jeongchan

317 7 0
                                    

Chłopak przedzierał się przez ludzi, aby jak najszybciej dotrzeć do odpowiedniej sali. Czuł jak serce zaraz wyskoczy z jego klatki piersiowej, ale dalej podążał wzdłuż korytarza, na końcu którego , zobaczył matkę swojego przyjaciela.

- Gdzie on jest?! - spytał podniesionym głosem, łapiąc kobietę za ramiona. Ona spojrzała na niego, pełnymi łez oczami i odwróciła się w stronę drzwi sali, przy której stała. Nigdy nie chciała widzieć tego, co właśnie działo się na jej oczach za szklaną powłoką drzwi.

Jej syn umierał.

Zaraz po tym jak wyszli z domu, skierowali swoje kroki do pobliskiego sklepu. Niestety gdy przechodzili przez ulicę, nie zauważyli pędzącego w ich stronę samochodu. Chłopak zauważając zbliżający się pojazd, popchnął swoją rodzicielkę na bok, a sam został praktycznie rozjechany przez, co później się okazało, pijanego kierowcę.

Kobieta nie pamięta zbyt wiele z drogi do szpitala. Wszystko, co teraz ją obchodziło, było po drugiej stronie szkła.

Chłopiec przybliżył się w stronę drzwi i objął ramieniem matkę swojego przyjaciela widząc, że zrobiło jej się słabo. Pomógł jej usiąść, a sam z nerwów zaczął ciągnąć za końcówki swoich włosów. To nie mogło się tak skończyć.

On i Chan zawsze rozumieli się bez słów. Każdy był zdziwiony tym, że pomimo takiej różnicy wieku, przyjaźnią się. Ale, nikt jednak nie widział, że dla młodszego nie była to jedynie przyjaźń. On od samego początku czuł, że nie potrafi być dla swojego przyjaciela, jedynie przyjacielem. Jednak nie zrobił nic, aby to zmienić. Jak chyba każdy w takiej sytuacji, bał się, że przez jego uczucie, ich przyjaźń zniknie na zawsze. Dlatego wolał pozostawić sprawy w obecnym stanie.

Po kolejnych minutach, które dla czarnowłosego i matki operowanego chłopaka trwały wielki, z sali wyszedł lekarz.

- Co z nim doktorze?! - zapytał zdenerwowany chłopak, czując, że jest już na skraju płaczu, ale starał się powstrzymać ze względu na kobietę siedzącą obok, która przeżywała to znacznie gorzej od niego.

- Był w stanie krytycznym. Musieliśmy go reanimować - odparł postawny mężczyzna, chowając dłonie za sobą i utrzymując ponury wyraz twarzy - Jednak operacja przeszła pomyślnie - uśmiechnął się w końcu. Na te słowa młodszy przestał panować nad łzami i pozwolił im spłynąć po policzkach.

- Dziękuję... - odparł cichym i drżącym głosem - Naprawdę... Dziękuję - powiedział i całkowicie się rozkleił. Doktor potarł ramię chłopaka i odszedł w stronę innych pacjentów.

- Co z nim?! Co z moim synem, Jeongin?! - kobieta zerwała się z siedzenia i podbiegła do czarnowłosego chwytając się jego koszulki.

- Żyje - wyszeptał chłopiec, na co oboje z kobietą rozpłakali się jeszcze bardziej i przytulili się ze szczęścia, że ich promyczek nadal będzie świecił na ich niebie. Bo właśnie tym był Bang Chan. Promykiem słońca, bez którego nie wyobrażają sobie wstania o poranku.

Jeongin , niestety bezskutecznie, próbował namówić pielęgniarki, żeby pozwoliły mu wejśc do Banga choćby na dwie minuty. Każda odpowiadała mu tą samą śpiewką, " Że pan Bang śpi i nie należy mu przeszkadzać ".

Jednak kim byłby Yang Jeongin, gdyby nie zakradł się do sali przyjaciela, gdy żadna z tych zrzędliwych bab nie czatowała przy drzwiach? Czarnowłosy powoli uchylił szklane drzwi i wślizgnął się do środka, równie powoli zamykając za sobą powłokę oddzielającą go od korytarza.

Rozejrzał się i stwierdził, że pomieszczenie jakoś specjalnie nie różni się od pokoju hotelowego. Telewizor na ścianie, dość spore łóżko obok którego stały dwa krzesła, szafki nocne po obu stronach łoża i umywalka, przy której znajdowała się apteczka podręczna, a nad którą wisiało lustro. Jedyną różnicą były tylko urządzenia, które stały naokoło łóżka i pikały co chwilę.

Chłopak spojrzał jeszcze raz i tym razem skupił swoje spojrzenie na osobie w centrum tego wszystkiego. Podszedł do łóżka, na którym leżało jego największe szczęście, jego nadzieja na lepsze jutro. Pogłaskał rękę przyjaciela, po czym chwycił ją w swoje obie ręce i przybliżając je do swojej twarzy, ucałował i przystawił do swojego czoła.

Cieszył się, że z Chanem wszystko w porządku i jak tylko się wybudzi, będzie mógł go stąd zabrać. Wtedy znowu będą spędzać godziny na graniu w gry, spacerach po parku wraz z psem starszego i wspólnym czytaniu komiksów z kolekcji Yanga. Młodszy uśmiechnął się na te wszystkie wspomnienia, a po jego policzku spłynęła jedna, samotna łza.

- Nie płacz Jeongiś, bo nie mam przy sobie chusteczek - odezwał się w pewnym momencie cichy i zachrypnięty głos. Czarnowłosy poniósł głowę i zobaczył uśmiechniętą w jego stronę twarz człowieka, którego wtedy wiedział już na 100%, że kochał bezgranicznie. Bo kto inny jak nie Bang Chan, leżąc w szpitalu po potrąceniu przez jakiegoś porąbańca, każe przestać ci płakać bo nie ma jak pożyczyć ci chusteczki?

- Chan hyung... - odpowiedział drżącym głosem młodszy. Widząc uśmiech swojego przyjaciela już dłużej nie mógł się powstrzymać, wstał i nachylając się nad starszym, po prostu go pocałował.

Najwidoczniej Bang spodziewał się tego, bo jedynie szerzej się uśmiechnął i oddawał pocałunki młodszego. Czuł, że wszystko go boli, ale zapomniał o tym z chwilą gdy usta jego i Yanga się zetknęły.

- Wiem Innie, ja ciebie też - powiedział starszy, gdy oderwali się od siebie. Jeongin tylko zarumienił się i schował twarz w ramieniu przyjaciela. - Coś czuję, że teraz wszystko będzie dobrze - znowu odezwał się starszy czochrając po głowie chłopca, który dawał mu szczęście, nawet o tym nie wiedząc.

~

Hejo okruszki !

No to tak, tutaj mamy jeongchana, jakby ktoś nie zauważył...

Lubi ktoś ten ship?

Bo ja bardzo XD

Bye~

« One Shoty »Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz