1. Polaroid

347 25 6
                                    

I won't break you
I will not let you down
open up again I believe in second chances

Harry Potter wierzył w drugie szanse.
Ale tym razem miał jej nie dostać.

Tego lata Londyn nie mógł zaszczycić turystów ani mieszkańców wybitną pogodą. Cały lipiec minął pod znakiem burz i deszczy, co miało odzwierciedlenie w nastrojach wszystkich, którzy przebywali w tym mieście więcej niż dwa dni.

Obudził się tak jak zwykle około siódmej. Tak jak zwykle wziął prysznic, ogolił się, ubrał. Tak jak zwykle zszedł na dół, gdzie czekała na niego Ginny ze śniadaniem. Rutyna, ale kochał to. Uwielbiał takie spokojne życie. Bez Voldemorta, zmartwień. On, przyszła pani Potter i praca. No i Crossie - dwuletnia suczka rasy golden retriever, którą jego narzeczona zdążyła wyprowadzić na krótki spacer.

— Dzień dobry, kochanie. - Podszedł do dziewczyny, przygotowującej śniadanie, najpewniej jajecznicę, i pocałował ją w policzek.

— Dzień dobry, Harry. - uśmiechnęła się do niego i przełożyła danie z patelni na talerz. — Smacznego.

Potter spojrzał dziękczynnie i wziął sztućce z szuflady. Zajął swoje miejsce przy stole, od dwóch lat identyczne, i zaczął jeść. Musiał szybko skończyć, bo zaraz szedł do pracy. Tak, jak tego chciał, został aurorem. Uwielbiał tę pracę i, mimo że ostatnio siedzi po uszy w papierach, nie zamieniłby jej na żadną inną. Ginny zaś pracowała w sklepie braci, a zarobione pieniądze, tak jak z Harrym ustalili, odkładała na spełnienie swojego marzenia - otwarcia małej i przytulnej kawiarni na Pokątnej.

— Skarbie, pamiętasz, który dzisiaj? – spytała panna Weasley z lekkim wyrzutem.

— Szesnasty sierpnia – odpowiedział bez zastanowienia. Po chwili się zreflektował. — To dzisiaj mijają dwa lata? – Ginevra potwierdziła to szerokim uśmiechem, a on musiał przyznać, że kamień spadł mu z serca.

— Tak, od dwóch lat tu mieszkamy... Mamy swój kącik. – Uśmiechnęła się do niego szeroko. — Zapraszam dziś na kolację, przygotowaną przez wybitną kucharkę i cukierniczkę, Ginny Weasley.

— Z chęcią, skarbie. Przyniosę nasze ukochane wino. – Puścił jej oczko.

Zjedli śniadanie, posprzątali i ruszyli do swoich obowiązków. On do nudnej i przewidywalnej ostatnimi czasy pracy w ministerstwie. Ona do nudnej pracy w sklepie i rozmyślania o tym, jak będzie wyglądać jej lokal, kiedy wystarczająco już zaoszczędzi. 

***

Pansy obudziła się dużo szybciej niż Draco. Nic dziwnego, miała dużo więcej obowiązków od swojego przyjaciela, kochanka, cokolwiek. Po prostu mieli swój układ, w którym żyło im się dobrze. Niby bez zobowiązań, ale jednak dbali o siebie. Dzielili mieszkanie, radzili sobie nawet na tematy potencjalnych przyszłych partnerów i okazjonalnie uprawiali seks. No, nie do końca okazjonalnie. Ale kiedy ktoś miał odwiedzić jednego z nich, chowali swoje rzeczy i znikali na noc. Ona u Astorii, on u Blaise'a.

Udała się do łazienki, wzięła gorący prysznic i umyła włosy. Nienawidziła tego robić, zabierało jej to za dużo czasu. Ale w końcu doprowadziła je do jako tako normalnego stanu. Wysuszyła je zaklęciem i związała w wysoki kucyk. Inaczej przeszkadzałyby jej w pracy, a na warkocze nie miała ochoty. Ubrała zwykle jeansy i zwiewną koszulę. Lubiła chodzić ładnie ubrana, choć większość czasu jej ubrania były skryte pod uzdrowicielskim kitlem. Kochała swoją pracę, ale dzisiaj wybitnie nie miała ochoty do niej iść. Nie wiedziała dlaczego, po prostu nie czuła się najlepiej. Weszła do kuchni i zrobiła sobie tosty ma śniadanie, zostawiając kilka dla współlokatora. Doskonale wiedziała, że jak tego nie zrobi, ten po prostu wyjdzie z domu głodny i wściekły. Chciała trochę umilić życie Blaise'owi i nie skazywać go na pożarcie przez głodnego smoka.
Dopiła herbatę, założyła swoją biżuterię i ruszyła do pracy, szykując się na mordercze wręcz kilkanaście godzin w szpitalu św. Munga. Pracowała tam już trzy lata. Na ostatnim, niestety powtarzanym, roku w Hogwarcie zdecydowała, że chce pomagać ludziom. Tak po prostu. Blaise i Draco śmiali się, ze dziewczyna przez wszystkie lata w Hogwarcie nie uczyła się tyle, co w trakcie tego właśnie powtarzanego siódmego roku. Dziwne, ale nawet złapała jakikolwiek kontakt z Hermioną Granger. Nie były przyjaciółkami, koleżankami też nie. Ale znajomymi, które pożyczały sobie notatki i dyskutowały na tematy naukowe, już tak. Naprawdę chciała spełnić swoje marzenie, a Granger nie była taka najgorsza. Czasem rozmawiała z Potterem. Był irytujący, ale do zniesienia. Co do Weasleyów - nie mogła się przekonać i nie sadziła, że kiedykolwiek się polubią. Irytowali ją nawet sposobem oddychania. I to, jak te rude małpy afiszowały się, że są w związkach! To było obrzydliwe.

Second chances | Potter x ParkinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz