Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po przebudzeniu

2.6K 157 172
                                    

Zrywając się do siadu, nie panował nad nierównym oddechem, przez który mogłoby się wydawać, że dosłownie przed chwilą przebiegł maraton. Gyby miał na sobie koszulkę, z pewnością kleiłaby się do jego pokrytego potem ciała. Ręce zaciskające się na kołdrze nie przestawały drgać, podobnie jak wszystko inne. Cały się trząsł i nie zanosiło się na to, by miał przestać. Jego serce biło tak mocno, że miał wrażenie, iż za moment wyskoczy mu z klatki piersiowej. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w jakiś nieistniejący punkt przed sobą. W pomieszczeniu w którym się znajdował było ciemno. A przynajmniej do chwili w której jego wzrok zaczął się przyzwyczajać. Dopiero wtedy zdołał się nieco uspokoić.

Przykładając wciąż drżącą dłoń do skroni, zaczął się rozglądać po pokoju, który wyglądał tak samo jak przed zaśnięciem. Nie zmieniło się okno zajmujące prawie całą ścianę, przez które wpadało tu światło odbite od księżyca. Nie zmieniły się półki z naprzeciwka, na których to wciąż stały figurki, świeczki zapachowe czy też książki, których swoją drogą do tej pory nie przeczytał. I zapewne nie przeczyta. Nie zmieniły się drzwi prowadzące na korytarz, będące otwarte na oścież, tak jak kilka godzin temu. Nic się tu nie zmieniło. Choć, czy aby na pewno?

Przełykając nieprzyjemną gulę w gardle, którą czuł od dobrych paru minut, spojrzał na leżącą w tym samym dwuosobowym łóżku postać. I właśnie wtedy uświadomił sobie, że to był tylko sen. Chociaż nie. To nie był sen. To był cholernie realny koszmar, który doprowadził go do takiego stanu. Wszystko co przeżywał, każde słowo, każdy ruch, czy też ból... To było tak prawdziwe, że potrzebował dobrych kilku minut, by przyswoić sytuację. Rzadko kiedy jest w stanie zapamiętać swój sen, ale w tym przypadku pamiętał wszystko. Każde słowo, gest... Wszystko. Po raz kolejny przełknął ślinę, powolnie dotykając swych pleców, na których po chwili napotkał miękkie pierze. Skrzydła. Były na swoim miejscu. We śnie ich nie miał. Brutalnie go ich pozbawiono, aż do krwi. Jednak nie to w tym wszystkim było najgorsze.

Po chwili wahania zdecydował się spojrzeć na chłopaka leżącego plecami do niego. Jego czarne włosy połyskiwały w świetle księżyca, przez co miał ochotę ponownie zatopić w nich swe dłonie. Mimo iż nie wyglądały na miękkie i delikatne, w rzeczywistości właśnie takie były, a on doskonale o tym wiedział. I mimo iż osobnik ten leżał tyłem do niego, złote tęczówki zdołały dostrzec jego unoszącą się w równym tempie, nagą klatkę piersiową, przez co zdał sobie sprawę, jakie ma szczęście. Nie chciał by widział go w tym stanie. Nie teraz. Nie po tym wszystkim czego był świadkiem, mimo iż był to tylko zły sen, a raczej pierdolony koszmar. No bo jak Dabi mógłby się dowiedzieć o tym, kim jest? Na każdym kroku stara się być ostrożny i do tej pory wychodziło mu to świetnie. Nikt niczego nie podejrzewał. Każdy uwierzył w bajeczkę o bohaterze, który postanowił zmienić stronę. Każdy ujrzał w nim potencjał i chęć posiadania go w swych szeregach, jako naprawdę potężnego i godnego uwagi członka. No może nie do końca każdy. Znalazłoby się kilka osób które nadal nie pałają do niego zaufaniem. Ale tu nie chodzi o innych, a o czarnowłosego który w jego koszmarze, odegrał kluczową rolę. Nawet teraz, gdy się mu przyglądał, zadawał sobie pytanie, czy rzeczywiście byłby zdolny potraktować go w tak okrutny sposób, jeśli by się dowiedział. Nie znał odpowiedzi na to pytanie, choć jak tak to wszystko sobie wyobrażał, poczuł ciarki. Z pewnością nie chciałby przez to przechodzić po raz drugi, dodatkowo w realnym życiu.

Po kilku minutach, gdy zdołał już się niemal całkowicie uspokoić, położył się. Przodem do czarnowłosego, który w tym samym momencie, przewrócił się na plecy, nadal pogrążony we śnie. Dzięki temu, Keigo mógł przyjrzeć się jego spokojnej twarzy. Twarzy która w tamtym momencie ni jak go nie przypominała, wykrzywiona w złości, bólu i nienawiści do jego osoby. I być może nie bał się samego bólu, ale tego w jaki sposób na niego patrzył. A patrzył z obrzydzeniem, jak na jakiegoś żałosnego śmiecia nie zasługującego na życie. Co śmieszniejsze, blondyn dokładnie tak się w tamtym momencie czuł. Mimo tego wszystkiego co zgotował mu Dabi, nie był na niego zły. Był zły na siebie. Cholernie zły, ale i przerażony. Przez to całe szpiegowanie, stracił go. Osobę na której o dziwo mu zależało. I we śnie... I teraz. Choć co prawda jeszcze tego głośno nie przyznał.

Jak to było w ogóle możliwe, że aż tak związał się ze swym naturalnym wrogiem? Ze złoczyńcą? Cały czas zadawał sobie to pytanie. Jednocześnie wiedząc, jak bardzo jest to niestosowne. No bo przecież nie będzie szpiegiem cały czas. Kiedyś wszystko wyjdzie na jaw i woli nawet nie myśleć o tym, co się wtedy stanie. Do jakiegoś czasu się powstrzymywał, owszem. Ale w końcu nastała chwila, w której dał upust emocjom i pragnieniu. Nie mógł dłużej się powstrzymywać, tym bardziej, że Dabi praktycznie cały czas koło niego przebywał... I kusił. Być może i nieświadomie, ale kusił. Cholernie kusił. Chociaż jak się nad tym głębiej zastanowić, to nadal to robi, a Takami nadal nie może się powstrzymać. Dlatego też po chwili zastanowienia, przysunął się bliżej niego, kładąc głowę blisko jego twarzy, prawie że się z nim stykając. Teraz nie tylko słyszał, ale i czuł równy, spokojny oddech czarnowłosego. Nie odrywając od niego wzroku, jedną z dłoni ostrożnie położył na jego nagim, gorącym wręcz torsie, przy czym cały czas starał się go nie obudzić. Gdy tylko się przy nim znalazł, ogarnęło go nie tylko bijące od niego ciepło, ale i poczucie bezpieczeństwa, dzięki któremu w końcu postanowił przymknąć powieki i wrócić do krainy snów z nadzieją, że tym razem nie zastanie tam tego co poprzednio.

Lekki uśmiech wkradł mu się na twarz, na samą myśl o tym w jakiej sytuacji się znalazł. Hawks, bohater numer dwa, zakochał się. W złoczyńcy. A przynajmniej tak mu się wydawało. Dabi był dość specyficzny, ale właśnie to go do niego przyciągnęło. Uwielbiał w nim dosłownie wszystko, włosy, blizny, charakter, niebieski płomień. Wszystko. Jednak chyba nic nie było w stanie przebić turkusowych oczu, w które mógłby się wpatrywać bez końca. Pragnął, by ich właściciel należał tylko do niego. Pragnął już zawsze budzić się z nim u boku. Pragnął przeżywać z nim każdy dzień. Pragnął, by mimo różnic, dał im szansę.

Jednak to nie było takie proste.

Rano, spotkała go niemiła niespodzianka. Obudził się tak jak zasnął, w tej samej pozycji, w tym samym pokoju, ale z jedną małą różnicą. Obudził się sam. Dabi'ego nie było. Miejsce w którym spał, świeciło pustką. Blondyn skulił się, naciągając na siebie jeszcze więcej kołdry. Wraz z czarnowłosym, zniknęło ciepło oraz chęć do zrobienia czegokolwiek. Dlatego też po chwili, ponownie wtulił się w poduszkę, zamykając przy tym oczy. Mógłby iść do kuchni, sprawdzić czy jego partner przypadkiem tam nie siedzi, ale nie widział takiej potrzeby. Znał go nie od dziś i wiedział, że czarnowłosego już tu nie ma. Tak było za każdym razem, po ich wspólnej nocy. Dabi wychodził niepostrzeżenie z jego mieszkania, a on budził się rano ze złudną nadzieją, że może tym razem zastanie go obok.

Nic bardziej mylnego.

𝚏𝚊𝚔𝚎 𝚙𝚎𝚘𝚙𝚕𝚎 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz