Łzy to słowa, które chciało wypowiedzieć serce

993 120 90
                                    

Kuchnię spowitą w półmroku, wypełniało chłodne powietrze wpadające przez otwarte na oścież okno. Mieszał się z nim zapach niedawno parzonej kawy, która do tej pory stała nietknięta. Dabi zaciskając kurczowo dłoń na kubku, wpatrywał się w niego pustym wzrokiem. Nie miał najmniejszej ochoty na kawę, której rola polegała na byciu kadzidełkiem, uspokajającym jego skołatane myśli. Chciał po prostu się czymś zająć, nawet jeśli w grę wchodziło siedzenie przy oknie z parującym kubkiem, którego zawartość najpewniej wyląduje w zlewie. Nie zamartwiał się tym, podobnie jak uczuciem zimna które z chwili na chwilę stawało się coraz silniejsze. Musiał ochłonąć, przemyśleć parę spraw w ciszy i spokoju.

Biorąc głęboki wdech zwrócił wzrok w stronę okna. Na zewnątrz zaczynało się robić jasno, a miejskie dźwięki stawały się coraz bardziej słyszalne. Wszystko powoli budziło się do życia. I tak dzień w dzień. Wiele rzeczy krzątało mu głowę, jedne bardziej istotne, drugie mniej. I mimo iż wydawało mu się, że z niektórymi już dawno się zdążył pogodzić, one wracały, ze zdwojoną siłą, tym samym przyćmiewając mu umysł. Najgorsze jednak było to, że nie miał jak z siebie tego wyrzucić. Nie było osoby, której mógłby się zwierzyć z tego, co go trapi. Tłumił w sobie buzujące w nim emocje, przez co za dnia czuł się jak tykająca bomba. Mógł się wyładować poprzez palenie przeciwników na popiół. Czuł wtedy ogromną satysfakcję, oraz chwilową ulgę, a wszelkie negatywne uczucia, skutecznie maskował za swą obojętną maską.

Czując ciepłą ciecz na policzku, wypuścił powietrze z płuc i spuścił głowę, w efekcie czego kropelki krwi spłynęły w dół, plamiąc mu przy tym białą koszulkę. Czasami po prostu nad tym nie panował i pozwalał im płynąć, a wraz z nimi, pozbywał się tego, co go trapiło. Chwilowo.

— Już wstałeś? — Usłyszał zaspany głos blondyna, który przeciągając się, właśnie wchodził do kuchni. Mimo obecności bohatera, nawet nie drgnął, co niezbyt zdziwiło jego partnera. — Będziesz to pił?

Zwrócił się do niego widząc kubek kawy, którą zwykle wypijał o poranku. Nieco go to zdziwiło, bo Dabi i takie używki to dwa różne światy. Może kiedyś mu się zdarzyło wypić jedną, lub dwie, ale nigdy nie robił tego z własnej woli, lecz pod przymusem blondyna, który przygotowywał je nawet nie pytając go o zdanie.

— Nie — Cichy głos czarnowłosego przeciął panującą między nimi ciszę. Takami od razu wyłapał, że coś jest nie tak, albo po prostu mu się wydaje. Niemniej jednak, nie zamierzał go o to pytać wiedząc, że nie uzyskałby odpowiedzi. Dabi nie był typem osoby, która ładnie wszystko wyśpiewa, gdy go się o to poprosi. Maskował emocje i nie lubił o nich rozmawiać. Jedynie podczas ich zbliżenia, starał się je okazywać.

Pochodząc do niego, chwycił kubek i wypił duszkiem jego zimną już zawartość, tym samym pozbawiając partnera kadzidełka. Nie przeszkadzało mu to, czasami zdarzało mu się kupić zimną kawę, choć jednak był miłośnikiem tej gorącej, którą czasami parzył sobie język. Odstawiając puste naczynie do zmywarki, kątem oka spojrzał na złoczyńcę, nadal siedzącego w tej samej pozycji. Wyprostowując się, oparł o blat za nim i wbił wzrok w ścianę naprzeciwko. W głowie miał istny bałagan, podobnie jak czarnowłosy, nie zwracający na niego najmniejszej uwagi.

Kim tak naprawdę był dla niego Hawks? To pytanie męczyło go od jakiegoś czasu, a on zdawał się nie posiadać istotnej odpowiedzi. Mimo iż doskonale zdawał sobie sprawę z jego prawdziwej tożsamości, nie był pewien, czy rzeczywiście jest po ich stronie. Miał go trzymać na dystans, nie przyzwyczajać się, nie ufać mu i nie odbudowywać starych więzi. A wyszło jak wyszło i teraz już nie było odwrotu. Blondyn był dla niego naprawdę ważną osobą, jego małym przyjacielem z dzieciństwa, z którym uwielbiał spędzać czas po całym dniu morderczego treningu z ojcem, którym gardzi do dziś. W jego towarzystwie, czuł ulgę i wiedział, że nie musi się niczym obawiać. Przy nim znikały wszelakie problemy i smutki. Zostawali tylko oni. Tylko ich dwójka. Bo tak naprawdę Hawks, był jedyną osobą, na której mu zależało. Tak prawdziwie.

Podnosząc nieco głowę, spojrzał na pochylającego się nad nim bohatera, który z widocznym zmartwieniem cały czas coś do niego mówił. Kiedy w ogóle się przy nim znalazł? Dlaczego nie zdążył tego zarejestrować? Dlaczego nie mógł zrozumieć treści jego słów? Mógł jedynie wpatrywać się w twarz, którą poprzedniej nocy tak namiętnie całował.

Takami nie rozumiał co się dzieje. Próbował do niego dotrzeć, ale czarnowłosy wyglądał tak, jakby jego słowa w ogóle do niego nie trafiały. A spływająca po jego policzkach krew, tylko bardziej go przerażała. Choć po chwili, gdy udało mu się uspokoić myśli, wyciągnął do niego dłoń i delikatnie przejechał palcem, po jego ciepłej skórze, tym samym zmazując szkarłatną ciecz. Dabi nie czuł nic. Nic prócz jego kojącego dotyku.

Zaciskając zęby odtrącił dłoń blondyna, by sekundę później opleść jego talię i wtulić się w jego szarą koszulkę. Keigo zaskoczony tym gestem spoglądał w dół, na czarną czuprynę, w której po chwili zatopił dłoń. Słyszał pociąganie nosem, oraz czuł drżenie jego ciała, które coraz bardziej się w niego wtulało. Płakał. To był jego sposób na odreagowanie. Chłopak obejmując go drugą dłonią, uśmiechnął się smutno. Mimo iż jego partner nie wyjaśnił mu o co chodzi, cieszył się, że postanowił ukazać mu swe słabości i się przed nim otworzyć, bo to znaczyło, że mu ufał. Dabi z kolei był mu wdzięczny za ciszę z jego strony. Nie potrzebowali słów. Potrzebowali siebie.

𝚏𝚊𝚔𝚎 𝚙𝚎𝚘𝚙𝚕𝚎 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz