[9]

393 42 34
                                    

betty

Tydzień przez ślubem Polly był jeszcze gorszy niż myślałam. Trudno było zachować spokój, będąc w jednym domu z całą moją rodziną. Moja mama krytykowała każdy ruch który robiłam i nie było tutaj dnia bez porządnej awantury. Nie mam pojęcia dlaczego kazała przybyć mi tu tydzień przed wielkim dniem.  Każdy dzień wyglądał tak samo. Najpierw Alice przydzielała mi jakieś zadanie, później je wykonywałam, a na koniec okazywało się, że zrobiłam to źle i wywoływałam kolejną dramę.  W tym samym czasie moi rodzice wychwalali Bret'a, tym samym mieszając mnie coraz bardziej z błotem. Próbowałam nie brać sobie tego wszystkiego do serca, ale myślę, że nikt nie wytrzymałby takiej ilości kąśliwych komentarzy. Takim sposobem, każdego wieczora płakałam cicho w poduszkę, tak aby Bret nic nie zauważył. Ale na szczęście ślub Jasona i Polly był już jutro. Będzie to bardzo stresujący dzień  i już przygotowałam się na to, że zostanę poniżona jakieś setki razy. Jestem pewna, że Alice zacznie opowiadać mojej całej rodzinie jaka to nieodpowiedzialna jestem.

Przez ten cały czas, ja i Jughead wymienialiśmy się krótkimi wiadomościami. Była to chyba jedyna rzecz, dzięki której całkowicie nie postradałam swoich zmysłów. Czasami udawało się nam porozmawiać przez telefon, ale zdarzało się to zdecydowanie rzadziej. 
Nie mogłam się doczekać kiedy znowu wrócę do Los Angeles i w końcu zobaczę Jug'a. Wtedy w końcu skończę wszystko z Bret'em i będę mogła całkowicie uwolnić się od mojej matki. Wszystko brzmi jak idealny plan. Mam nadzieję, że dzięki temu będę mogła zacząć kompletnie nowe życie i być może w końcu być szczęśliwa. 

W dzień ślubu obudziłam się przed moim budzikiem. Czułam na swojej talii ręce Bret'a i  jak najszybciej chciałam wyjść z łóżka. Nie z tą osobą chciałam się codziennie budzić. Po kilku próbach udało mi się wyplątać z jego uścisku. Zabrałam z szafki swój telefon i po cichu wymknęłam się do łazienki. Było kilka minut po 6 i biorąc pod uwagę różnice czasowe, Jughead na pewno spał. Wiedziałam, że podczas dzisiejszego szalonego dnia nie będę miała czasu by z nim porozmawiać, więc życzyłam mu miłego dnia i napisałam, że już pojutrze się zobaczymy. Uśmiechnęłam się i zaczęłam swoją poranną toaletę. Cieszyłam się z szczęścia Polly. Nigdy nie miałyśmy za dobrego kontaktu, ale również nigdy nie byłyśmy w stosunku do siebie nie miłe. Widziałam jak przez ten cały czas była podekscytowana tym, że wychodzi za mąż. Na dodatek za kilka miesięcy na świat przyjdą bliźnięta i wszystko w jej życiu układa się perfekcyjnie. Mogłam jej tylko pozazdrościć tego wszystkiego. Pomimo tego, nadal nie wiedziałam jak powiedzieć Bret'owi, że to jest koniec. Trochę bałam się jego reakcji.
Gdy wróciłam do pokoju, Bret nadal spał. Postanowiłam zejść na dół i zobaczyć czy ktokolwiek w domu już wstał.
- Cześć Betty. - Przywitał mnie Hal Cooper. - Skinęłam głową i zaczęłam robić swoje śniadanie. - Jak się czujesz przed wielkim dniem? - Zapytał.
- Cieszę się. - Wzruszyłam ramionami. - Ona i Jason do siebie pasują.
- Lepiej pośpiesz się z tym jedzeniem. Za kilka minut Alice wstanie i jestem pewny, że będzie zdenerwowana. - Moja relacja z moim tatą była skomplikowana. Zazwyczaj nie wchodził w drogę mamie. Rzadko kiedy był w domu. Pracował w The Riverdale Register i często był w różnych delegacjach.

Godzinę później w domu Cooperów zaczęła się prawdziwa rewolucja. Alice Cooper szalała jeszcze bardziej niż zazwyczaj, ponieważ jej włosy nie chciały się układać. Makijażystka Polly miała załamanie nerwowe w środku wykonywania jej makijażu, a wszystkie jej druchny siedziałe przerażone. Nikt nie wiedział jak uspokoić demona. Sama ja miałam niezłą zabawę obserwując to wszystko. Uważałam by nie zaśmiać się na głos, bo inaczej będę martwa. Mój makijaż był już dawno zrobiony, więc miałam teraz czas by relacjonować wszystko Jughead'owi. Zastanawiałam się czy z moją mamą wszystko jest w porządku, ale z każdym kolejnym krzykiem wątpiłam w to jeszcze bardziej.

Ślub i wesele Polly Cooper musiały być huczne. Był to również ślub potomka najbogatszej rodziny w Riverdale, więc sami sobie wyobraźcie jakie było to wielkie wydarzenie. Czułam się bardzo skromnie, ubrana w zwykłą fioletową sukienkę, ale w sumie nie lubiłam się wyróżniać z tłumu. Nie byłam taka jak moja matka. Plusem tego wszystkiego było to, że mogłam bez problemu zaszyć się w jakimś spokojnym miejscu i po prostu mieć chwilę dla siebie. Bret był zajęty rozmową z Blossom'ami, więc nie musiałam być ciągle u jego boku. Najśmieszniejsze jest to, że wszyscy moi potomkowie uważają, że nasz ślub będzie kolejny.
- Elizabeth, tu jesteś! - Usłyszałam głos swojej matki. - Czemu się ukrywasz, nie przynoś wstydu. Dlaczego nie możesz się zachowywać normalnie nawet na ślubie swojej rodzonej siostry?
- Potrzebowałam chwili spokoju.- Odparłam.
- Już nie narzekaj Elizabeth. Jedyne co umiesz robić to ciągłe użalanie się nad sobą. Ogarnij się i chodź do gości. Nie tak cię wychowałam. - Przewróciłam oczami i podążyłam za swoją matką.

Wróciłam do mojego pokoju wcześniej niż reszta. Chciało mi się płakać. Myślałam, że jestem przygotowana na wszystkie komentarze ze strony mojej mamy, ale najwidoczniej się przeliczyłam. Alice krytykująca mnie to jedno, ale poniżająca mnie przy masie ludzi to zupełnie inna sprawa. Marzyłam teraz by być razem z Jug'iem i zapomnieć o wszystkich moich problemach, ale niestety nikt jeszcze nie wymyślił maszyny do teleportacji. Przebrałam się w swoją piżamę, zmyłam makijaż i położyłam się spać, miejąc nadzieję, że obudzę się w lepszej rzeczywistości.

Obudziłam się zdecydowanie za późno. Budzik na mojej szafce nocnej wskazywał godzinę 12. Przetarłam oczy i chwyciłam mój telefon. Cholera, był całkowicie rozładowany. Schyliłam się by chwycić ładowarkę. Chwilę później drzwi do mojego pokoju się otworzyły i moim oczom ukazał się Bret. Trzymał on w rękach tacę ze śniadaniem.
- Betty, kochanie już wstałaś! - Zmarszczyłam brwi. Co. Się. Dzieje? - Przygotowałem dla ciebie śniadanie. - Powiedział i położył jedzenie na szafce obok mnie. Nie wiedziałam co się dzieje. - Jak ci się spało?
- Umm... Dobrze? - Odpowiedziałam. - Dlaczego zrobiłeś mi śniadanie? Sama mogę sobie poradzić. - Bałam się, że moja matka mogła coś tam dosypać. Nigdy nie wiadomo co siedzi tej kobiecie w głowie.
- Bo cię kocham. - Co do cholery się dzieje? - Wiesz tak sobie wczoraj myślałem, że bycie małżeństwem to świetna sprawa. - Nie, nie, nie. To nie może się dziać. - I już w sumie kiedyś nad tym rozmyślałem. - Poczułam jak moje ciało przejmuje panika. Bret złapał mnie za rękę i usiadł na krawędzi mojego łóżka. Po chwili wyciągnął z kieszeni małe pudełko, a ja wiedziałam co się święci. - Betty Cooper, wyjdziesz za mnie?




                            

Hejka! Też nie wiem co ze mną nie tak, ale mam nadzieję, że mimo wszystko tem rozdział jest znośny. Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zdrowi i jakoś trzymacie się podczas tej kwarantanny. ❤️❤️❤️

Wiem, że po poprzednim rozdziale was zawiodłam, ale wszystkie moje pomysły wyparowały i sama nie wiem co robię.


reaching for love | bughead fanficOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz