Aktorka

22 2 2
                                    

Słyszałam jak policja biega na parterze domu. Po chwili ktoś zapukał do drzwi gabinety ojca. Gdy nic nie odpowidzialam, drzwi się uchyliły. W drzwiach stał młodszy policjant. Miał brązowe włosy i po jego reakcji na ciało mogłam się spodziewać, że jest nowy. Złapał się za buzie, jakby powstrzymując odruch wymiotny. Wybiegł z pomieszczenia i zawołał jakiegoś Marty'ego. Znów wszedł do pomieszczenia tylko teraz w towarzystwie starszego ciemnoskórego mężczyzny. Miał już siwe włosy i brodę.

—Cholera. Tom, zawołaj Eliss. — Marty wydał polecenie, a nowy, który zapewne nazywa się Tom wyszedł z ulgą. W końcu wzrok starszego policjanta spoczął na mnie. Już wcześniej udało mi się wymusić płacz. Już na całej ręce czułam spływającą krew z rany. Mężczyzna najpierw zaskoczony odskoczył.

--Dziewczynko, wszytko w porządku? -- Spytał podchodząc.

--Najpierw Adrian...-- Szepnęłam cicho. -- Potem mama... A teraz jesze tata...

Policjant zbliżył się jeszcze bardziej. Nagle do pokoju wszedł kolejny czerwono włosy chłopak.

—Mart, Znaleźliśmy Panią Marble- — Powiedział, ale szybko przerwał widząc mnie. Razem podeszli do mnie. — Jest skaleczona... Co się stało?

—To chyba jest ich córka. Ale nic nie mówi. — Starszy ukucnął obok mnie i lekko dotknął ręki.

—Pewnie jest w szoku. — Powiedział ten drugi. Do pokoju wszedł Tom i niska czarnowłosa kobieta. To pewnie ta Eliss. — Oh, Ell, sprawdzisz ciało? Mamy to świadka w szoku. — dziewczyna tylko pokiwałam głową o zakładając rękawiczki podeszła do truchła mojego ojca. Zaczęła coś przy nim robić aż w końcu znalazła nóż i pistolet. Pokazała je Tomowi, który wyjął torebkę na dowody i włożył je do niej.

--Podcięte gardło. W dłoni trzymał pistolet. Mógł próbować się bronić przed osobą, do której należy nóż.-- Powiedziała szybko dziewczyna po czym opuściła pomieszczenie .

—Chodź z nami. Powinnaś porozmawiać z kimś kto się na tym zna. — powiedział czerwonowłosy i lekko pociągnął mnie za rękę abym poszła za nim. Musiałam ciągle grać, więc gdy wstawałam zachwiałem się i udawałam przerażoną. Wyszliśmy z budynku i mężczyzna zaprowadził mnie do radiowozu. Tam czekała srebrno włosa dziewczyna. Wyglądała na dość młodą. Czerwonowłosy zabandażował mi rękę i okrył mnie folią cieplną i oddał mnie w jej ręce. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że dziewczyna nazywa się Kathelyn.

—Cześć. Jesteś Ana Sofía, prawda? — Spytała siadając na przeciwko mnie. — Wiesz co się stało z twoimi rodzicami?

—O-on...On próbował mnie zabrać ze sobą... — Powiedziałam. Wiem, że powinnam raczej mówić plącząc się między zdaniami, jąkając się i robiąc czasem pauzy. Tak przynajmniej to wyglądało w filmach, które oglądałam.

—Kto? Był tam włamywacz? Chciał cię porwać? — Kobieta zadała kolejne pytanie pukając końcówką ołówka w notatnik. Hmm... W sumie to wygląda trochę na nastolatkę... Chociaż... Może około dwadzieścia lat? Nawet ładna.

—Nie.. B-byłam tylko ja... ja i tata. M-mama była w pokoju... O-ona... się po-powiesiła. — Schowałam twarz w dłoniach. Hah, coraz lepiej wychodzi mi nie śmianie się na wspomnienie o moich ofiarach. Zaczęłam głęboko, ale urywczo oddychać jakbym miała atak paniki jak myśl o tym. No dobra, może nie będę przesadzać, bo jeszcze do psychiatryka mnie wyślą.. Uspokoiłam oddech. -- Tata chciał mnie z-zabrać... Do A-Adriana... Mamy... On miał p-pistolet. Chciał mnie...mnie...

Kobieta zakryła ręką usta gdy zrozumiała o czym mówie. Zapisała coś w zeszycie. — Do kogo należy ten sztylet.—Okazało się, że nóż leży na stole w papierowej torebce. Kurczę, teraz chyba go wezmą, nie? A no coż będę musiała się posłużyć innym narzędziem. Nagle Drzwi ciężarówki się otworzyły i wszedł tak dobrze mi znany brunet z maską i goglami. Lekko się uśmiechnęłam na jego widok. Srebrno włosa wstała z siedzenia i odsuneła się.

— Dzień Dobry, ja tu po księżniczkę. —Powiedział wyciągając do mnie rękę. Z uśmiechem  wstałam i chwyciłam co za nią, łapiąc po drodze sztylet. Ha, przyjemnie jest to odzyskać. 

— Masz zamiar się jej pozbyć? — Spytałam kiwając na psylogoga.

— Nah, zapewni ci dobry początek w branży mordercy. — Wytłumaczył.

— A co do Pani pytania. To to jest mój nóż. Swoją drogą, ta laska Elias i mój żałosny braciszek to także moje ofiary. — Zaśmiałam się i razem z chłopakiem wyszliśmy z samochodu. Zaczęliśmy biec w stronę lasu, a po chwili dołączył do nas Masky i Hoodie.

W końcu trafiliśmy do lasu. Nie było trudno się tam dostać, bo las leżał dość blisko mojego domu. Na szczęście na nogach miałam trapery, więc nie miałam problemów z biegiem. Stanęliśmy zmęczeni i oprałwn rece na kolanach.

— Nikt nas nie próbował zatrzymać? — Spytałam zdziwiona, bardzo żałując, że nie mam przy sobie butelki wody.

— Nah, nikt nawet nie zuważył, że wyszliśmy, ale ta dziewczyna mogła ogłosić alarm czy coś. — Wytłumaczył Toby. Zaczeliśny dalej iść w głąb lasu.

— Nie dostaniemy się tak do Rezydencji, musimy poczekać do zmroku aż slenderman nas zabierze. — Tim przesunął maskę na bok twarzy i mogłam dokładniej zobaczyć jego ciemno brązowe oczy. Toby również zdjął maske zsuwając ją na szyję, a gogle wsuwając na głowę. Okazało się, że na policzku ma głęboką ranę.

To przypomniało mi o mojej ranie postrzałowej, która zaczęła piec. Spojrzałam na bolące miejsce i zobaczyłam, że krew delikatnie przesiąka przez bandaż. Westchnęłam i po prostu szłam dalej.

Nie mogłam się doczekać spotkania ze Slendermanem. Był moim idolem i miałam niedługo zobaczyć go na żywo. Wiecie jak normalne dziewczyny czują się przed koncertami ich ulubionych twórców? Właście tak się czułam. Na mojej buzi był ciągły uśmiech, a serce mi waliło mimo, że próbowałam się opanować.

W końcu dotarliśmy do starego kampera. Był zardzewiały w niektórych miejscach, a przez przednią szybę był wbity duży konar. Chłopaki weszli do samochodu, a ja za nimi.

— Tutaj poczekamy do nocy. Ana chodź, odkaże Ci rękę. — Powiedział Masky i zniknął w jednych z drzwi. Toby pobiegł do lodówki, a Hoodie usiadł na kanapie. Bez słowa ruszyłam za Tim'em.

Maska chłopaka leżała na zlewie, a Masky stał przy szafce i czegoś w niej szukał Po chwili wyjął z tamtąd szklaną buteleczkę, bandaż i gazę.

—Podejdź. — Zrobiłam o to co prosił i odwinęłam bandaż. Chłopak włożył moją rękę pod bieżącą wodę. - Jesteś uczulona na jodynę lub masz problemy z tarczycą? - Spytał sięgając po buteleczkę. Pokręciłam głową. Tim wylał małą ilość płynu na ranę po czym zajął się jej bandażowaniem.

— Dzięki. — Posłałam mu uśmiech, na co on pokiwał głową również się uśmiechając. Wyszliśmy z łazienki i usiedliśmy razem z resztą chłopaków na kanapie.

—Chcesz? — Spytał Toby podając mi talerz go goframi. Nie jadłam śniadania więc pokiwałam głową i wzięłam jednego na co brunet się uśmiechnął. Oddałam gest i zaczęłam jeść. Masky wyjął piersiówkę i napił się z niej. 

Teraz musieliśmy tylko poczekać do zmroku.

1063 słowa :) Media, also sorki jeśli ten rozdział jest pogmatwany, ale miałam dotalnego artbloca i zmuszałam się aby pisać żeby zdążyć-

𝘒𝘪𝘭𝘭𝘦𝘳 𝘉𝘦𝘢𝘶𝘵𝘺 || 𝘊𝘳𝘦𝘦𝘱𝘺𝘱𝘢𝘴𝘵𝘢 [Wstrzymana]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz