Rozdział Ósmy

35 3 0
                                    

-Co robisz? - siadam na fotelu, na przeciw Kaydena i zakładam nogi na oparcie.

-Wypełniam papiery-odpowiada i unosi brew spoza okularów- A co?

-A nic, może Ci pomóc? - siadam normalnie i opieram się łokciami o blat biurka.

-Niektóre papiery potrzebują podpisu Alfy i Luny, jeśli chcesz zajrzyj tam- co się stało, że nie masz żadnego zajęcia? - pyta podejrzliwie.

-A czy parę dni temu nie mówiliśmy o braku czasu, dla naszej dwójki? - nie podnoszę wzroku i przeglądam papiery. Przejęcie ziem?

-To prawda.

-A tak naprawdę to twoja mama chciała, żebym razem z nią wekowała ogórki. A ja nienawidzę robić ogórków. Więc robi to z moją, a żeby uwinąć się od tego musiałam powiedzieć, że potrzebujesz mnie. Także proszę kochanie, nie wydaj mnie- przerażona patrzę mu w oczy.

-Dobrze - śmieje się i wymachuje zamaszyście długopisem, zapewne stawiając podpis.

-O jakie ziemię chodzi? - zadaje pytanie zaciekawiona.

- Mój wuj zmarł, bez potomka. Miał mniejszą watahę od nas i przepisał wszystko na mnie.

-Oh- wzdycham zaskoczona- to bardzo powiększy watahę- kiwa głową na zgodę-ale już jesteśmy bardzo duzi.

-To prawda. Gdy teraz ją przejmę, będziemy jedną z największych.

-Przecież to oznacza... - przerywam.

-Tak, będziemy przewyższać wszystkie i będziemy decydować w wielu kwestiach. Również możemy wybrać nowych członków rady- opieram się o krzesło i wypuszczam powietrze z płuc. O mój Boże- tak, też to mną wstrząsnęło. Dostaliśmy zaproszenie na bal.

- Kiedy?

- Odbędzie się w ten weekend- wstaje z krzesła, przecież dziś jest środa.

-Co?! I ty dopiero mi to mówisz? - krzyczę- przecież muszę kupić sukienkę i buty!

-Zabierz kogoś i jedź na zakupy Bree- śmieje się i zakłada okulary na nos.

-Okej, wezmę dziewczyny. A kto z nami jedzie?

-Nasi rodzice na pewno i mój główny beta Jackson ze swoją partnerką. I kilku wojowników dla ochrony-kiwam głową na zgodę.

- Okej- odwracam się i chcę wyjść, ale zatrzymuje mnie jego głos.

- Poczekaj, dam ci kartę - sięga do biurka po portfel.

- Nie potrzebuję jej, mam pieniądze - oponuje od razu i chcę wyjść.

- Jesteś moją partnerką. Co moje to i twoje, więc proszę weź tą kartę i zapłać. Możesz przy okazji kupić mi parę rzeczy.

-O nie wilczku - śmieje się złowieszczo- na takie zakupy to my pojedziemy razem - biorę kartę i wychodzę z pomieszczenia. Z uśmiechem na ustach wchodzę do kuchni.

-Okej, ruszajcie tyłki - mówię do kobiet- jedziemy na zakupy - zadowolona opieram dłonie o biodra i z zadowolonym uśmiechem patrzę, na zaskoczone kobiety.


-Najpierw znajdziemy coś dla was - wchodzimy do jednego ze sklepów i szukamy sukienek.

-Ciężko będzie znaleźć coś z moim brzuszkiem - wzdycha kobieta i rozgląda się po sukienkach.

- Na pewno musi być coś, co będzie go pokazywał. Jest piękny - mówi Liliana, a ja przytakuję.

-To prawda, kwitniesz mamo w tej ciąży.

Smak przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz