Kathleen siedziała w pokoju Marieluise i przeglądała czasopismo popularnonaukowe, które leżało na biurku.
– Nudy, same nudy – westchnęła i odłożyła magazyn. – Jak mama?
– Wygląda na to, że dobrze – Marieluise podeszła do szafy i zaczęła z niej wyjmować ubrania. Kathleen miała jej pomóc uporządkować całą garderobę. – Wszystko teraz zależy od niej.
– To czemu masz taką smutną minę? Trapi cię coś?
Marieluise oparła się o zamknięte drzwi szafy.
– Sądzę, że nie wystarczy jej siły woli, by przestać łykać tabletki – opuściła głowę w dół. – Wczoraj widziałam, jak trzęsły jej się ręce kiedy wycierała naczynia. Zaczęła krzyczeć, że ścierka jest zbyt mokra i nie może wytrzeć do sucha.
Kathleen słuchała uważnie, nie odzywając się ani słowem.
– Potrafi się zdenerwować o byle co – dodała i spojrzała na przyjaciółkę. – Czuję, że ona długo nie wytrzyma.
Smutna mina Marieluise sprawiła, że Kathleen od razu do niej podeszła i przytuliła.
– Musisz być dobrej myśli – powiedziała i nadal głaskała jej włosy. – Twojej mamie na pewno się uda, obie musicie w to wierzyć.
– Bardzo bym chciała, żebyś miała rację – wymamrotała Marieluise, wycierając mokre od łez policzki. – Już nawet nie pamiętam, jak to jest mieć mamę, na którą zawsze można liczyć. Tęsknię za tym uczuciem.
– Wiem, kochanie, wiem – Kathleen nadal ją przytulała. Bardzo się o nią martwiła i postanowiła ją trochę rozweselić. – Masz już sukienkę na bal na zakończenie szkoły?
Marieluise była jej wdzięczna za zmianę tematu. Spojrzała na przyjaciółkę, nie dowierzając.
– Kathleen, ja i sukienka? – pokazała ręką na swoją sylwetkę. – To nie chodzi w parze.
– Ale ty marudzisz – westchnęła i przewróciła oczami. – Idziemy do butiku.
– Dokąd?
– Do butiku. To taki sklep, w którym kupuje się ubrania.
– Wiem, co to butik, ale po co tam chcesz iść? – Marieluise nie miała zamiaru szukać sobie sukienki na bal, bo wiedziała, że czego by nie założyła to i tak wyglądałaby nieatrakcyjnie. – Niczego nie będę przymierzać.
– Jeszcze zobaczymy – Kathleen uśmiechnęła się złowieszczo i złapała swoją torebkę leżącą na biurku Marieluise. – Chodź, marudo. Przygoda wzywa.
*
Wbrew przyrzeczeniom, Marieluise przymierzyła stos sukienek. Kathleen zaprowadziła ja do studia swojej cioci, niespełnionej projektantki mody. Kobieta była zachwycona, kiedy siostrzenica wyjaśniła jej, po co do niej przyszły.
– Obie nie będziecie żałowały, że przekroczyłyście próg mojego królestwa – klasnęła w dłonie i pochwaliła się swoim uzębieniem przyozdobionym czerwoną szminką – tą samą, której trzy warstwy trzymały się na jej wargach.
Marieluise była początkowo przerażona, ale z czasem spostrzegła, że ciocia Kathleen, mimo swej ekscentryczności, zachowywała się profesjonalnie.
– Kathleen, kochanie, spójrz na tę brzoskwiniową organzę – przytknęła jej do twarzy kawałek tkaniny. – Och, tak, jak myślałam! Ten odcień pięknie współgra z kolorem twojej cery. W pasie dołożymy ciemniejszą gipiurę... Może tę? – pokazała im ciemnoszary, niemal czarny pas koronki w esy-floresy. – Świetnie. Gipiura doda ci elegancji, a jej wzór nawiązuje do waszej młodzieńczości!
CZYTASZ
Przez okno
Romance- Och, Kev... - Boli? - Trochę, ale proszę, nie przestawaj. Zrobił to, o co go poprosiła. Dzieciństwo Marieluise naznaczone było wieloma tragediami. Utrata ojca czy prześladowanie w szkole były jedynie wierzchołkiem góry lodowej, którą każdego dnia...