betty
Gdy razem z Jughead'em wracaliśmy z Pop's, mój telefon zaczął dzwonić. Był to mój tata. Zmarszczyłam brwi i puściłam dłoń chłopaka by odebrać połączenie.
- Betty, gdzie jesteście? - Zapytał Hal. Z jego głosu nie mogłam za wiele wyczytać, i nie miałam pojęcia co się stało.
- Właśnie wracamy. - Odpowiedziałam. - Co się stało? - Posłałam Jughead'owi zdziwione spojrzenie.
- Dzwonił szeryf Keller. Musimy szybko jechać na posterunek. - Powiedział. - Powiedzcie gdzie jesteście, to zabiorę was po drodze. - Zagryzłam wargę i określiłam gdzie się znajdujemy.
- Co jest Betts? - Zapytał widocznie zdziwiony Jug. - Coś z Alice? - Zagryzłam wargę i pokiwałam głową.***
Kilkanaście minut później, wszyscy siedzieliśmy na posterunku policji w Riverdale. Byłam strasznie zestresowana, w końcu to co zaraz usłyszę może zmienić moje życie na zawsze. Nie wiedziałam czy moja matka nadal żyje, a jak żyje to gdzie się znajduje i czy wszystko z nią w porządku. W moim brzuchu było to przeklęte uczucie niepokoju i czułam, że zaraz moje całe ciało eksploduje. Jughead cały czas ściskał mnie za rękę, co trochę dodawało mi otuchy, więc lepsze to niż nic.
- Panie Cooper. - Na korytarz weszła starsza kobieta w okularach i obdarzyła nas uśmiechem. - Zapraszam do środka. - Hal wstał z krzesła i posłał mi pocieszające spojrzenie.
- Betts...- Powiedział delikatnym tonem. - Pamiętaj, że nie ważne co szeryf powie twojemu tacie, będę z tobą i będę cię wspierać. W końcu to się robi, gdy się kogoś kocha. - Kąciki jego ust powędrowały w górę. - Kocham cię Betts.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałam i przesunęłam się w jego stronę na ławce. Przymknęłam oczy i oparłam głowę na jego klatce piersiowej. - Boję się z jakimi wiadomościami wróci. - Pociągnęłam nosem. - O rany dawno się tak nie stresowałam.
- Będzie dobrze. - Wyszeptał i pocałował mnie w czubek głowy. Chciałam by tak było. W moim życiu było zdecydowanie za dużo stresu wywołanego przez Alice Cooper. Gdy ta sprawa się rozwiąże, będę potrzebowała długich wakacji. - Jug?
- Hmm...?
- Zrobimy sobie później wakacje? - Zapytałam cicho.
- Oczywiście. - Odpowiedział. - Jeśli to poprawi ci humor.
Przez kolejne minuty siedzieliśmy w ciszy i wsłuchiwaliśmy się w dźwięk stukania obcasów na drugim korytarzu. Czas dłużył się jeszcze bardziej niż zwykle.
Pół godziny później drzwi od pomieszczenia się otworzyły. Nie mogłam za wiele wyczytać z jego twarzy. Jughead poderwał się ze swojego miejsca, tym samym zmuszając mnie do wstania.
- Twoja matka jest cała i zdrowa. - Głos Hala był przepełniony złością. Teraz to już kompletnie nic nie rozumiałam. Co się stało, że podejście mojego ojca tak diametralnie się zmieniło.
- Nic nie rozumiem. - Powiedziałam i złapałam się za głowę. -Czy ktoś mi to wyjaśni?
- Alice Cooper nigdy nie zaginęła. - Odparł Tom Keller. - Tak właściwie wynajęła pokój w hotelu w Greendale i żyła swoim najlepszym życiem.
- A-ale jak to? - Gdyby za mną nie było Jug'a, już dawno leżałabym już na podłodze. Tylko, że za mną nie było Jughead'a. Tak na prawdę nigdy go nie było. A Alice Cooper nigdy nie zaginęła.***
- Betty, kochanie? - Nagle usłyszałam głos mojej matki. Nie widziałam co się dzieje, bo jedyne co widziałam to ciemność. Próbowałam otworzyć oczy, lecz nieskutecznie. - Słońce, obudź się. - Kilka minut później znowu spróbowałam podnieść powieki. Znowu nie przyniosło to żadnego rezultatu. Ostatecznie, po wielu próbach udało się. Moje oczy natychmiast zostały oślepione. Byłam odzwyczajona od światła dziennego.
- G-gdzie jestem?- Wychrypiałam. Moje gardło zaczęło boleć po wypowiedzeniu tylko dwóch słów.
- Cud się wydarzył. - Alice miała w oczach łzy i złapała mnie za rękę. - Betty jak się czujesz?
- Okej...Ale co się dzieje?
- Właśnie wybudziłaś się ze śpiączki słońce. - Uśmiechnęła się kobieta. - Tak się baliśmy. Gdybyś się nie obudziła w przeciągu kolejnego tygodnia, odłączyliby cię od aparatury. - Mama ścisnęła mnie za dłoń. - Zaraz przyjdzie lekarz i cię zbada złotko.
- Dlaczego byłam w śpiączce? - Zapytałam nadal słabym głosem. - Co się stało?
- Kilka miesięcy temu miałaś wypadek. - Powiedziała kobieta. - Lekarze musieli wprowadzić cię w śpiączkę farmakologiczną. Na szczęście się wybudziłaś.
Czułam się dziwnie. Gdzie był Jughead? Czy to wszystko było tylko wymysłem mojej wyobraźni? Czułam się oszukana, oczywiście moje życie musiało być zjebane i wszystko co dobre sobie wymyśliłam. Chciałam przestać o tym myśleć, ale nie wiedziałam jak. Każda rzecz mi o nim przypominała, nie wiedziałam czy dam radę żyć bez niego. Ale czy Jughead kiedykolwiek istniał?
***
tydzień później...
Dzisiaj w końcu wróciłam do domu. Byłam pod stałą opieką psychologa, więc zaczynałam czuć się lepiej. Nadal tęskniłam za Jughead'em i za każdym razem gdy o nim myślałam chciało mi się płakać. Byłam na prawdę jakaś chora, bo zakochałam się w swojej wizji. I było mi cholernie trudno zostawić to za sobą. Każdy kolejny dzień był dla mnie wyzwaniem i nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Ale miałam dla kogo żyć. Moja rodzina dopiero co mnie odzyskała, nie może stracić mnie ponownie. Wiedziałam, że bardzo mnie kochają i są okropnie szczęśliwi, że żyje. Wczoraj Polly zabrała mnie na spacer po mieście, przypomniałam sobie okolice i oczywiście cudowny smak burgerów w Pop's. Ominęło mnie pół semestru mojego ostatniego roku w Riverdale High, a po wakacjach będę uczęszczać na Yale.
- Betty pomożesz mi w kuchni? - Zapytała mama. Przytaknęłam i zaczęłam myć ręce, by chwilę później zabrać się za ugniatanie ciasta na pizze. Przypomniało mi się jak razem z moim wyimaginowanym chłopakiem robiliśmy babeczki. W oczach zaczęły zbierać mi się łzy, ale nie mogłam rozklejać się przy Alice. Nie potrzebowałam litości. Zagryzłam wargę i kontynuowałam ugniatanie ciasta.
- Dużo mnie ominęło? - Zaczęłam po chwili. Może rozmowa z moją mamą poprawi mi humor. Alice posłała mi smutny uśmiech.
- Niestety ominęły cię najlepsze momenty liceum. Bal maturalny, rozdanie świadectw... - Westchnęła.- Ale proszę nie zadręczaj sobie tym głowy. Przed tobą jeszcze całe życie. Zgromadzisz wiele cudownych wspomnień, będziesz miała szansę by założyć rodzi- Tylko, że ja nie chciałam rodziny z nikim innym. Chciałam spędzić je wszystkie z Jughead'em.
- Nie mogę się doczekać. - Skłamałam. - To zupełnie nowy początek. - Moja mama pokiwała głową.
- Cieszę się, że tak myślisz słońce. Pamiętaj, że zawsze możesz skontaktować się panią psycholog. - Westchnęła i położyła mi ręce na ramionach. - Nawet nie wiesz jak bardzo się baliśmy, że cię stracimy. Gdy dowiedziałam się o tym wypadku, cały świat mi się zawalił. Cieszę się, że wszystko się udało. - Zmusiłam się do uśmiechu. Pora zamknąć jeden rozdział w moim "życiu".
CZYTASZ
reaching for love | bughead fanfic
FanfictionPo wykańczającym tygodniu pełnym planowania ślubu siostry, Betty w końcu wraca do domu. Niestety nawet podróż do jej ukochanego Los Angeles musi pójść nie tak. Betty gubi swój bagaż, ale zyskuje nowego przyjaciela, który z czasem staje się jedyną os...