Beverly

15 1 2
                                    

Leżałam na łóżku i oglądałam jakąś komedie na telefonie gdy ktoś zapukał do drzwi. Jako dobrze wychowana wstałam i poprosiłam tę osobę do środka.

Okazało się, że był to Ben oraz jakaś dziewczyna z jasnymi włosami. Jednak było można było od razu stwierdzić, że oryginalnie były innego koloru i zostały nieudolnie wybielone jakimś wybielaczem. Zważywszy, że poprzedni kolor wygląda na czarny, jasno blond włosy bardzo się odznaczały. Mimo to, ten wygląd pasował do ekstrawanckiego wyglądu dziewczyny. Miała na sobie ciemną sukienkę za kostki z wzorkiem w gwiazdki, jednak najwyraźniej była ona na nią, za krótka, bo było widać jej gołe stopy. Na głowie miała wianek ze stokrotek i mleczy jednak większość kwiatów zwiędła. Różane policzki kontrastowały z jej jasną cerą. Oprócz tego na podbródku miała bliznę na którą nakleiła dziecinny plaster pomimo, że nie był już od dawna potrzebny. Twarz miała wesołą i naprawdę śliczną, w brązowych oczach tańczyły iskierki podekscytowania, a od dużej ilości uśmiechu miała kurze łapki przy oczach,  które do dawały jej uroku.

-O jej! To ty! Rzeczywiście jesteś piękna! - Wykrzyknęła dziewczyna podając mi bukiet z leśnych kwiatów. Od razu podeszłam do szafki i włożyłam je do jednego z pustych wazonów. - Nie wierzę, że jednak żyjesz! To na prawdę ulga! Będę musiała powiadomić też Anais! Na pewno się ucieszy! A zwłaszcza gdy powiem jej jaka to piękna jesteś! Tak jak my odziedziczyłaś piękno po matce! Oraz na dodatek dołączyłaś się do papy, więc jeszcze lepiej! Wprost cudownie!

Energia dziewczyny również wpłynęła na mnie i sama zaczęłam się szczerzyć. Lecz dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie tego co ppwiedziała.

-Chwila. . . Ty jesteś Meredith? Moja trzecia siostra? - Spytałam.

-Oh tak! Ale teraz używam imienia Beverly! Brzmi tak super, prawda? - Dziewczyna chodziła po moim pokoju i oglądała wszystkie kąty.

-To ja was zostawię-  powiedział Ben z uśmiechem i wyszedł.

- Kim jest papa? - Spytałam zwracając się do dziewczyny.

-Oh! To Slender, tak go nazywam. Jakoś tak wyszło. Zamieszkałam tu gdy miałam 24 lata. To 12 lat temu! Ahh czasy dzieciństwa. . . Właściwie to byłam jedną z pierwszych podopieczny papy, ale później zaczęłam grać samotnie jako płatny morderca. No wiesz, chciałam poczuć smak odpowiedzialności o to czy dziś coś zjesz czy nie! Tak wogule to ty też nie nazywasz się już Inez, nie? Papa mówił chyba. . . Ana? Sofia? Ana Sofia. Nie wiem, dziwne te imię. To Ana czy Sofia? Oh, oh! Wymyślimy ci nowe imię! Takie ładniusie! Co myślisz o Charlie? Oh, Albo Cassidy? Ohhh! Sydney! - Dziewczyna odrwóciła się do mnie z wyszczerzonymi śnieżno białymi zębami.

Rzeczywiście, moje imię nigdy mi się nie podobało. . . A to może być dobra okazja na zmienienie go.

-Co sądzisz o Cody? Kiedyś mi się bardzo podobało. - Zaproponowałam.

-O jej! Tak! Ładniusie! - Beverly podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. - Chodź powiemy reszcie! - Pociągnęła mnie za drzwi, a potem do salonu, w którym siedziała większość domowników oglądając telewizję.

-O niee, ona tu przyszła - jęknął Jeff, a tuż obok niego przeleciał nóż i trafił w ścianę za nim. Beverly w niego rzuciła lecz ten nawet nie drgnął. Zapewne wiedział, że dziewczyna nie ma zamiaru trafić w niego. - Widzę, że wojna nadal trwa. . .

- I uwierz mi skończy się dopiero gdy się poddasz. . . - odparła Beverly z uśmiechem.

-Nigdy. - Koło jej twarzy przeleciał teraz nóż Jeffa, a ona również się nie ruszyła. Reszta osób w pokoju nawet nie zwracała uwagi na ich wygłupy i dalej próbowała oglądać film. Pewnie są już do tego przyzwyczajeni.

- Wracając! Ana, Ana Sofia, nie nazywa się już Sofia! Ana Sofia! Tylko Cody! Ładnie, nie? - Beverly zaprezentowała mnie gestem dłoni.

-No ładnie, przynajmniej już nie będę musiał rozmyślać czy mówić do ciebie Ana, czy Sofia. - Zaśmiał się Toby nie odwracając wzroku od ekranu. Na prawdę czy oni nie rozumieją, że Ana Sofia wypowiada się jako jedno? No cóż, teraz przynajmniej nie będę musiała im tego tłumaczyć. Same plusy!

-Posłuchajcie wszyscy. - Usłyszałam w swojej głowie i od razu odwróciłam się aby sprawdzić czy Slenderman jest w pokoju. Jak się spodziewałam stał w drzwiach klatki schodowej. Razem ze mną odwróciła się większość głów. - Dziś, na obiad pojawi się u nas mój brat.

- Oh błagam, powiedz mi, że nie on! - Jęknął Jeff.

-Rozumiem, że chodzi ci o Offendermana, Jeff i niestety muszę cię zawieść. Tak, to on. - Po słowach mężczyzny po pokoju rozległ się jęk niezadowolenia.

Hmm, ciekawe kim on jest i czemu go tak nienawidzą. . . Rozumiem Jeffa i Beverly, ale oni mimo, że się nie lubią mają tą wspólną grę, która bawi ich oboję, ale tutaj wygląda na to, że oni rzeczywiście woleliby go nie widzieć.

-A więc chciałbym abyście przygotowali coś sensownego do jedzenia. - Znowu zaczął Slender lecz nikt nie zbyt ruszył się do pracy. Rzeczywiście z tych resztek nawet ja nie wiem co ugotować. Usłyszałam w swojej głowie westchnięcie. - Będziecie mogli iść do miasta po zakupy. - Za to po tych słowach Sally zeskoczyła z kanapy pociągając za sobą Bena, a za nimi też Bloody Painter, Toby, EJ, Jane i Clockwork. Wszyscy mieli wielkie uśmiechy na twarzy.

-Shotgun! - Wykrzyknęła Sally z Benem oraz Jane w tym samym momencie, a już po chwili to samo słowo powiedziała reszta, ale gdy sobie uświadonili, że się spóźnili jękneli z zawiedzeniem i usiadli z powrotem na kanapie.

- No dobra, ale mogłabym wziąć ze sobą An- Cody? Chciałabym z nią iść też do sklepu z ciuchami. - Spytała czarnowłosa.

- To może być dobry pomysł. Słyszałem, że Cody zna się na gotowaniu. - W naszych głowach odezwał się głos Slendermana.

Może z zewnątrz nie było tego widać, ale w środku krzyczałam jak fanka na koncercie swojego ulubionego, gorącego piosenkarza. Nie tylko, że Jane chce isć ze mną na zakupy, ale też Slenderman pochwalił moje gotowanie. Znaczy, nie tak do końca, ale wiecie o co chodzi.

- Oh, dzięki Jane, chętnie pójdę z tobą na zakupy, a potem może razem przygotujemy coś do jedzenia? Znaczy, jeśli masz coś innego do roboty to sama się tym zajmę, ale mogłabym pokazać ci te francuskie przepisy. - Posłałam dziewczynie nerwowy uśmiech.

-Jasne. - Jane odwzajemniła gest. Najwyraźniej zauważyła, że się zestresowałam, więc postarałam się uspokoić. Sama nie wiem czemu tak się zdenerwowałam spytaniem ją o spędzanie razem czasu. Znaczy oczywiście, strasznie ją szanuję, w końcu jest jedną z najbardziej popularnych creepypast. Ale mimo to nigdy nie martwiłam się, że ktoś nie będzie miał na mnie czasu. I nie tylko dlatego, że byłam popularna i większość odwołała by swoje plany, gdybym zaproponowała wyjście. Po prostu. . . Teraz czuję się nie wystarczająco. . . fajna? Uh, sama nie wiem. . .

-Dobrze, idźcie się przygotować. Za dziesięć minut spotkamy się w kuchni, a ja was przeniosę do miasta. - Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Slendermana. Po tych słowach zniknął. Dosłownie, gdy mrugnęłam już go nie było.

Wszyscy którzy mieli iść ruszyli do swoich pokoi, więc postanowiłam iść ich śladem. Gdy byłam jednak w drodzę zaczepił mnie Bloody Painter. Z tego co pamiętam jego prawdziwe imię to Helen. Ładnie, swoją drogą.

-Uh, Cody. . . Skoro idziesz do miasta mogłabyś wziąć z tamtąd coś dla mnie? - Spytał drapiąc się po karku. - Wiem, że Ben z Sally zapomną, a Jane się nie zgodzi, dlatego pytam ciebie.

-Jasne, co to ma być? - Odparłam z uśmiechem. No hej, zawsze miło zdobyć tu więcej przyjaciół pomagając im, prawda?

-Farbki akrylowe, węgiel oraz pastele suche i mokre. Uhm, zapisałem wszystko w razie czego. - Wręczył mi mały papierek. - Powinnaś znaleźć to w praktycznie każdym sklepie artystycznym.

-Nie ma sprawy. Zajmę się tym. - Pożegnałam się z czarnowłosym i poszłam w końcu do mojego pokoju się przygotować.

1217 słów. Taki przyjemny rozdzialik dla odmiany uwu

𝘒𝘪𝘭𝘭𝘦𝘳 𝘉𝘦𝘢𝘶𝘵𝘺 || 𝘊𝘳𝘦𝘦𝘱𝘺𝘱𝘢𝘴𝘵𝘢 [Wstrzymana]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz