Calum
Minął tydzień. Okrągły tydzień odkąd wysłałem Mindy wiadomość, a ona nie odpowiedziała. Myślałem, że tym małym żartem uda mi się nawiązać z nią jakąkolwiek konwersację. Jednak, myliłem się.
Sam do końca nie wiem, co od niej oczekiwałem. Może miałem tą głupią nadzieję, że coś między nami będzie. Pomyślałem, że to właśnie różnica wieku między nami jej przeszkadzała.
Nie będę ukrywał; Mindy mi się spodobała, nawet bardzo. Widać było, że ma mocny charakter, potrafi sobie poradzić i, że jest odpowiedzialna. Po tym właśnie wywnioskowałem, że może mieć dziecko. Albo dwoje...
Nie wyglądała jakby była dużo starsza ode mnie. Miała zgrabną figurę, poruszała się szybko, ale z gracją. Pamiętam jej uśmiech, piękny i szczery, i sposób, w jaki jej oczy wpatrywały się w moje. A najczęściej do mojej pamięci powraca moment, kiedy...
-Halo, ziemia do Caluma!
Potrząsam głową, wyrywając się tym samym z letargu. Patrzę przed siebie i widzę zmartwionego Luke'a. Stoi przede mną, ręce ma oparte na biodrach a gdyby tego było mało, tupał nogą.
-Co jest? -pytam, bo przyznam szczerze, że go nie słuchałem.
-To ja się pytam, co jest. -Luke wzdycha i siada obok mnie na kanapie. -Pytałem się, czy masz może czas, żeby iść jutro ze mną na zakupy.
-Czemu mam iść z tobą? -pytam.
-Nie wiem, tak tylko zapytałem. Zawsze sam chodzę na zakupy. -odpowiada Luke i siada obok mnie na kanapie.
-Pracuję jutro do dwudziestej, nie dałbym rady, poproś Ashtona. -mówię mu, a kiedy przyjaciel kiwa głową włączam telewizor i pozwalam, by zagłuszył nas sztuczny szum.
*
Punkt dwunasta zjawiam się w pracy. Wchodzę przez obrotowe drzwi i już z recepcji wita mnie roześmiana Naya. Naya jest recepcjonistką w naszym biurze. Jest rok młodszą ode mnie mieszaną Afroamerykanką i studiuje zaocznie zarządzanie. Lubię ją. I ona mnie też, nawet trochę za bardzo.
-Cześć, Calum. -wita mnie, wstając z krzesła.
-Cześć, Naya. Jest coś dla mnie?
Dziewczyna kiwa głową i podaje mi teczkę z dokumentami.
-Szef kazał ci przekazać te cztery projekty. Wyszedł przed chwilą, ponieważ wylatuje z rodziną na Florydę. Margaret ma się wszystkim zająć.
-Dzięki wielkie.
Uśmiecham się do niej i kieruję się do mojego „gabinetu", który dzielę z Emanuelem, moim kolegą, którego dziś nie ma, ponieważ kilka dni temu złamał nogę, ale szef pozwolił mu wziąć pracę do domu. Trochę szkoda, bo przez całe osiem godzin będę siedział w biurze sam, a gdy jest tu Emanuel zawsze rozbawia mnie swoimi żartami, albo opowiada o szalonych imprezach.
Po wejściu do biura od razu włączam komputer. Zanim ten stary grat się uruchomi, wychodzę do kuchni, zrobić sobie kawy. Wyciągam z szafki kubek z moim imieniem, który rodzice przywieźli mi z Nowej Zelandii, wsypuję dwie łyżki kawy i w międzyczasie wstawiam wodę w czajniku elektrycznym. Stukam łyżeczką o blat, czekając na zagotowanie się wody, kiedy słyszę, że ktoś wchodzi do kuchni. Odwracam się i widzę Nayę, trzymającą różowe, plastikowe pudełko.
-Upiekłam wczoraj brownie. Z karmelem i orzechami. -mówi i odkrywa wieczko. -Moja współlokatorka mówi, że jest przepyszne.
-Przepyszne czy zajebiste? -pytam, drażniąc ją trochę.
CZYTASZ
tell me what love feels like / calum hood
FanfictionSam do końca nie wiedział, co go w niej urzekło. Może to sposób jej bycia, poczucie humoru, albo to, jak bardzo inteligentna była? Jednego Calum był pewien; podobało mu się to, że Mindy nie chciała trzymać się stereotypów. Krótka opowieść, gdzie życ...