VII. Razem pokonamy nasze słabości

842 60 21
                                    

Łukasz

Odwróciłem się na chwilę, żeby zobaczyć co dzieje się na dole i od razu tego pożałowałem, bo mój lęk wysokości dał o sobie znać. Troszkę zakręciło mi się w głowie, ale szyko skierowałem się przodek do pokrytej trawą oraz krzakami góry, a właściwie wulkanu i udało mi się utrzymać równowagę.

- Maruś, nadal nie wiem czy to jest dobry pomysł... - wykrzyczałem do chłopaka, który był dużo dalej ode mnie. Nie wiem sąd on miał tyle sprytu, wspinał się po tych chaszczach jak mała małpka, a ja stary dziad, zostałem w tyle.

- Oj, Łuki już prawie jesteśmy na górze, nie opłaca nam się teraz schodzić... - blondyn nawet nie zadał sobie trudu, żeby na mnie spojrzeć, tylko dalej wykonywał swoje zwinne małpkowate susy.

- Miałeś leżeć w łóżku i odpoczywać, przynajmniej dzisiaj... - przypomniałem - nie wiem jakim cudem udało Ci się mnie na to namówić...

- Mam swoje sposoby... - tym razem chłopak odwrócił się do mnie, tajemniczo uśmiechając się.

Nagle jego mina spoważniała, a w jego oczach zobaczyłem jakby zdumienie, może zachwyt.

- Łuki, ale tu jest ślicznie - chłopak cały czas wpatrywał się przed siebie.

- Z pewnością, Marek - powiedziałem, wdrapując się wreszcie wyżej i stojąc na tej samej wysokości co młody - tylko, pamiętasz, że ja mam lęk wysokości...

Przypomniałem, trochę zawstydzony swoją fobią.

Blondyn oderwał swoje, szafirowe oczka od widoku, który podziwiał i skierował je na mnie, zauważyłem w nich jakby przebłysk smutku.

- Marek, ja tego nie przemyslałem, jak ja teraz stąd zejde...? - zacząłem czuć napad paniki, który z każdą sekundą coraz bardziej się pogłębiał.

Poczułem jak moje serce zaczyna coraz mocniej bić, a mój oddech przyspieszył. Czułem jak przepełnia mnie strach. Jednak zanim zdążyłem zwariować, pozwalając mojej słabej stronie przejąć nade mną całkowitą kontrolę, ktoś wyciągnął do mnie dłoń. Dłoń, której tak bardzo teraz potrzebowałem... To była dłoń Marka. Chwyciłem ją niepewnie, a chłopak zacisnął ją mocno na mojej, przyciągając mnie do siebie. Popatrzyłem na niego zdezorientowany. Nasze ciała dzieliła odległość zaledwie kilku centymetrów.

- Nie bój się - powiedział, odwracając mnie przodem do pięknego widoku, który się stąd rozpościerał.

- Mare..k.. ja, ja nie chcę, boj..ę.. się... - teraz zacisnąłem mocno swoją dłoń na jego, jakby to była jedyna rzecz, od której teraz zależało moje życie. Chciałem się odwrócić spowrotem przodem do chłopaka, do ziemi, jednak w tym maluchu nagle znalazła się nadzwyczajna siła, bo zdołał mnie zatrzymać.




Marek

Czułem jego desperacko zaciskającą się dłoń na mojej, ale ja też nie zluźniałem swojego uścisku. Słyszałem jego przyspieszający, głośny oddech.

- Spokojnie, trzymam Cię. - powiedziałem najłagodniejszy tonem jakim tylko potrafiłem.

Chłopak pokiwał tylko twierdząco głowa i teraz już pewniej popatrzał przed siebie. Miałem wrażenie jakby skamieniał... nic się nie odzywał, nie ruszał się, a jego oddech stał się wręcz niedosłyszalny.

- Marek, ale tu jest... pięknie - powiedział po krótkiej chwili milczenia.

Spojrzałem na niego. Ciągle wpatrywał się przed siebie, chyba przyzwyczaił się do tego widoku i wysokość już nie sprawiała mu większego problemu. Jednak dostrzegłem coś w jego niebieskich oczach, dostrzegłem dwa kryształki w postaci łez, które nie były spowodowane strachem, były wynikiem pięknego przeżycia.

Łzy Internetu || KxK ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz