Rozdział 6

17 2 2
                                    

Odgarnęłam ręką włosy z twarzy, które wiatr mi wszędzie rozwiewał. Zamachnęłam się i zaczęłam po kolei odrąbywać każdą z kończyn, dopóki nie został sam korpus. Z każdym uderzeniem plecy bolały mnie coraz bardziej. Na śniegu zaczynał dominować szkarłat. Nie szło to jednak tak szybko jak się spodziewałam. Już po drugich zwłokach poczułam zmęczenie fizyczne i psychiczne, jednak się nie chciałam poddać. W głowie rodziło mi się mnóstwo myśli. Wpadłam w niekontrolowany szał. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Zabiłam ludzi. Znowu. Przysięgałam sobie, że już nigdy na nikogo nie podniosę ręki. Ta sytuacja wymagała mojej interwencji. Nie skończyło by się to dobrze, tak czy tak. Próbowałam się usprawiedliwiać, mózg chciał wypierać wszystkie informacje. Co Finstock miał wspólnego z tymi ludźmi. Zlikwidował dla nich parę "bezdomnych Omeg"? Nasza umowa? Spojrzałam w niebo lekko dysząc.

 Wreszcie śnieg przestał sypać. Księżyc wyłonił się zza chmur i spoglądał na moją zakrwawioną twarz. Przetarłam czoło ręką jeszcze bardziej rozmazując krew. Wszystkie korpusy razem z kończynami ułożyłam w stosik koło domu. Oparłam siekierę o ścianę i weszłam po cichu do domu. Prześlizgnęłam się przez hol i błądziłam wzrokiem po kuchni. Zapalniczka, zapałki... Cokolwiek czym można rozpalić ogień. Wreszcie w szufladzie znalazłam zapalniczkę. W szafce spostrzegłam kilka butelek z alkoholem. Wzięłam je pod pachę i wyszłam najciszej jak umiałam. Podeszłam do stosu i polałam wszystko alkoholem. Zapach był tragiczny, jedzenie cofnęło mi się z żołądka. Kucnęłam i przybliżyłam zapalniczkę do skrawka ubrania korpusu. Ogień powoli zaczął się rozprzestrzeniać i dawać światło na okoliczne drzewa. Usiadłam na krześle na werandzie i pusto patrzyłam się w figlarne ogniki, które skakały i migotały na wszystkie strony. Dało się wyraźnie w powietrzu czuć nieprzyjemny zapach. Minęła godzina, może parę godzin? Nie zdawałam sobie sprawy jak długo wpatrywałam się w popiół i pojedyncze kości leżące na śniegu. Ocknęłam się po chwili z transu. Wstałam powoli z krzesła i podeszłam bliżej. Słońce zaczynało powoli wschodzić. Weszłam do domu i upewniłam się, że Finstock nadal śpi. Schodząc do piwnicy zapaliłam lampkę i szukałam wzrokiem... No właśnie, czego? Nie wiedziałam co zrobić z kośćmi. Zakopać? Wzięłam łopatę, która była oparta obok półki z narzędziami. Wyszłam na dwór i zaczęłam wbijać łopatę w zamarzniętą glebę. Było to cholernie trudne. Oparłam jedną stopę na łopacie i próbowałam wbijać w ziemię najmocniej jak potrafiłam. Pot strumieniami lał mi się po ciele. Podeszłam do ściany domu i lekko się o nią oparłam patrząc na dół, który wykopałam własnymi siłami. Łopatą zagarnęłam kości z ziemi wprost do dołka, po czym zaczęłam zasypywać go ziemią. Ugniotłam dobrze glebę butami i zaczęłam kierować się do domu. Wzięłam siekierę i łopatę ze sobą, po czym zaniosłam je do piwnicy. Zdjęłam kurtkę,buty i udałam się do łazienki wziąć szybki prysznic. Gdy weszłam do kabiny rana na plecach piekła mnie jak cholera. Starałam się lać strumień tak by nie stykał się z raną. Czerwona woda spływała do kanału. Wyszłam, wytarłam się i ubrałam w świeże rzeczy. Brudne rzuciłam do walizki pod łóżkiem, po czym zeszłam cicho na dół. Na sofie nikogo nie było. Gorączkowo rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Gdzie on do cholery jest?

- Graper - ktoś złapał mnie za ramię od tyłu.

- Tak się cieszę, że nic Ci nie jest - wtuliłam się szybko do jego torsu - Przepraszam, za wczoraj.

- Prosiłem Cię żebyś została na górze - powiedział z powagą odwzajemniając uścisk.

- Nie mogłam Cię zostawić - bąknęłam nadal w niego wtulona.

Westchnął bezsilnie.

- Przypłacisz kiedyś życiem za te swoje durne pomysły - warknął.

Staliśmy tak chwile wtuleni w siebie.

Czarna Krew - TOM IIIWhere stories live. Discover now