🌸
betty
Wszystko przepadło. Wszystko. Moje ubrania, kosmetyki, a co najważniejsze mój laptop z materiałami do pracy. Tylko na chwilę odwróciłam wzrok, a gdy się zorientowałam walizki nie było. Przez to całe zamieszanie chciało mi się płakać - i właśnie to robiłam. Siedziałam w samolocie i płakałam z bezsilności. Wiem, że to brzmi strasznie ale chciałam by to wszystko się zakończyło. Może jakiś samochód potrąci mnie gdy będę wracać? I tak to nie ma sensu.
- Mogę usiąść na tym miejscu? - Usłyszałam męski głos. Szybko wytarłam łzy chusteczką, modląc się by nie rozmazać resztek swojego tuszu. Pokiwałam głową, bojąc się, że gdy się odezwę, mój głos zrobi coś dziwnego. - Dzięki. Rozładował mi się telefon, a za mną było dziecko które cały czas płakało. Jestem Jughead, a ty?
- SłuchajJughead, to że siedzimy razem w samolocie nie znaczy że od razu musimy ze sobą rozmawiać. - Odpowiedziałam chłodno. Może zachowuję się jak suka, ale jestem kompletnie wykończona. Nie miałam ochoty by jeszcze ktoś mówił jak mu jest przykro, że moja walizka zniknęła bez śladu. I tak ich to nie obchodzi.
- Oh. - Powiedział cicho. - Przepraszam, już nie będę nic mówił. - Mężczyzna wyciągnął ze swojego plecaka książkę i zaczął ją czytać. Ja odwróciłam się i znowu wróciłam do swoich problemów. W skrócie, wszystko to jedna wielka monotonia, nie mam na co czekać, wszystko jest szare i bezsensowne. Moja siostra bierze niedługo ślub z bogatym przedsiębiorcą - Jason'em Blossomem, oczywiście najszczęśliwsza jest moja matka. W końcu jej córeczka ułożyła sobie życie, i wkrótce będzie je wiodła przy boku potomka najbardziej szanowanej rodziny w Riverdale. Alice Cooper nie mogła być szczęśliwsza. Właśnie wracałam z mojego rodzinnego miasteczka do LA. Miasta które było moim marzeniem, ale wyszło jak zwykle jedną wielką pomyłką. Nie zorientowałam się, że znowu zaczęłam płakać. Pewnie też tak skończę. Ale najpierw stracę pracę, bo wszystko co miałam mieć przygotowane zniknęło razem z moją walizką.
- Hej, wszystko okej? - Zapytał Jughead. - Przepraszam, że się wtrącam i wiem, że jestem tylko randomem z samolotu, ale czasami warto nie dusić wszystkiego w sobie. - Zagryzłam wargę. Ludzie nie są mili, na pewno ma w tym jakiś interes. Może chce bym się uciszyła bo mu przeszkadzam? Prawdopodobnie. Ale w sumie nie mam nic do stracenia, i tak nie mam komu się wyżalić, więc lepsze to niż nic. A szanse, że znowu go spotkam są niskie.
- Nic nie jest okej. - Powiedziałam. - Jestem Betty. Sorry, że wcześniej byłam taką suką, ale mam wszystkiego dosyć. Łącznie ze swoim życiem.
- Nic się nie stało Betty. - Posłał mi nieśmiały uśmiech i położył rękę na moim ramieniu by dodać mi otuchy. Prosty gest, ale chociaż trochę odzyskałam wiarę w ludzkość. - Chcesz o tym opowiedzieć? Zanim wylądujemy w Los Angeles minie trochę czasu.
- Na pewno chcesz słuchać tego wszystkiego? Założę się, że ta książka którą czytałeś jest zdecydowanie ciekawsza niż moja historia życiowa.
- Uwierz chcę. Ta książka i tak jest dosyć słaba. - Pokiwałam głową.
- Tak w skrócie to czuję się pusta. Puste ciało, pozbawione duszy. - Szybko wytarłam oczy. - Całe życie robię wszystko by zadowolić moją matkę. Całe dnie pracuję by zdobyć lepszą posadę, by mogła się pochwalić. Przez to nie mam żadnych znajomych. Mam tylko zadufanego, narcystycznego chłopaka Bret'a. Zresztą moi rodzice go uwielbiają. Ma własną firmę i jest z nadzianej rodziny. - Pociągnęłam nosem. - Teraz moja siostra bierze ślub i moja mama szaleje. Dzisiaj zgubiłam walizkę na lotnisku i prawdopodobnie wywalą mnie z pracy.
- Betty, a nie próbowałaś kiedyś zrobić coś całkowicie po swojemu? Coś dla siebie, a nie dla swojej mamy?
- Myślisz, że tego nie robiłam? Przeprowadziłam się do LA, z właśnie takim zamiarem. - Powiedziałam. - Ale nic nigdy nie idzie po mojej myśli, a poza tym na początku nie miałam nawet pieniędzy na mieszkanie. Musiałam zwrócić się do moich rodziców, ale ceną za ich pomóc, jest bycie ich osobistą barbie.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - Odpowiedział. - A może, no nie wiem, rozerwij się trochę, wyjdź gdzieś ze znajomymi. To nie dużo, ale może to ujmie trochę monotonii.
- Gdyby to było takie proste. - Zaśmiałam się gorzko. - Problem tkwi w tym, że jedyną osobą którą znam w LA, jest moja 70 letnia sąsiadka. Wątpię, że byłaby dobrą kandydatką na klubowanie.
- Racja. - Jughead zagryzł wargę i wyglądał jakby nad czymś myślał. - Mam pomysł. Daj mi tydzień, a postaram się byś poczuła się chociaż trochę szczęśliwa. - Tego się nie spodziewałam.
- Muszę się zastanowić Jughead. Wiesz co, masz tutaj mój telefon, wpisz swój numer telefonu, to później dam ci znać. - Powiedziałam i odblokowałam telefon. Wręczyłam go mężczyźnie, który szybko wpisał swój numer. - Nie jestem przyzwyczajona do tego, że inni są dla mnie mili. - Westchnęłam. - Niby pracuję w redakcji, i po części spełniam swoje marzenie, ale wszyscy mną pomiatają. Myślą, że jestem za głupia by napisać coś całkowicie sama, i traktują mnie jak dziewczynę na posyłki. Mam tego dosyć.
- Oni nie widzą co tracą. - Jughead uśmiechnął się. - Znamy się dopiero trochę ponad 20 minut, ale nawet teraz jestem w stanie coś w tobie dostrzec. Musisz tylko w siebie uwierzyć Betty.***
Gdy samolot wylądował, pożegnałam się z Jughead'em i zamówiłam sobie taksówkę. Dowiedziałam się, że podpisał ostatnio kontrakt z wytwórnią filmową, która zgodziła się przenieść jego scenariusz na ekrany kin. Dlatego leciał do Los Angeles. Wracał z Nowego Jorku, w którym miał spotkanie dotyczące dalszej produkcji filmu. Będzie nosił on tytuł 'Sweetwater' i będzie opowiadał o spokojnym miasteczku, w którym pewnego dnia odnaleziono zwłoki najpopularniejszego chłopaka. Od tego czasu już nic nie będzie tam takie samo. Zaintrygowałam się tym pomysłem, i zrobiłam mentalną notatkę by na pewno pójść na to do kina. Nie będę kłamać, Jughead uczynił mój dzień trochę lepszym. Odzyskałam wiarę w to, że na tym świecie jeszcze istnieją mili ludzie. Siedziałam już w taksówce, gdy mój telefon zawibrował. Nowa wiadomość od Bret'a. Napisał, że ma dużo pracy więc nie wróci na noc. Jednak na to się nie zapowiadało, bo literki były pozamieniane miejscami i na pewno był pijany. Nie obchodziło mnie to. Jedyną osobą która go kochała była moja matka, nie ja. Zdziwiło mnie to, że w ogóle raczył do mnie napisać. Nie to, że mnie obchodziło gdzie się znajduje. Nawet nie wiem dlaczego ze mną jest.
Kiedy dotarłam do mieszkania, od razu poszłam zrobić sobie długą kąpiel w gorącej wodzie. Byłam wykończona, ale zanim pójdę spać, potrzebowałam chwili na przemyślenia i na relaks. Postanowiłam jeszcze szybko coś zjeść, w kuchni zauważyłam czekoladę którą ostatnio kupiłam. Wzięłam kawałek, ale natychmiast go odłożyłam. Przecież muszę trzymać linię, by wcisnąć się w XS na ślubie Polly. Tak przynajmniej mówi moja mama. Poczułam jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Włączyłam telefon i zaczęłam pisać wiadomość do Jughead'a.
Betty: Zgadzam się. Możemy zacząć jutro?
Jughead: Zrobię wszystko co w mojej mocy. Przygotuj się na pierwszy przystanek na drodze do szczęścia.
CZYTASZ
reaching for love | bughead fanfic
FanfictionPo wykańczającym tygodniu pełnym planowania ślubu siostry, Betty w końcu wraca do domu. Niestety nawet podróż do jej ukochanego Los Angeles musi pójść nie tak. Betty gubi swój bagaż, ale zyskuje nowego przyjaciela, który z czasem staje się jedyną os...