Rozdział 2

27 4 6
                                    

- O cholera! - wstałam jak poparzona - Pełnia.

Bałam się. Bałam się każdej pełni, bo chociaż przeszłam już przez tak wiele, ciągle nie radziłam sobie z tą przemianą. Byłam własnym Alfą i Kanimą w jednym ciele. To jest straszne być jeszcze jakimś durnym jaszczurem. Jestem hybrydą. Nie znam jeszcze całkowicie swoich możliwości i to mnie najbardziej przeraża. Pobiegłam szybko do łazienki po medalion, który dał mi Finstock. Założyłam go na szyję i mocno ścisnęłam. Próbowałam zasnąć, lecz nie mogłam. Zbyt szybko stałam się Alfą, jak nawet podczas bycia Omegą nie potrafiłam się kontrolować. Podczas leżenia w łóżku rozmyślałam o tym co powiedział Eredin tuż przed swoją śmiercią. Kim był Kirkor? Od lat służenia mu nie znałam nikogo takiego. Ten durny Rowan też nic nie wiedział, rano jego ciało zniknęło. Nikt nie potrafił go znaleźć. Tyle niewyjaśnionych sytuacji. Męczyły mnie różne myśli i tak nastała piąta nad ranem. Za dwie godziny trzeba wstać, westchnęłam. W duchu byłam jednak dumna, iż nie przemieniłam się podczas pełni i nikogo nie zabiłam. Może faktycznie medalion pomagał? Zamknęłam na chwile oczy, gdyż zaczynały mnie już piec od patrzenia się pusto w sufit. 

Usłyszałam głośne dzwonienie budzika. Popatrzyłam zaspana na telefon 7:00. Głowa wróciła do logicznego myślenia i jak poparzona wstałam, zrobiłam poranną toaletę, ubrałam się i z torbą na kółkach zeszłam w dół po schodach. Nastawiłam wodę na kawę, zalałam mlekiem miskę i wsypałam dużą górę płatków czekoladowych. Jadłam oglądając poranne wiadomości na sofie. Wypiłam kawę, jednak nadal czułam senność, wypiłam drugą i stwierdziłam, że już mam dość. Równo 7:59 wyszłam na zewnątrz, a tam za ogrodzeniem już czekał na mnie czarny samochód Nat'a. Przytargałam walizki i reklamówki z jedzeniem na tylne siedzenie, a potem przyszłam do przodu.

- Cześć - lekko pocałowałam go w policzek.

- A co to miało być, Graper?! - powiedział głośnym tonem.

Zanim zdążyłam znowu się wkurzyć, wziął mnie za talię i przyciągnął do siebie. Oddał głęboki pocałunek.

- Tak wygląda pocałunek na przywitanie - uśmiechnął się podle, włożył kluczyki w stacyjkę i ruszyliśmy.

Ja jeszcze ciągle osłupiała zaistniałą sytuacją dochodziłam powoli do siebie.

- Gdzie my w ogóle jedziemy? - zapytałam zdziwiona zapinając pas.

- Chciałaś gdzieś pojechać na parę dni, to jedziemy - burknął podejrzliwie obserwując samochód, który chciał wyjechać z drogi podporządkowanej na główną.

- Aha, a mogę chociaż wiedzieć gdzie? - zapytałam po chwili patrząc na śnieg za oknem.

- Gdy prowadzę samochód, nie gadaj do mnie, bo się zdekoncentruję i spowoduję wypadek - powiedział poważnym tonem.

- Tak na Ciebie działam? - przysunęłam się bliżej niego.

- Tak na mnie działa zbędne otwieranie twojej japy, Graper - sarknął.

Postanowiłam się do niego nie odzywać przez całą drogę. Minęło może z 30 minut.

- Jak Ci dziś minęła noc? - zapytał nagle.

- O! I to ja niby Cię dekoncentruje? - oburzyłam się i założyłam ręce.

- Nie maziaj mi po tej szybie palcami bo potem zostają smugi! - ryknął gdy zobaczył, że go ignoruję - Za chwile Cię wysadzę w tej polnej drodze i wreszcie przeżyjesz swoją wilczą pierwszą przygodę przetrwania.

- Niech mi pan nie grozi, bo mamy ze sobą spędzić kilka dni - przeszyłam go chłodnym wzrokiem - Nie wie pan co może się stać, kiedy będzie pan smacznie spał.

Czarna Krew - TOM IIIWhere stories live. Discover now