Philip właśnie skończył się myć. Wciąż miał na sobie dużo zaschniętej spermy, szczególnie w odbycie, choć od tamtego zdarzenia minął już dzień.
Teraz stał przed lustrem, próbując doprowadzić swoje włosy do dawnego ładu, jednak przez nadmiar negatywnych emocji, ciągle mu nie wychodziło rozczesywanie.
Warknął i rzucił szczotkę na ziemię. Nie czuł się smutnie, nie był też przestraszony. Jedyne co czuł to gniew i poczucie wstydu.
Eacker go podle wykorzystał, uprzedmiotował, wyśmiał, potraktował jak zwierzę. To było obleśne. Gdyby był wyższy czy też silniejszy, mógłby się łatwo wybronić, ale tak? Tak to nie.
A w dodatku doszedł dwa razy. Tego Philip nie mógł sobie wybaczyć. Jak to możliwe, że nie mógł dojść do niczego, a do czegoś takiego nagle mógł.
Postanowił wyjść z domu. Obmyślił sobie plan, że jak znowu się skonfrontuje z Eacker'em to mu się nie da. Zmierzał właśnie do wyjścia.
Wtem o nim pomyślał. O jego dominacji, groźnym tonie głosu i przerażającej minie. Zrobiło mu się gorąco na tę myśl. Spojrzał jeszcze raz w lustro, tym razem w te, któte stało obok drzwi wyjściowych.
Jak się spodziewał - jego twarz była cała wręcz w rumieńcach. Wkurzył się, że to uczucie o dziwo mu się podobało.
— Philip — usłyszał głos swojej rodzicielki. — Już o wszystkim wiem.
Odwrócił się do kobiety, od której był niewiele wyższy. Do swojej matki.
— O czym?
— O pojedynku.
W jej głosie brzmiała wyraźna nutka gniewu, jej twarz jakby nie patrzeć, pokazywała to samo.
— Nie odbył się — Philip oznajmił trochę rozczarowany faktem, że wyszło to na jaw.
— To nie jest ważne! — Eliza podniosła głos. — Mogłeś stracić życie i jeszcze Alexander dał ci te pistolety, i aghh! Dlaczego nic nie powiedzieliście?!
— To jest moje życie i mogę chodzić na pojedynki, jeśli chcę!
— Naprawdę tak dla ciebie nie ważne jest życie?! Mogłeś zginąć! Wiesz, co by się wtedy stało?! Wiesz, jak ja i Alexander byśmy się załamali?!
— Zrobiłem to dla niego! Był obrażany przez tego drania! Co miałem innego zrobić?! — Philip się wkurzył.
— To nie było tego warte — jej głos zciszał.
— Jestem już dorosły i mogę samodzielnie podejmować decyzje!
— Ale nie masz pracy, a my cię utrzymujemy i opłacamy studia!
— Jestem...! — Philip się wkurzył na całego. — Jestem poetą! Jak śmiesz!
Nim Eliza zdążyła odpowiedzieć, dziewiętnastolatek otworzył drzwi wyjściowe.
— Gdzie idziesz? Obiecaj, że to nie będzie nic, co by zagrażało twojemu życiu!
— Nie obiecuję!
I wyszedł trzaskając drzwiami. Nie patrząc nawet czy ktoś za nim nie szedł, zmierzył szybkim chodem prosto przed siebie. Teraz był już zirytowany do granic możliwości, a w dodatku poczuł się zraniony.
Usiadł na ławce w pobliżu.
— Taak, chodzę na pojedynki źle, a jak bym nie zareagował to też źle, nynynyny! — Zaczął mówić do siebie.
Spojrzał na ziemię.
— Nie masz pracy, blablabla, my cię utrzymujemy, blablabla — próbował naśladować głos Elizy.
W końcu podniósł głowę i zauważył, że wielu ludzi się zatrzymywało na ulicy i na niego patrzyło. Zdał sobie sprawę, że jak mówił do siebie, to mogło to faktycznie wyglądać dziwnie.
Wstał więc z ławki i poszedł dalej, mając nadzieję, że ci ludzie o nim wkrótce zapomną. Ogromnie się zdziwił, gdy nagle coś złapało go za kołnierz i wciągnęło w cienką miejscówkę pomiędzy budynkami.
🌸🌸🌸
![](https://img.wattpad.com/cover/213417909-288-k569311.jpg)
CZYTASZ
Fapacz Wieloręki [Hamilton]
FanfictionStatus: zakończone ¶¶ W dzień pojedynku, Philip i Eacker pojawiają się w jednym miejscu w celu zakończenia tego konfliktu raz, a dobrze. Dzień, w który obaj wiedzą, że któryś z nich straci życie. Sprawy przybierają niespodziewalny zwrot, gdy Eacker...