Rozdział 53 - Duchy

18 5 0
                                    

SPRINTER

Chłopak uśmiechnął się, gdy wytłumaczył mi kim jest i jak to się stało. Wspomniał też o drugim chłopaku, którego imię brzmiało Anthony. Nie wiem, czy wierzyłem w każde jego słowo. Nie wiem, czy ten Anthony istnieje, bo nie jestem w stanie go zobaczyć. Nie wiem, czy człowiek o nazwisku Gudmann jest odpowiedzialny za tę zarazę, która wchłaniała naszą planetę.

Niczego nie jestem pewny, tylko myśl, że osoba przede mną potrafi być dla kogoś niewidzialna i przenikać przez wszystko, sprawia, że zaczynam w to wierzyć.

— Czemu mi to mówisz? Czemu mi to tłumaczysz? Równie dobrze mogłeś mnie tam zostawić, gdy straciłem przytomność po uderzeniu — mówiłem, a on jakby zamyślił się przez chwilę. Sam się dopiero teraz zaczął nad tym zastanawiać.

— Jesteś wyjątkowy — stwierdził, a mnie bardzo zaskoczyła ta odpowiedź — Nikt mnie nie widzi, ani Tonego. Z tobą, jest jeszcze tylko dwójka osób, które widziało nas bez wspomagaczy — kontynuował. Nadal nie do końca wierzyłem w Anthonego, ale wydawał się bardzo poważny mówiąc to.

— Nikt inny? — zapytałem, a złotooki dodał, że czasami naprawdę małe dzieci dają oznaki jakby patrzyły na nich, jakby jakimś cudem one były w stanie to zrobić —Wspomagacze? Co masz na myśli? — Wytłumaczył, że środek wstrzykiwany do wskrzeszenia duszy, na żywym organizmie działa jak jakiś totem wizji.

To wszystko wydawało się coraz bardziej zagmatwane, ale czułem, że w takich okolicznościach jakie mają miejsce na planecie nikt nie gadałby takich bzdur, bo ma ochotę.

— Czemu użyłeś czasu przeszłego, gdy mówiłeś o tych dwóch osobach? — zapytałem, gdy w mojej głowie ponownie zabrzmiało wcześniej wypowiedziane przez niego zdanie.

— Jedna z nich jest już martwa. Tak naprawdę, to on jest martwy na stałe... — zawiesił się, ale chwilę później dokończył historię chłopaka imieniem Rayan, którego zamordował jeden z Ironów Gudmanna. Opowiedział też o informacji, która rozeszła się po mieście, że ten człowiek i jego lekarz również zostali zabici przez któregoś z tych blaszaków. Dlatego Rayan nie dostanie szansy na zmartwychwstanie, bo samo wstrzyknięcie środka nie wystarczy.

— To trochę jak bunt robotów — powiedziałem pod nosem, ale chyba usłyszał co mówię — Twierdzisz więc, że i tak nie ma dla nas nadziei? — chłopak pokiwał głową twierdząco — Zaraza nas zniszczy i będziemy tylko kukłami, które nie są niczego świadome... Kurwa... — Usiadłem na podłodze. Natłok informacji był dla mnie zbyt wielki.

Nie sądziłem, że dowiem się o swojej śmierci od jakiegoś ducha, który opowie mi też w jaki sposób zginie nasza planeta.

— Jak się czujesz? — zapytał i uklęknął obok mnie. Złapał mnie za ramię, jego ręka była teraz niezwykle realna.

— A jak myślisz duszku? — zaśmiałem się, ale wcale nie było mi do śmiechu. Po prostu poczucie humoru to ostatnie co mi pozostało. Nie mam nikogo, niczego. Mój ostatni przyjaciel pewnie już gdzieś poszedł po tym jak do niego nie wróciłem. Nie mam do kogo zadzwonić. Z kim się pożegnać, czy kogoś przeprosić. Nie mam nikogo komu mógłbym powiedzieć, że naprawdę mi zależy.
Jestem tylko ja i ten rozpadający się świat.

— Dasz radę — Poklepał mnie i uniósł, bym stanął na nogi — I nie jestem duszkiem — burknął jakby urażony, ale chwilę później się uśmiechał. Już dawno nie widziałem kogoś, kto uśmiecha się tak często i tak szczerze.

— To jak mam cię nazywać? Czym ty niby jesteś?

— Materią wibraniową — powiedział to z taką powagą, że aż zrobiło mi się głupio, gdy wybuchnąłem śmiechem.

✓Toksyna {bxb}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz