[3]

461 46 19
                                    


🌼

betty

Wczorajszy dzień wspominam bardzo miło. Fajnie było poznać inne osoby i poczuć się trochę mniej samotną. Z Veronicą i Cheryl bardzo szybko znalazłam wspólny język i prawie cały wieczór spędziłyśmy razem dyskutując na najróżniejsze tematy. Rozmawiałam jeszcze trochę ze Sweet Pea, który  jest współlokatorem Jughead'a i opowiadał mi zawstydzające historie z jego młodości. Z Archie'm zamieniłam tylko kilka słów, bo później zmył się nam wszystkim z pola widzenia. Jak stwierdził Jughead najpewniej znalazł sobie nową partnerkę. Z tego co słyszałam, od kiedy Veronica z nim zerwała, gdy tylko widzi okazje pakuje się do łóżka jakiejś dziewczynie. Jednak pomimo jego wszystkich wybryków nie jest złym człowiekiem. Sweet Pea powiedział mi, że uczy dzieci gry na gitarze. Szczerze mówiąc praca z dziećmi to ostatnie czego się po nim spodziewałam.  

- Co ty taka wesoła? - Zapytał Bret, siadając obok mnie na kanapie. - I czy przypadkiem nie musisz iść do pracy? 
- To źle, że jestem szczęśliwa? Mam tydzień urlopu, przecież nie zaniedbałabym pracy ot tak. - Kłamstwo. Właśnie to robiłam, ale zyskiwałam rzeczy ważniejsze niż praca czy pieniądze. Radość. 
- Nie, oczywiście że nie. To dobrze, że masz dobry humor. - Powiedział. - Jak dobrze wiesz Betty miałem ostatnio dużo pracy. Ale już skończyłem ten projekt, więc będziemy mogli spędzać więcej czasu razem. 
- To świetnie. - Uśmiechnęłam się chociaż nie byłam do końca z tego zadowolona. Nie miałam z nim wspólnych tematów, i każda nasza 'randka' opierała się na rozmowie o jego pracy. Wątpię, że Bret w ogóle wie czym się interesuje. 
- Ale jest jeszcze jedna rzecz. - Spojrzałam na niego. - Muszę wyjechać w delegację na kilka dni. - Akurat to nie było żadną nowością. Nie wiem czy te delegacje są prawdziwe, ale nie obchodziło mnie to. - Obiecuję, że ci to wynagrodzę.
- Nie musisz mi nic wynagradzać Bret. To twoja praca, nie możesz nad tym zapanować. - Odpowiedziałam. Chwilę potem poczułam na moim czole jego usta. 
- Masz rację. Zawsze ją masz, i za to cię kocham. - Powiedział i chwilę później poszedł w stronę kuchni. W końcu miałam czas by odpowiedzieć na wiadomość Jugheada. Napisał, że dzisiaj chce spotkać się w jego mieszkaniu. Tak jak wczoraj nie chciał udzielić mi szczegółów dotyczących tego co będziemy dzisiaj robić. Uśmiechnęłam się i ponownie skupiłam swoją uwagę na telewizji. 

***

Była 15 i stałam przed drzwiami od mieszkania Jugheada. To znaczy mam nadzieję, że trafiłam pod właściwy adres, bo inaczej będę zawstydzona sobą przez cały dzień. Zapukałam do drzwi i na szczęście drzwi otworzyła właściwa osoba.

- Hej Betty. - Przywitał się ze mną. - Jesteś gotowa na kolejny dzień z moją irytującą osobą? - Zapytał ze śmiechem.
- Nie uważam że jesteś irytujący Jug. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Najwidoczniej spędziłaś ze mną za mało czasu. Jeszcze przyznasz, że cię denerwuję. A teraz wejdź do środka.

Mieszkanie Jugheada było nie duże, ale za to bardzo przytulne. W odróżnieniu do mojego, które było pełne nie potrzebnego miejsca. Wybierał je Bret, który uwielbiał imponujące i luksusowe rzeczy. Niestety nie czułam się w nim jak w domu, czego nie mogę powiedzieć o mieszkaniu Jug'a. Od razu miałam ochotę zaszyć się w fotelu z jedną z książek, wziętą z jednego z wielu regałów, które stały w salonie Jug'a.
- Masz urocze mieszkanko. - Oznajmiłam. - O wiele bardziej przytulniejsze niż moje.
- Nie przesadzaj. - Jughead nie dbale machnął ręką. - Po prostu dzisiaj tu posprzątałem. Zazwyczaj  jest tu masa kartonów po pizzy, lub opakowań bo innym jedzeniu. I dlatego cię tu zaprosiłem.
- Okej, ale zanim opowiesz mi o swoich planach, powiedz mi jakim cudem jesteś taki szczupły, jedząc tyle niezdrowego jedzenia? - Zapytałam.  
- Yyy...zgaduję, że dobre geny? Ostatni raz ćwiczyłem na wf'ie w pierwszej klasie liceum, i tylko dlatego, że Archie mnie do tego zmusił. Od tamtego czasu po wykonaniu jakiegokolwiek wysiłku fizycznego muszę spędzić co najmniej 24 godziny w łóżku. - Westchnął. - Dobrze, więc dzisiaj jedząc śniadanie wpadłem na genialny, niesamowity pomysł. Ale by go zrealizować potrzebuję twojej pomocy.
- Zamieniam się w słuch.
- Więc, chcę byśmy upiekli dzisiaj babeczki. Poszedłem nawet do sklepu i kupiłem potrzebne składniki! Zobacz jaki jestem zaangażowany. - Zaśmiałam się widząc jego podekscytowanie. - Pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc, bo ostatnim razem gdy coś sam piekłem...umm...Powiedzmy, że prawie nie skończyło to się tragedią. 
- Okej... Ale skąd ta pewność, że umiem piec? - Uniosłam brwi z uśmiechem.
- Chmurki mi to powiedziały Betty. - Powiedział i zaczął wyjmować z szafek potrzebne składniki. - Nie możemy lekceważyć tego co mówią chmurki. 
- No tak. Masz jakiś przepis ? - Zapytałam. Jughead pokiwał głową i wyciągnął z szafki wyciętą kartkę z przepisem. Producenci różnych artykułów spożywczych często umieszczają takie przepisy na opakowaniach ich produktów.
- To opakowanie mnie zainspirowało do upieczenia babeczek. Ktoś musi w końcu przetestować czy te przepisy są dobre, czy ktoś pisze tylko jakieś losowe wyrazy. - Odparł Jug. - Okej, zabierajmy się do roboty. 

***

Gdy wstawiliśmy nasze dzieło do piekarnika, mój telefon zaczął dzwonić. Dzwonił do mnie mój największy koszmar - Alice Cooper. Chcąc, czy nie chcąc musiałam odebrać, by nie powiadomiła policji o moim zaginięciu.
- Muszę odebrać Jug. Zaraz wrócę. - Mężczyzna pokiwał głową, i wyszedł z kuchni, dając mi trochę prywatności.
- ELIZABETH! - Krzyknęła moja mama. - Mamy sytuację awaryjną, musisz przylecieć do Riverdale. TERAZ! 
- Mamo, ale zdajesz sobie sprawę, że dzisiaj nie dostanę nigdzie biletu z Los Angeles do Riverdale. Poza tym mam pracę, nie mogę jej opuszczać. - Powiedziałam.
- Myślisz, że mnie to interesuje? Jakbyś była rozsądniejsza załatwiłabyś to bez problemu. Ale ty zawsze nie wiesz co zrobić. Masz zjawić się w domu najpóźniej jutro wieczorem, zrozumiałaś? 
- Tak. Pa mamo. - Odpowiedziałam i po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk sygnalizujący rozłączanie się. Odłożyłam telefon na stół i instynktownie wbiłam swoje paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Zagryzłam wargę i modliłam się by się nie rozkleić. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie chciałam by Jug uznał mnie za jakąś dziwną, niestabilną emocjonalnie dziewczynę. Moja matka od kiedy pamiętam, porównywała mnie do Polly i uważała mnie za tą gorszą. 

- Skończyłaś już rozmawiać? - Zapytał Jug z powrotem wchodząc do kuchni. - Hej Betty, wszystko okej? Co się stało? - Jego ton się zmienił, a ja zaczęłam szybko mrugać by powstrzymać łzy. Zawsze wszystko niszczę, więc nie chcę niszczyć Jughead'owi tego dnia.
- Nic takiego. - Powiedziałam cicho i pociągnęłam nosem. Wytarłam szybko oczy i przywołałam na swoją twarz uśmiech. - Nie przejmuj się. 
- Betts... Widzę, że coś cię trapi. Mam ci przypomnieć co powiedziałem do ciebie wtedy w samolocie? Pomimo że już nie jestem do końca randomem z samolotu, nadal możesz się mi wyżalić. Pamiętaj nie będę cię oceniał.
- Nie chcę niszczyć tego dnia. - Odpowiedziałam. - Tak się świetnie bawiliśmy robiąc te babeczki, i nie chcę by moje nagłe załamanie coś zmieniło.
- To nic nie zmieni Betty. Pamiętaj, nie zawsze musisz być szczęśliwa. - Jughead położył rękę na moim ramieniu. - Kto do ciebie dzwonił? -
- Uh, moja mama. - Zagryzłam wargę.
- To ona doprowadziła cię do takiego stanu? - Zapytał, a ja pokiwałam głową. 
- Chce bym najpóźniej jutro wieczorem znalazła się w Riverdale. To jakaś sprawa związana ze ślubem mojej siostry. 
- Nie mogła ci tego powiedzieć przez telefon? - Zdziwił się Jughead.
- Nie znasz Alice Cooper. I życzę ci byś nigdy nie musiał jej poznawać. Jest okropna, zawsze traktuje mnie jak tą gorszą córkę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz mnie pochwaliła. Ale nie mogę się od niej odciąć, bo ma znajomości w każdej redakcji i nigdzie mnie później nie przyjmą. Nie mogę tak ryzykować.
- Chodź tu Betty. - Powiedział Jug i rozłożył ręce. Nie pewnie go objęłam, a on zamknął mnie w uścisku. - Pamiętaj, że jesteś inteligentną osobą, która nie może cały czas żyć  według swojej matki. Jesteś dorosła, masz prawo mieć swoje życie, i prowadzić je jak tylko chcesz. Zamierzasz polecieć jutro do Riverdale?
- Tak. - Powiedziałam. - Nie mam innego wyjścia.
- Okej. - Jughead pokiwał głową. - Teraz chodź wyjąć nasze cudeńka z piekarnika i je udekorować. Potem będziemy się nimi objadać i oglądać głupie paradokumenty. Jak brzmi ta propozycja?
- Cudownie. - Zaśmiałam się. - Dziękuję Jug. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie twoja pomoc.



reaching for love | bughead fanficOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz