– Marieluise Hübscher do pana – Cara ułożyła usta w wąską linię, a palce mocno zacisnęła na słuchawce. – Oczywiście.
– No i co? – Marieluise przestawała z nogi na nogę, cały czas przytulając do siebie dokumenty. – Mogę wejść?
Cara podniosła się z krzesła i pociągnęła ją za ramię, prowadząc do pomieszczenia socjalnego. Miały szczęście, bo na przerwie śniadaniowej siedziały tylko cztery osoby, w tym Oliver i Sebastian.
– Poczekaj tu chwilę – Cara podeszła i włączyła czajnik. – Martinez nadal nie jest zbyt towarzyski, a pół godziny temu przyniosłam mu dokumenty, które chyba nie za bardzo mu się spodobały.
Marieluise usiadła na ostatnim wolnym krześle i spojrzała na koleżankę z frustracją.
– Czyli co? Mam tu czekać do wieczora?
Oliver zaśmiał się pod nosem.
– Wiesz, Marieluise, polubiłem cię – podszedł do Cary i położył rękę na jej ramieniu. – A ty, co o niej sądzisz?
– Fajna z niej dziewczyna.
– Szkoda tylko – Sebastian się wtrącił w rozmowę, robiąc smutną minę – że Martinez dał jej mission impossible. Powiedz nam, jak było z tą wiedźmą.
– Sebastian! – Cara odtrąciła rękę Olivera i podeszła do rozbawionej Marieluise. – Andrea Kiewel nie jest wiedźmą. Marieluise, jak poszło spotkanie?
Cała trójka zebrała się wokół stolika i patrzyła na nią z zaciekawieniem. Marieluise była zadowolona z faktu, że żadne z nich nie miało pojęcia o jej sukcesie. Postanowiła to wykorzystać.
– No, wiecie – zaczęła dość nerwowo, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Zaczęło się od tego, że pani Kiewel przybyła na miejsce przede mną, choć wcale nie przyjechałam spóźniona.
– Tak, ze mną też tak było – wszedł jej w słowo Oliver. – Później było już tylko gorzej.
Marieluise kiwnęła głową i dla lepszego efektu głośno wciągnęła powietrze.
– Jeszcze zanim weszłyśmy do domu, wygłosiła swoją negatywną opinię o budynku, ale udało mi się ją przekonać, by przynajmniej weszła do środka.
– To zołza.
– Sebastian!
Choć ze śmiechu zadrżał jej jeden kącik ust, udało jej się w porę pohamować głośny chichot.
– Pokazałam jej więc wszystkie pomieszczenia i ogródek, a ona była coraz mniej rozmowna.
– Tego się można po niej spodziewać – Oliver poklepał ją po ramieniu. – Ona taka już jest. Szkoda, że akurat na nią musiałaś trafić. Naprawdę cię polubiłem.
Nie było sensu, by ciągnąć tę zabawę w nieskończoność, więc Marieluise otworzyła teczkę z dokumentami i podała Oliverowi umowę kupna-sprzedaży.
– Wypowiedzenie? – wziął kartki, nie patrząc, co na nich jest zapisane. Patrzył na Marieluise współczująco, próbując dodać jej otuchy. – Martinez chyba nie zdążył cię zatrudnić, żeby dawać ci wypowiedzenie.
– Nie zdążył, to prawda.
– Pokaż mi to – Cara wyrwała mu z ręki plik papierów. – Oglądam takie dokumenty na co dzień, więc zaraz wam po... O, cholera!
– Co tam jest napisane? – Sebastian wziął dokumenty. – Może Martinez zaproponował ci większą pensję od naszy... No ja cię kręcę!
– Może mi ktoś łaskawie powiedzieć, co to za papiery? – Oliver patrzył to na Carę, to na Sebastiana, ale oboje mieli rozdziawione buzie i w ogóle go nie słyszeli. – Marieluise?
CZYTASZ
Przez okno
Romance- Och, Kev... - Boli? - Trochę, ale proszę, nie przestawaj. Zrobił to, o co go poprosiła. Dzieciństwo Marieluise naznaczone było wieloma tragediami. Utrata ojca czy prześladowanie w szkole były jedynie wierzchołkiem góry lodowej, którą każdego dnia...