Mgła otula senne miasteczko

11 0 0
                                    


Jest cisza, a wszystko budzi się do życia. Z otaczających pól nadciąga mgła która wydaje się kołdrą otulającą okoliczną mieścinę. Miasto jeszcze śpiące, gdzieniegdzie w oknach świeci jasna łuna a na horyzoncie coraz śmielej ku górze wnosi się słońce które zapowiada kolejny słoneczny dzień. Kogut śmiało oznajmia nastanie nowego dnia, jego pianie brzmi jak wezwanie do pracy. Nowy dzień, nowe przygody a dla większości ta sama rutyna, bo i co może zakłócić rytm życia miasta gdzie wszystko ma swoją hierarchię? Jest pleban, jest wójt, jest dwór i majdan. Każdy zna swoje miejsce i powinności. Mieszkańcy zaraz po wstaniu zaczynają dzień od modlitwy, niezależnie od stanu i majątku każdy oddaje swoje troski i nadzieje Matce Boskiej. Klękają i zaczynają pacierz. jedni modlą się wyuczonymi formułkami tzw. znane wszystkim modlitwy, ci bardziej gorliwsi prowadzą swoisty monolog prosto serca deklamując słowa które podpowiada rozum i serce. Po pacierzu i porannych czynnościach idą do swoich zajęć które starają wykonywać sumiennie.

- Zapowiada się ciepły dzień - po czym dodał - choć mgła gęsta to i tak ładnie jest.

- W końcu maj sąsiedzie.

- Tak jest, panie Stanisławie. - zawsze zwracał się z szacunkiem do starszego sąsiada.

- Jaki panie... Państwo jest w dworze! Miłej pracy kowalu.

- Z Bogiem!

Krótka grzecznościowa rozmowa była wypełnieniem kolejnego punktu na liście codziennych czynności. Idąc do kuźni zawsze spotykał Stanisława, lokalny organista jak na swoje lata trzymał się niezwykle dobrze. Mało kto dożywał tak sędziwego wieku, a sprawność zarówno fizyczna i umysłu dziwiła mieszkańców. Przeciętny mieszkaniec który miał obowiązek pracy dla jaśniepana Franciszka Świerzyńskiego herbu Poraj żył kilkanaście lat krócej od osób niepracujący fizycznie, a szczególnie będących stanu wolnego. Lokalna społeczność składała się z majdanu którzy byli własnością rodową, wolnych obywateli którzy trudnili się zawodami niedostępnymi dla pospólstwa, gminy żydowskiej która stanowiła dość liczną grupę osiadłą już od wieków i bardzo dobrze z asymilowaną. Był też pleban wraz małym klasztorem sióstr zakonnych które niosły pomoc potrzebującym, gdyby nie one sieroty i porzucone bękarty zasiliłyby grono aniołów. Wychowankowie sióstr odbierali nauczanie które pozwalało do zasilania stanu wolnego, hrabia żadnego nie uznawał za swoją własność, jedynie pozwalał im zamieszkiwać w mieście, takim wolnym obywatelem był kowal Dionizy.

Życie kowala nie było z początku usłane różami, jednak fortuna kołem się toczy, a słońce zawsze pojawia się po burzy tak u niego los się odwrócił. Bycie sierotą pozwoliło odebrać staranne wykształcenie w lokalnej szkole podstawowej i średnie sfinansowane przez fundacje wspierające domy dziecka. Po ukończeniu nauki, poszedł do lokalnego garnizonu gdzie został przyuczony jako kowal. Ze względu na niskie urodzenie, lub brak pewności co do jego stanu wrota kariery wojskowej stały dla niego zaryglowane na klucz. Widząc jego siłę dowódca przydzielił go do kuźni gdzie na początku pomagał, a potem pełnoprawnie wykonywał obowiązki. To szczęście wiązało się z większą pensją, wychodząc po dziesięciu latach służby posiadał pokaźny majątek. Pierwsze gdzie się udał, była oczywiście rodzinna mieścina. Sam nie wiedział za bardzo gdzie ma się podziać. Został bez domu, jednak wiedział, że dobry kowal zawsze znajdzie prace.

Tak zbliżając się do Różopola wspominał swoje przygody opowiadając je Abrahamowi Weissowi - jednemu z najbogatszych kupców. Choć był człowiekiem obytym w świecie z chęcią słuchał o przygodach Dionizego Sieroty, a miał co słuchać bo wojna mimo swoich okrucieństw jest pociągająca. To wtedy opadają wszelkie maski, a pojawia się twarz z krwi i kości gdzie oczy są pełne nienawiści dla wroga i obcego. Nie chciał kupiec nigdy poznać tej prawdziwej twarzy, to też wraz z gildią kupców wynajmowali najemników którzy konwojowali ich od miasta do miasta.

MgłaWhere stories live. Discover now