Rozdział 6

10.9K 638 34
                                    

To był dzień numer trzy mojego surrealistycznego, niewiarygodnego kontraktu z podłym, brudno grającym, stale szydzącym człowiekiem. Po moim błędzie, czyli ignorowaniu jego telefonów w supermarkecie, miał mnie ukarać, kiedy wrócę z powrotem z jego zakupami...

- Łazienka? - powtórzyłam, podejrzliwie spoglądając na drzwi. - Co jest w łazience?

Uśmiechnął się, lekko przekrzywiając głowę. - WC.

Ogarnęłam o co chodzi. Cofnęłam się otwierając szeroko oczy w przerażeniu, kiwałam głową gorączkowo. - Nie, nie, nie, NIE. Nie czyszczę twojej toalety, Zayn.

- Cóż.. - warknął, wciąż uśmiechając się do mnie. Przyniósł długą, białą szczotkę - płuczkę toaletową i praktycznie wetknął mi ją w dłonie. - Nie masz wyboru.

Przez następne 5 minut gapiłam się w miejsce, w którym stał jeszcze chwilę temu. Poszłam do niego z powrotem, warknęłam, że jedynym powodem, dla którego zignorowałam jego telefon było to, że miałam zajęte ręce przez jego zakupy. On w odwecie odparł, że mogłam położyć zakupy na ziemi lub chociaż oddzwonić.

W końcu dałam za wygraną. Klęczałam na gładkiej powierzchni jego podłogi, kipiąc ze złości i zagryzając zęby w czystej furii. Wdychałam zapach mydła i sztuczny odór owoców cytrusowych ze środków czystości.

Między nami tworzyło się coś w rodzaju napięcia.

***

To był kolejny dzień. I za to byłam wdzięczna. Obudziłam się, biorąc głęboki, terapeutyczny oddech, starając się zachować spokój i skupienie. Sprawiłam sobie cynamonowego obwarzanka z cukierni za rogiem, a nawet pozwoliłam sobie na waniliowy, kremowy koktajl. Potrzebuję cukru i kofeiny dla ożywienia, kiedy będę pomagać szatańskiemu stworowi mieszkającemu w luksusie, kilka przecznic dalej.

Był demoniczny.

Przyszłam na czas, zaskakująco, ale nie było niespodzianką to, że kiedy weszłam do jego mieszkania, Zayn nie robił absolutnie nic. Westchnęłam przewracając oczami, położyłam moją torbę z książkami na stopniu do pokoju. Nie miałam czasu na jego małe gierki - miałam tylko dwie i pół godziny przed moimi zajęciami z ochrony środowiska w laboratorium, nie mogłam się na to spóźnić.

- Zayn? - zawołałam gwałtownie czekając niecierpliwie na jego sarkastyczne retorty, odbijające się echem przez duży pokój. Cisza nadal dzwoniła w moich uszach. Lekko zmarszczyłam brwi. - Jestem tutaj!

Cisza..

- Co do diabła?! - wyszeptałam do siebie, kopiąc moje buty i idąc dalej w głąb mieszkania. Wszystko wydawało się być w przyzwoitym porządku, nie zważając na lekki bałagan powszechnie tu panujący.

Wyciągnęłam głowę, spoglądając czy nie ma go w łazience, spodziewając się zaświeconego światła, zamkniętych drzwi i odgłosu puszczonej wody prysznica, ale drzwi były otwarte a światło zgaszone.

Gdzie do cholery on był?

Podskoczyłam lekko, kiedy usłyszałam stłumiony hałas kroków dochodzący zza drzwi jego sypialni. Po chwili odgłosy nasiliły się, aż w końcu usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.

Drzwi otworzyły się, zawiasy zaskrzypiały pod wpływem ruchu, byłam gotowa rzucić jakiś sarkastyczny, zgryźliwy atak na jego tyłek, ale..

To nie był Zayn.

Ta osoba nie była nawet podobna do Zayna. Nie. Bo jak ostatni raz sprawdzałam, to Zayn nie był niski, szczupły, nie miał niezwykle bladej skóry i długich kasztanowych włosów!

25 days with Mr. Arrogant Tłum. COMPLETED | Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz