaciela.
Will tylko się uśmiechnął i pomachał głową.

- Dzięki że jesteś, Henry. Co ja bym bez ciebie zrobił...

Obydwaj mocno się przytulili i spędzili tak dłuższą chwilę. Czuli, jakby to trwało wieki, a nadal nie chcieli pomyśleć o czymś całkowicie innym niż to. Bardzo siebie lubili, mogli na siebie liczyć w trudnych sytuacjach. Henry zawsze był tuż obok Williama kiedy potrzebował pomocy. Mimo że Will miał żonę, po prostu bardzo go lubił i wiedział że William o tym wie.

To nie była zwykła przyjaźń.

Kenny siedział przy biurku i nadal myślał o bracie. Czy jeżeli żyje, to myśli o nim? Czy jeżeli żyje, chce jakoś się z nim kontaktować? Głupie pytania. Skoro chciałby zobaczyć się z Kenny'm, to już dawno by tu był.

Nie potrzebnie robię sobje nadzieję... Wiem, że pewnie nigdy Cię już nie zobaczę, a i tak wmawiam sobie że się spotkamy i będziemy szczęśliwi...
Ale ja nawet nie wiem, czy nie będziesz dla mnie taki zły jak wcześniej... Wstrętny, porywczy i nie panujący nad sobą. A może się zmieniłeś? Może uciekłeś ode mnie bo się wystraszyłeś? A może chciałeś mnie porzucić i o mnie zapomnieć? Czemu nie mogę Cię zobaczyć?

Chcę Cię zobaczyć, Michael...

***

,,Koszmarny Powrót" FNAF 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz