Rozdział 10

10 3 2
                                    

- Rozkazu? - powtórzyłam nieświadomie.

Jego tęczówki z okna powędrowały na mnie.

- Nie myślałem, że twój zasób słów jest tak ubogi - prychnął, a ja poczułam mocną woń alkoholu. Chyba wcześniej nieco więcej popił.

- Niech zgadnę - oparłam się o parapet - Musiał pan kogoś zabić.

- Nie kogoś, Graper - zacisnął zęby - Tylko mojego Bete.

- Dlaczego? - spytałam bardziej siebie niż jego.

- To był ostatni warunek, by dołączyć do stada - oparł się o swoje biurko. 

- Chyba pan tego nie zrobił - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

- Oczywiście, że nie głupia dziewczyno - ryknął nagle odwróciwszy się do mnie.

- Dlaczego w ogóle szukał pan stada? - zniżyłam lekko głos widząc jego obłąkańczy wzrok na mojej sylwetce.

- Otóż Graper, nie szukałem stada - poprawił włosy i koszulę - Szukałem sprzymierzeńców.

- Mhm - zmrużyłam oczy próbując sobie wszystko poukładać - Czyli miał pan jeszcze więcej wrogów, rozumiem.

- Spostrzegawczość to chyba nie twoja mocna strona - sarknął łapiąc się palcami za nasadę nosa.

- Co się stało z tym Betą? - ciągnęłam wiedząc, że zmierzam na grząski grunt.

Zamknął na chwilę oczy i pokój przepełniła nieciekawa cisza, która z sekundy na sekundę stawała się coraz głośniejsza.

- Zabili go - uciął otwierając oczy, które spoczęły na mnie. Spotkały się z moim pełnym żalu i współczucia - Uciekłem, ale mnie wytropili. Związali i zostawili w opuszczonym domu w lesie następnie go podpalając.

Moja dłoń mimowolnie powędrowała na usta. Wstrzymałam na chwile oddech. To dlatego w szpitalu był poważnie poparzony.

- Alfą tego olbrzymiego stada jest rudowłosa kobieta - zaciął się na chwilę - Potem doszły mnie słuchy, że darzyła mnie skrywanym uczuciem. Nieświadomie ją odrzuciłem i mniemam, że właśnie z tego powodu kazała mi zabić mojego Bete.

Zanim otworzyłam usta dodał:

- To była moja siostrzenica - jego wzrok zamarł na chwilę.

Popatrzyłam się na niego smutnie.

- Czekaj, powiedziałeś, że twoja cała rodzina nie żyje, a co z twoim bratem?

- On jest przyrodnim bratem, Graper - syknął.

Mówił prawdę. Jego serce nie przyśpieszyło ani razu odkąd weszłam do jego domu. Czujnie słuchałam kolejnych bić. 

Podeszłam do niego i wzięłam mu delikatnie szklankę z rąk, która zmierzała by dać upust jego smutkom.

- Popełniłem wiele błędów w swoim życiu, które będą ciągnąć się za mną, aż do śmierci - nie walczył z moją dłonią, która wyjęła mu z ręki jego błogosławieństwo. Chyba był bardzo przybity, inaczej by na mnie nakrzyczał i prędzej wyrzucił z domu zanim bym zdążyła coś powiedzieć. Położyłam szklankę na blacie biurka stanęłam koło niego.

- Słuchaj, nie ważne ile błędów popełniłeś i ile jeszcze popełnisz - dotknęłam lekko jego zimnej dłoni, którą opierał się o blat biurka - Ja zawsze będę przy Tobie.

Zaśmiał się lekko na moje słowa. Nie wziął ręki spod mojej. Obruszona rzuciłam mu pytające spojrzenie.

- Mogłabyś pisać wiersze - chyba rozbawiła go moja szczera wypowiedź, ale po chwili stało się coś nieoczekiwanego.

Czarna Krew - TOM IIIWhere stories live. Discover now