Rozdział Czwarty

53 5 0
                                    

Kayden stwierdził, że tym razem to on zrobi nam śniadanie, także siedzę przy wyspie kuchennej i patrzę na jego poczynania.
Kuchnia jest duża, z otworem na salon, jasna z białymi lakierowanymi meblami i ogromną, dwudźwiową lodówką, która jest przepełniona jedzeniem. Sam salon jest piękny. Ma srebrne ściany, ogromny telewizor i dwie ciemne kanapy, oraz cztery podwójne fotele. Można sobie tylko wyobrazić, jaki ten salon jest wielki. Ja do tego wystroju dorzuciłabym duże zielone kwiaty, co oczywiście chcę zrobić.

-Kayden... - przeciągam.

-Tak?- Odwraca się w moją stronę.

-Czy mogłabym... - znowu się zacinam.

-Tak- odpowiada mi, a ja marszczę brwi. No tak teraz ma łatwy dostęp do moich myśli.

-Wyłaź z mojej głowy - mówię mu, a on się śmieje.

-Możesz zrobić wszystko co chcesz - stawia przede mną naleśniki z owocami i czuję jak mi ślinka cieknie. Pychota.

-Naprawdę?! - pytam podekscytowana i wstaje wskakując na niego, oraz oplatając w pasie nogami. Przyciąga mnie do siebie i kiwa głową potwierdzając. Piszczę i mocno całuję go w usta a sam pogłębia pocałunek. Po minucie odrywamy się od siebie, a blondyn sadza mnie sobie na kolanach.

-Dzień dobry alfo - mówi jedna z wilczyc, wchodząca do kuchni. Kayden kiwa jej głową i zaczyna mnie karmić. Śmieje się z niego.

-Ale ty wiesz, że mogę jeść sama prawda? - pytam się rozbawiona.

-Chcę cię nakarmić - odpowiada i daje mi kolejnego kęsa, pysznych naleśników-Jesli chcesz, możesz jechać po te kwiaty dzisiaj, ale z kimś.
Patrzę na niego zaskoczona.

-Mogę wziąć Sophie? - czuję się jak podjarana dwunastolatka.

-Tak, ale pojedzie z wami, jeszcze dwóch moich ludzi - mówi i widać, że bawi go moje zachowanie. Całuję go mocno w policzek i zadowolona wstaje-A gdzie ty idziesz?

-No jak to gdzie? Powiedzieć Sophie i się przebrać! - i już mnie nie ma.

***

Oczywiście wielki Alfa stwierdził, że bluzka jest zbyt obcisła i tak nie pojadę a, że szybciej upodobałam sobie jedną z jego czarnych bluz,to ją ubrałam. Widziałam zadowolenie na jego twarzy.

-A może to? - pokazuje na jedną z wielu lamp. Nie powiem, strasznie mi się spodobała, bo nie dość że wygląda na prostą, to jednak ma coś w sobie z elegancji. A ja uwielbiam prostotę, ale również nutkę elegancji. Zadowolona mówię sprzedawczyni, że chce takie dwie i kierujemy się w końcu, w stronę kasy.
Kupiłyśmy sześć dużych zielonych kwiatów. W ogrodzie zauważyłam mnóstwo  róż, tulipanów i innych kolorowych kwiatów, z czego bardzo byłam zadowolona, bo uwielbiam kwiaty w wazonie. Dzięki czemu, będę mogła ożywić ten dom i dać mu tego przyjemnego i rodzinnego klimatu.
Sophia oprowadziła mnie po terenie i wiedziałam co muszę dokupić. Jeden z naszych ochroniarzy, na moją prośbę zadzwonił po większy samochód, aby zapakować to wszystko. Co więcej, nie zauważyłam żadnego placu zabaw, a że mamy w watasze stolarza, dzisiaj poprosze go, aby takowy zrobił. Cieszyłam się, że tyle dzieci biega po terenie, czy to wilczej postaci, czy nie. Od zawsze je kochałam  i Lubiłam patrzeć jak się bawią. Kupiłyśmy również potrzebny sprzęt do kuchni, bo oczywiście stołówki nie pominełyśmy.

Wsiadamy do samochodu zadowolone z dzisiejszych zakupów.

-Jesteś szalona - zaczyna dziewczyna a ja się śmieje-już widzę, jak wataha kwitnie.

-Powiesz mi, jeśli będzie czegoś jeszcze brakowało? - pytam się jej - nie ogarnę jak na razie tak dużego terenu i nie dam rady wszystkich popytać. Byłabym wdzięczna gdybyś w jakiś sposób powiedziała im, że jeśli mają jaki kolwiek problem, to niech się do mnie zgłoszą.

Smak przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz