5 lat później...
betty
Moje życie w ciągu ostatnich lat było dziwną mieszaniną smutku i radości. Taką plamą z której pamiętałam tylko kilka momentów. Ale było lepiej. Zdecydowanie.
Podczas studiów, skupiałam swój czas na nauce co pomagało odciągnąć moje myśli od sami wiecie czego. Udało się. Dzisiaj miałam samolot do Los Angeles -miasta w którym zawsze chciałam mieszkać. Zacznę tam nowe życie z dala od przeszłości. Nie mogłam ciągle tęsknić za czymś co nigdy nie istniało. Jednak powiedzenie, że czas leczy rany jest prawdziwe i jak najbardziej się sprawdziło w moim przypadku. Tego dnia wstałam bardzo wcześnie. Walizkę miałam spakowaną już od kilku dni, ale jeszcze raz sprawdziłam czy na pewno wszystko mam. Na samą myśl, że w końcu uwolnię się od moich nadopiekuńczych rodziców rozpierało mnie szczęście. Mimo tego, że od wypadku minęło przeszło pół dekady, nadal traktowali mnie jak rzecz która w każdym momencie może się stłuc. Nie wiem co było gorsze - nie zwracanie na mnie uwagi, czy przesadna opiekuńczość.Chwyciłam swoje walizki i zeszłam na dół. Alice Cooper oczywiście już była nienagannie ubrana i przygotowana do pracy, mimo wczesnej godziny. Moja mama była przeciwna mojemu wyjazdowi od samego początku, ale nie mogła mi tego zabronić. Byłam dorosła i mogłam robić co mi się podoba. Niestety w jej oczach nadal byłam tą kruchą dziewczyną, podpiętą do aparatury medycznej i walczącą o życie. Wiem, że prawie mnie wtedy straciła, ale nie można wiecznie rozdrapywać starych ran. Przeszłość musi zostać w przeszłości, świat toczy się dalej i nie możemy cały czas rozmyślać o tym co było. Dlatego byłam taka podekscytowana tą przeprowadzką. Myśl o tym, że zaczynam z zupełnie czystą kartą wydawała się cholernie nierealna, ale to działo się na prawdę. Jeszcze dzisiaj opuszczę to przeklęte miasto. Gdy myślałam o Los Angeles w brzuchu miałam dziwne uczucie. Takie jakby déjà vu . Możliwe, że w moim dziwnym śnie, który miałam podczas śpiączki, kiedyś odwiedziłam to miasto. Ale nie pamiętałam tego. Z dnia na dzień coraz mniej pamiętałam z tamtego snu. Nawet twarz ''Jughead'a" zaczęła mi się rozmazywać i już nie potrafiłam sobie go tak dokładnie wyobrazić. Może to dobrze. Może pewnego dnia już nic nie będę pamiętać i moje życie będzie się toczyć dalej, bez tych dziwnych flashbacków.
- Betty kochanie jak się czujesz? - Zapytała moja rodzicielka przesłodzonym głosem. - Wiesz, że nie uważam to za dobry pomysł. - Westchnęła i oparła dłonie o blat. - A co jak będzie katastrofa lotnicza?
- Mamo! Proszę nie zaczynaj. - Przewróciłam oczami. - Już o tym rozmawialiśmy. Wszystko będzie dobrze. Mam mieszkanie, większość moich rzeczy już tam jest, a na dodatek mam kilka rozmów o pracę. To dla mnie ogromna szansa. Kobieta westchnęła.
- Wiem...Ale tak bardzo boję się, że znowu cię stracę. Tym razem na zawsze. - Powiedziała.
- Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze mamo. - Uśmiechnęłam się do niej. - Zobaczysz.***
Moja walizka przepadła. A ja sama czułam się bardzo dziwnie. Już kiedyś to się stało, ale nie miałam pojęcia kiedy. Na szczęście większość swoich rzeczy miałam już w LA, ale tutaj miałam swoje kosmetyki i inne podstawowe rzeczy. Byłam zagubiona. Nie umiałam określić tego uczucia. To kiedyś się stało. Jestem tego pewna. Ale aktualnie nie wiedziałam czy to co się dzieje jest prawdziwe. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Wszystko jest okej Betty. Po prostu się zestresowałaś. Potem było jeszcze gorzej, ponieważ zobaczyłam jego. Tak właśnie jego. Ale to nie mogło się dziać na na prawdę, przecież Jughead Jones był tylko iluzją. Czy znowu zapadłam w jakąś śpiączkę? Równie dobrze to może być osoba, która jest do niego bardzo, bardzo podobna. Siedziałam właśnie w samolocie i miejsce obok mnie było wolne, a mężczyzna widocznie szukał właśnie wolnego siedzenia. Znając moje super szczęście usiądzie obok mnie, a ja będę się musiała zachowywać jakbym wcale nie miała snu z nim w roli głównej.
- B-betty? - Podskoczyłam gdy usłyszałam TEN głos. Ten sam głos, który mnie pocieszał w chwilach zwątpienia, ten sam głos, który mówił, że mnie kocha.
- Jug? - Udało mi się wypowiedzieć. Mężczyzna wyglądał jakby zobaczył właśnie ducha. Przeczesał ręką włosy i zajął miejsce obok. Coraz ciężej było mi oddychać. Co się dzieje. - Ty istniejesz. - Powiedział jakby nie mógł w to uwierzyć. - Nie jestem szalony. - Uśmiechnął się.
- Mogę powiedzieć to samo. Nie wiem co się dzieje. - Odparłam i ukryłam twarz w dłoniach.
- Ja też nie. - Spojrzał na mnie, a ja natychmiastowo rozpoznałam te cudowne niebieskie oczy. - Właśnie się zastanawiam czy nie oszalałem do reszty. Widzisz - Westchnął. - Pięć lat temu wybudziłem si-
- Ze śpiączki. - Dokończyłam za niego. Jughead wyglądał na zdziwionego ale pokiwał głową. - I podczas niej miałeś wizję...
- O nas. - Przytaknęłam. Sama nie wiedziałam jak się z tym czuje. To wszystko było okropnie pogmatwane. - To brzmi absurdalnie, wiem. - Powiedział. - Ale musisz mi uwierzyć.
- Wierzę ci Jug. Przechodzę właśnie przez to samo. - Posłałam mu słaby uśmiech. - Podobała ci się chociaż ta wizja? - Zapytałam niepewnie. Trochę bałam się jego odpowiedzi, bo gdy go zobaczyłam od razu wszystkie wspomnienia wróciły.
- Bardzo. - Odpowiedział. - A tobie?
- Mi też. - Jughead uśmiechnął się i na chwilę zapadła cisza pomiędzy nami. Nie była to niezręczna cisza. Był to czas na uporządkowanie sobie wszystkich informacji, które zdobyliśmy w ostatnim czasie. Ja sama czułam się dziwnie. A nawet bardzo. Z jednej strony chciałam skakać z radości i wykrzyczeć całemu światu, że jednak nie jestem szalona. Jednak również towarzyszył mi lęk przed nieznanym. Bardzo bym chciała, by to oznaczało, że Jug i ja jesteśmy sobie przeznaczeni, ale to jest część nad którą będziemy jeszcze myśleć. Na pewno będziemy jeszcze o tym rozmawiać. Przecież nie codziennie spotyka się osobę, która była pewnego rodzaju protagonistą w twoim śnie. A nawet jeśli to prawdziwe zrządzenie losu, i tak siebie odnajdziemy. Jak nie w tym życiu, to w kolejnym. Ponieważ są takie zbiegi okoliczności, które przypominają wyrafinowany plan.---
I bum! Takim cytatem, który znalazłam w internecie, kończę moją przygodę z ,,Reaching for love". Czuję się bardzo dziwnie z tą myślą, ale każde ff to początek czegoś nowego. I tak jest też tym razem. Podziękowania opublikuję dziś wieczorem, bo na prawdę jest za co dziękować. Jeśli jeszcze nie rozumieliście co tak właściwie się wydarzyło, to już pędzę z wyjaśnieniami. Mianowicie, zarówno Betty, jak i Jughead byli w śpiączce w tym samym czasie. Pierwsze 13 rozdziałów opisywało wydarzenia jakie były w tym śnie. Pięć lat później, historia z tej wizji w pewnym sensie się zaczyna odgrywać. Chodzi mi tutaj o zgubienie walizki przez Betty i spotkanie w samolocie. Zakończenie jest otwarte. Możecie napisać w komentarzach, co według was się zdarzy po tym jak Bughead siebie 'odnalazło'. Bardzo chętnie przeczytam wasze pomysły.
To tyle z mojej strony.
Bardzo, bardzo wam dziękuję, że byliście ze mną cały czas. Cholernie to doceniam.
CZYTASZ
reaching for love | bughead fanfic
FanfictionPo wykańczającym tygodniu pełnym planowania ślubu siostry, Betty w końcu wraca do domu. Niestety nawet podróż do jej ukochanego Los Angeles musi pójść nie tak. Betty gubi swój bagaż, ale zyskuje nowego przyjaciela, który z czasem staje się jedyną os...