Rozdział 18

14 2 2
                                    

Reszta tego dnia minęła dosyć zwyczajnie. Po incydencie z panią Dolores postanowiłyśmy pójść się trochę rozerwać do chłopaków spod dziewiątki. Faktycznie, gdy przestąpiłyśmy próg domu ledwo co dało się oddychać. Nie dość, że było tu więcej ludzi niż ten biedny domek mógł zmieścić to jeszcze w powietrzu było czuć ostrą woń alkoholu. Widziałam Ithan'a, który siedział na sofie z chłopakami i o czymś rozmawiali. Zostawiłam Lydię i wyszłam na zewnątrz ratując swoje płuca. Usiadłam na drewnianym schodku i wyjęłam telefon z kieszeni. Weszłam w galerię tak jak pokazał mi Finstock, a następnie w zdjęcie. Poradziłam sobie za pierwszym razem! Faktycznie mogłam to nosić cały czas przy sobie. Jutro z tego co widziałam na ekranie zaczynaliśmy rozgrzewką o szóstej rano. Ciekawe jak będzie ona wyglądać. Usłyszałam huk tłuczonego szkła. Poderwałam się na równe nogi i podeszłam do okna. Przystawiłam rękę do szyby i szukałam wzrokiem kogoś rannego. Każdy wydawał się być cały, odetchnęłam z ulgą. 

Postanowiłam się trochę przejść wokół ośrodka. Minęłam dom opiekunów i automatycznie spojrzałam na drzwi balkonowe, które były zamknięte. Uśmiechnęłam się pod nosem z myślą o biednym nękanym Finstock'u. Zauważyłam wydeptaną ścieżkę, która prowadziła do lasu. Obejrzałam się za siebie, było dziwnie pusto. Wzruszyłam ramionami i podążyłam śladami. Las w zimie wyglądał smutno, cały czas mijałam nagie drzewa. Gdyby spojrzeć w prawo lub lewo nie dostrzegło by się nic poza lasem. Po prostu szłam coraz bardziej w głąb nie wiedząc czy jednak gdzieś dojdę. Moje przeczucie jednak mnie nie zawiodło. W oddali po lewej stronie nie było już w ogóle lasu. Spojrzałam na wielkie boisko otoczone trybunami. Spostrzegłam dwoje ludzi odgarniających śnieg łopatami. Ale będzie się tutaj super grało! Nawet mają reflektory.

- Pomocy! - usłyszałam słaby dziewczęcy głos. Odwróciłam głowę i lecz nikogo nie spostrzegłam. Echo rozchodziło się po drzewach.

- Pomocy!

Zaczęłam biec dalej wydreptaną ścieżką w głąb lasu. Minęłam boisko, trybuny i teraz otaczała mnie tylko pusta, głucha dzicz. Po wyczerpującym biegu zatrzymałam się na chwilę. Wołanie ucichło. Odwróciłam się i wśród bieli nie zauważyłam nikogo. Nagle gdzieś usłyszałam odgłos łamanej gałęzi. Zaczynało robić się naprawdę dziwnie. 

- Gdzie jesteś? - zakrzyczałam po chwili rozglądając się we wszystkie strony. 

Może to było dosyć głupim pomysłem, ale postanowiłam zejść ze ścieżki i skierować się prosto do lasu. Czułam czyjąś obecność. Tak dobrze ją czułam. Im bardziej wchodziłam w głąb, tym mocniej i wyraźniej działały wszystkie moje zmysły. Zatrzymałam się i rozglądnęłam dookoła. Powoli każde drzewo zaczynało przypominać mi tamte, które mijałam. Cholera, pora już wracać. Odwróciłam się i zaczęłam iść po swoich śladach, gdy nagle...

- Tutaj jestem! - dziewczęcy głos zdawał się brzmieć wyraźniej niż wcześniej. 

Zatrzymałam się. Odwrócona tyłem do tajemniczego głosu nasłuchiwałam. Wytężyłam słuch i w ułamku sekundy poderwałam się do biegu przed siebie. Nie byłam w tym lesie sama, a na pewno nie razem z tą małą dziewczynką. Głośne echo jakiegoś huku rozniosło się po ciszy. Upadłam na śnieg i dotknęłam ramienia z, którego na śnieg sączyła się świeża krew. Cholera jasna! Ból przeszył całe moje ciało, ale to nie był dobry czas na kapitulacje. Chwyciłam ręką za drzewo i powoli się podniosłam. Kolejny huk broni palnej. Zgięłam się w pół i upadłam na jedno kolano. Tym razem oberwała moja łydka. Nie było sensu dalej uciekać, nie z tymi ranami. Wyszczerzyłam rząd kieł, a z obu rąk wyrosły mi żółte, ostre pazury. Odwróciłam się i nie spostrzegłam nikogo. Całkiem jakby sam las był jedynym oprawcą. Szybko odwróciłam głowę w kierunku odgłosu skrzypiącego śniegu. Po lewej spostrzegłam kątem oka ruch. Zza krzaków wyjawiła się czarna, wysoka postać. Starałam się ponownie podnieść. Postać zdjęła z pleców broń i strzeliła kolejny pocisk. Stałam opierając się o drzewo z trzecią kulą w ciele. Stałam i szykowałam się do ataku. Postać cały czas zmierzała w moją stronę. Zauważyłam, że wyrzuciła papierosa w śnieg, a jej czarny płaszcz powiewał wśród leśnej bieli. Gdy był wystarczająco blisko mogłam mu się przyjrzeć. Tak, to zdecydowanie był rosły mężczyzna. 

Czarna Krew - TOM IIIWhere stories live. Discover now