#6

148 15 35
                                    

Aroya

         Nie spodziewałam się, że tak przyjemnie spędzę dzień. Co prawda, byłam zawiedziona, że nie znalazłam żadnej pracy, ale nie zamierzałam się poddawać. Miałam nadzieję, iż uda mi się cokolwiek wyszukać. Jednak wiedziałam, że w mojej sytuacji było to bardzo trudne, bo sama nie potrafiłam do końca się z tym zmierzyć. Życie po wyjściu z więzienia zmienia się o całe sto osiemdziesiąt stopni. Chyba dalej nie wiedziałam, jak miałam zaakceptować otaczającą mnie rzeczywistość. Czułam, że wszystko było przeciwko mnie. Jednak najbardziej byłam zadowolona z tego, że miałam taką przyjaciółkę jak Beth. Nie podobało mi się to, w jakie tarapaty się wplątała, ale nie zamierzałam jej zostawić. Ona również była przy mnie, musiałyśmy zmierzyć się z tym razem, jak zawsze.

          Siedziałam na łóżku i rozmyślałam o spotkaniu z Naio. Mężczyzna, który mógłby być szczytem marzeń każdej kobiety. Wysoki na co najmniej metr dziewięćdziesiąt, jego sylwetka była dobrze umięśniona oraz wysportowana, czułam, że w kwestii sportu moglibyśmy się dogadać. Jego ciemna karnacja idealnie współgrała z czarnymi włosami oraz szarymi oczami. Rysy twarzy miał dosyć łagodne, chociaż w niektórych miejscach dobrze zarysowane. Sprawiał wrażenie mężczyzny, który wie, czego chce i do jakiego celu dąży w życiu. Jednak zauważyłam, że czasami uciekał wzrokiem, nad czymś się zastanawiał, niekiedy wydawało mi się, że chciałby mi coś powiedzieć, ale to nie był jeszcze odpowiedni czas. Naio to zupełne przeciwieństwo Angusa. Nie tylko w kwestii wyglądu, ale także charakteru. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.

         — Proszę — powiedziałam, a do pokoju weszła Beth. Spojrzałam na nią. Nad czymś się zastanawiała, ale raczej nie wiedziała, jak miała zadać mi pytanie, bo robiła tę swoją minę, która sygnalizowała, że przychodziła do mnie z jakąś sprawą. — Beth?

         — Chciałabym ci coś zaproponować...

         — Jeżeli znowu chodzi o Grega, to ja podziękuję za jego towarzystwo, oczywiście nie zostawię cię z nim samej, ale wiesz, o co chodzi — rzekłam, nie chciałam jej urazić, ale po prostu nie trawiłam tego człowieka i nie podobało mi się, że blondynka się z nim zadawała.

        — Nie chodzi o niego, ale chyba masz rację, powinnam zakończyć ten toksyczny układ, jednak to nie jest takie proste. Tak się zastanawiałam, czy nie chciałabyś na razie pracować w mojej kwiaciarni? Wiem, że nie zapłacę ci tyle, ile zarabiałaś w swoim biurze rachunkowym, ale to zawsze coś na początek — powiedziała, patrząc na mnie z wielkim wyczekiwaniem w oczach.

        — Naprawdę? Chciałabyś ze mną pracować, nie mam w tym doświadczenia...

         — Naprawdę chcę z tobą pracować, spokojnie wszystkiego cię nauczę — rzekła, po czym szeroko się do mnie uśmiechnęła. Wstałam i mocno ją przytuliłam, ratowała mi tym tyłek, zresztą nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Byłam jej ogromnie wdzięczna.

        — Ogarnij się, bo niedługo musimy wychodzić, a ja przygotuję nam jedzenie na śniadanie i do pracy. Tylko załóż coś ciemniejszego, bo czasami trzeba przesadzić kwiaty, a ziemia lubi pochlapać — powiedziała i puściła mi oczko, po czym opuściła mój pokój. Zaśmiałam się i poszłam się ogarniać.

        Wzięłam szybki prysznic, założyłam jeansy z wytarciami, a do tego czarną koszulkę z napisem „New York". Nałożyłam delikatny makijaż, włosy związałam w koński ogon, po czym opuściłam toaletę wraz z moim pokojem. W kuchni zajęłam miejsce obok blondynki i skonsumowałyśmy posiłek, który przygotowała Beth. Zajęło nam to kilkanaście minut, po śniadaniu udałyśmy się do jej kwiaciarni. Pogoda nam dopisywała, fakt to nie była jeszcze temperatura na krótki rękawek, ale słońce i tak już dawało dużo ciepła, zarazem budząc wszystkich swoimi promieniami. Tak bardzo uwielbiałam wiosnę, cieszyłam się, że w końcu mogłam czuć, to co kiedyś, oddychać świeżym powietrzem. Po kilku minutach dotarłyśmy do budynku, w którym znajdowała się kwiaciarnia Beth. Nie było to daleko od jej mieszkania. Blondynka przekręciła klucz w zamku, po czym wyłączyła alarm i mogłyśmy wejść do środka. Zastanawiałam się, co będzie należało do moich obowiązków. Patrzyłam na nią zafascynowana. Włączyła światła, otworzyła zaplecze, powąchała kilka kwiatów, była w swoim żywiole, normalnie jak ryba w wodzie. To był jej świat, w którym nie było miejsca dla mnie, dla Grega, to było wyłącznie jej, wszystko należało do niej.

Aroya - Życie Pod Osłoną Nocy (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz